Takich trzech, jak ich dwóch, nie ma ani jednego
Myślisz Freddy “KRiMZ” Johansson i automatycznie w głowie gdzieś obok pojawia Ci się sylwetka Jespera “JW” Wecksella. I podobnie w drugą stronę. Szwedzi stworzyli jeden z najbardziej ikonicznych duetów w historii gry, choć w Polsce ślepo napędzana nienawiść sprawiła, że ich nagłe rozstanie odbiło się głuchym echem. A nie powinno.
Wczoraj moje kibicowskie oczy nie dowierzały. Choć wiedziałem, że ten dzień jest nieunikniony, samo potwierdzenie wywołało u mnie burzę najróżniejszych emocji. JW przestał pełnić rolę aktywnego zawodnika we Fnatic. Człowiek, który dziesiątki razy wprawiał mnie w stan wyjątkowej euforii opuszcza statek formacji, za którą w pewnym okresie szalałem jak ten dzieciak.
Kończy się pewna epoka, jednak przede wszystkim na zakręcie stanęła pewna CS-owa para, którą oklaskiwałem od przeszło siedmiu lat. JW i KRiMZ byli nierozłączni jak f0rest i GeT_RiGhT czy dupreeh i Xyp9x, którzy razem grają zresztą po dziś dzień. Ich ścieżki połączyły się w 2014 roku i nawet niesławny epizod zatytułowany “GODSENT” nie zniszczył tej pary.
Te dwa czy trzy miesiące rozstania tylko wzmocniły relację, którą wspaniale śledziło się z perspektywy kibica Fnatic. Dziś jednak nie o tych gorszych momentach, a o najwspanialszych. A tych nie brakowało, w końcu mówimy tu o jednym z najbardziej utytułowanych zawodników w historii gry. Trzykrotnym triumfatorze turnieju rangi Major, który do niedawna był rekordzistą w tejże kategorii.
Pierwszy Major, pierwsze MVP
Zaledwie osiemnastoletni JW przystąpił do pierwszego turnieju rangi Major w historii CS:GO. Wydarzenie odbywało się w jego ojczyźnie, a dokładniej Jönköping – mieście, które do dziś jest istotnym punktem na CS-owej mapie świata. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że turnieje te w niedalekiej przyszłości zyskają tak wielką wagę i że triumf na nim stanie się tak wiekopomnym wyróżnieniem.
Nastoletni Wecksell zawędrował z pomarańczowo-czarnymi aż do wielkiego finału, gdzie przyszło mu się mierzyć z innymi miejscowymi, którzy byli jednak faworytami publiczności – Ninjas in Pyjamas. Seria zakończyła się zwycięstwem Fnatic, a JW zakończył spotkanie na samym szczycie tabeli. Za ten występ, ale także za nienaganną postawe w trakcie całego turnieju został uhonorowany odznaką MVP DreamHacka Winter 2013. I tak rozpoczęła się historia.
Złoty (pomarańczowy), 2015 rok
Mimo wielkiej formy i seryjnych zwycięstw na LAN-owych turniejach Fnatic nie podbiło 2014 roku. W tamtych czasach organizowano aż trzy wydarzenia rangi Major rocznie. Ekipa Wecksella zagrała tylko w jednym finale. Przegranym finale.
Co innego rok kolejny. Ten do dziś pamiętamy jako okres absolutnej dominacji Fnatic na każdym froncie. Pomarańczowo-czarni zostali pierwszym składem, który zdobył dwa tytułu na imprezie sponsorowanej przez Valve z rzędu. A w sumie w swoim dorobku po tych wspaniałych triumfach mieli już trzy takie wyróżnienia. Wtedy nikt nie postawiłby na to, że więcej triumfów tej ekipy na Majorach nie zobaczymy.
Wtedy jednak nikt – szczególnie w obozie Fnatic – o tym nie myślał. JW i spółka wznosili puchar za pucharem, a konkurencja tylko spoglądała na nich z niedowierzaniem. Już wtedy wielu – mimo społecznej niechęci spowodowanej jednym wybrykiem – chciało naśladować szalony styl gry JW ze snajperką.
Mistrz bunny hopów, który niekonwencjalnymi wychyleniami niejednokrotnie przechylał szalę zwycięstwa na stronę swojej ekipy. Styl ten był na tyle charakterystyczny, że po latach wciąż wspominamy “Vintage JW” jako coś, co zaskakuje. Coś czego nigdy nie widzieliśmy, a jednocześnie coś, co po prostu działa.
Przybyli, zobaczyli, zwyciężyli – legendarne 6/6 w wykonaniu Fnatic
Jest końcówka 2015 roku, a Fnatic decyduje się na szokującą zmianę. Zmianę, która błyskawicznie odpłaca się organizacji i drużynie wieloma sukcesami. Na pokład JW i KRiMZa dołączył dennis. Pierwszy wspólny turniej? Zwycięstwa. Drugi też. Także trzeci. I tak aż do sześciu z rzędu.
Serię tą wspominamy do dziś jako jedną z najbardziej imponujących w historii. Nikt nigdy później nie pojechał na sześć różnych turniejów LAN-owych po to, aby wstawić do organizacyjnej gabloty sześć pięknych pucharów. Wydawało się, że sielanka Fnatic będzie trwać wiecznie, a trzonu ekipy nie rozbije absolutnie nic. Kilka miesięcy później do gry weszło jednak GODSENT.
Ten jeden ostatni raz
Po rozpadzie i ponownym złączeniu sił we Fnatic nie oglądamy już olofmeistera. Barwy organizacji wciąż reprezentują jednak JW, KRiMZ oraz flusha, a za kilka chwil ma rozpocząć się finał IEM Katowice 2018. Finał, w którym Fnatic gra przeciw wszystkim. No, niemal wszystkim. Całość obserwowałem wtedy z trybun i zwolenników Fnatic można było zliczyć na palcach dwóch rąk. Cała publika nieprzerwanie skandował “Let’s go, FaZe Clan!”. No i nie poszli.
Fnatic wygrało i kolejny, już ostatni raz wędrowało po deskach katowickiego Spodka, aby wznieść puchar, o którym marzy każdy gracz CS:GO. JW i KRiMZ po ostatnim zabójstwie wpadli sobie w ramiona. Wielu takich momentów już nie doświadczą.
Wszystko się kończy
GeT_RiGhT nie gra już razem z f0restem. Chodzą plotki, że dupreeh ma rozstać się z Xyp9xem. No i JW nie jest już w drużynie, której barw broni KRiMZ. Wszystko ma swój początek i koniec. Niewątpliwie jednak wspomniany szwedzki duet jest jednym z tych legendarnych, które zostaną zapamiętane na zawsze. Wbrew pozorom niewielu graczy wywarło na scenie takie piętno, jak ta dwójka. Choć wielu z was może wydawać się, że wszyscy ich nienawidzą, to ta bańka nie wykracza na tak wielką skalę poza Polskę.
Fot. DreamHack / Jennika Ojala