
Z oparów absurdu do krainy snów, czyli jak FaZe w końcu zaimponowało transferami
Przez długi czas przy dowolnym transferze FaZe łapaliśmy się za głowę i zastanawialiśmy się, jak do tego doszło. W ostatnich latach międzynarodowa formacja często przeprowadzała roszady kadrowe po taniości i bez większej finezji, czego efektem były również nieszczególnie korzystne wyniki. Dziś możemy chyba jednak z ręką na sercu przyznać, że ktoś w amerykańskiej organizacji w końcu poszedł po rozum do głowy.
W 2017 roku FaZe postrzegaliśmy jakiego absolutnego lidera w kategorii hitowych transferów. Nie każdy mógłby sobie pozwolić na wyciągnięcie z mousesports Nikoli „NiKo” Kovača, a kilka miesięcy później na podebranie Natus Vincere Ladislava „GuardiaNa” Kovácsa i pozbawienie Fnatic legendy organizacji – Olofa „olofmeistera” Kajbjera. Zespół gwiazd niesamowitego kalibru podbił serca wielu fanów, a do tego zawojował takie turnieje jak ESL One: New York 2017 czy ELEAGUE CS:GO Premier 2017. Niewiele zabrakło również, żeby pamiętny rok zakończyć złotym medalem IEM Oakland i ESL Pro League.
Schody zaczęły się w momencie prywatnych problemów olofmeistera. Nawet wówczas FaZe potrafiło jednak z pomocą Richarda „Xizta” Landströma wygrać IEM Sydney, a z Jørgenem „cromenem” Robertsenem podnieść okazały puchar ESL One: Belo Horizonte. Już po powrocie Szweda dołożyli do tego także trofeum EPICENTER. Po słabej końcówce roku dość impulsywnie zdecydowano się jednak odprawić karrigana, który w oczach wielu ekspertów był kluczowym elementem sukcesu ekipy legend.
I wiecie co? Gdyby wówczas szedł za tym jakiś solidny plan, to może i byśmy to kupili, ale już wówczas FaZe wstąpiło na drogę, która prowadziła aż do lutego 2021 roku. Początkowo lukę po Duńczyku miał załatać Dauren „AdreN” Kystaubayev, który nie dał zespołowi absolutnie nic, a do tego musieliśmy oglądać katiusze NiKo, który w roli prowadzącego był jak lew zamknięty w klatce. Po kilku miesiącach chłopaki z FaZe zrobili rachunek sumienia i sprowadzili Filipa „NEO” Kubskiego, który co prawda początkowo wydawał się niezłym wyborem, ale szybko okazało się, że pewnych braków pod kątem formy indywidualnej po prostu Polak nie nadrabia, więc długofalowa współpraca nie miała żadnego sensu.
Na domiar złego dawny blask utracił GuardiaN, który w ostatnich turniejach pod banderą FaZe nie prezentował nawet pięćdziesięciu procent swoich możliwości. W końcu na stół wyłożona została kasa i zamiast szukać kolejnych darmowych weteranów, amerykańska organizacja sięgnęła po sfrustrowanego sytuacją MIBR Marcelo „coldzere” Davida oraz ogromny talent w postaci Helvijsa „brokiego” Saukantsa. Efekt nowej miotły pozwolił wygrać BLAST Pro Series w Kopenhadze, ale początki wcale nie były usłane różami. Prawdziwy potencjał tego rosteru zobaczyliśmy dopiero na początku 2020 roku.
– Tak naprawdę złotym środkiem była po prostu zamiana ról pomiędzy olofem i brokym. Odkąd olof wrócił na pozycje lurka, a broky chwycił za snajperke, nasza gra zaczęła wyglądać o niebo lepiej. Wszyscy poczuliśmy się znacznie bardziej komfortowo i zaczęliśmy być bardziej mobilni po stronie terrorystów. Oczywiście potrzebowaliśmy też setek godzin spędzonych na treningach. Bootcampowaliśmy przez długi czas, nie odpuszczaliśmy żadnych kwalifikacji i to się opłaciło – mówił nam NiKo podczas IEM Katowice 2020.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że kiedy byliśmy już całkowicie pewni, że FaZe żwawym krokiem zmierza w stronę optymalnego stanu rzeczy, zespół dotknęły kolejne problemy. Olof znów opuścił aktywny roster i przeniósł się na ławkę rezerwowych, a międzynarodowa formacja sięgnęła po Aurimasa „Bymasa” Pipirasa. Na tamten moment był to całkiem fajny ruch. Niby nie udało się rozwiązać problemu wynikającego z braku prowadzącego, ale była to jakaś konsekwencja i próba wyuczenia nowego talentu z krajów bałtyckich.
Prędko okazało się jednak, że to tylko tymczasowa opcja. Zamiast Bymasa sprowadzono… nie, nie igla, tylko Markusa „Kjaerbiego” Kjarbye. Co z tego, że chłop ewidentnie wypalony i w ostatnich miesiącach grał piach. Przecież wygrał kiedyś Majora i nadal jest relatywnie młody. No i przede wszystkim za darmoszkę… Nad tym nie będziemy się jednak szczególnie rozwodzić, bo pisaliśmy o tym zarówno przy okazji transferu, jak i już po zakończeniu tej nieszczególnie udanej współpracy.
Kiedy FaZe na rzecz G2 Esports opuścił Niko, dla wszystkich stało się jasne, że trzeba się w końcu wziąć w garść i zrobić porządne ruchy transferowe. Końcówkę 2020 roku międzynarodowy kolektyw potraktował już jako okres przejściowy, ale grunt, że w nowy rok weszli w naprawdę fajnym stylu. Sprowadzenie Russela „Twistzza” Van Dulkena jest genialnym posunięciem z uwagi na to, że Kanadyjczyk desperacko potrzebował nowego otoczenia, a powrót Finna „karrigana” Andersena to poniekąd przyznanie się do błędu i postawienie na architekta, który może ten cały bajzel poukładać.
My to kupujemy i trzymamy kciuki, bo dobrze prosperujące FaZe to wartość dodana dla całej europejskiej sceny CS:GO.
Fot. ESL / Helena Kristiansson