
Szansa, na którą czeka się całą karierę
W karierach zawodowców zdarzają się momenty gorsze lub lepsze. Jedni mają więcej szczęścia i za młodu wyciąga ich skaut dobrze prowadzonej szkółki talentów. Inni swój nieoszlifowany diament skrywają aż do końca kruchej kariery. Od wczoraj wychwalamy niebiosa, że Michał “MICHU” Müller nie zderzył się czołowo z tym drugim scenariuszem.
Niektórych kariery nigdy nie kwitną przez błędy młodości, niechciane bany czy zwykłe lenistwo. To jednak skrajne przypadki. Wielu graczy przegapia bowiem swoją szansę przez zwykły brak szczęścia. Do niedawna niewiele CS-owych organizacji decydowało się bowiem na inwestycję w nowe, nieznane.
Najgrubsze ryby otwierały worek ze znanymi ksywkami, które były akurat do wzięcia i jak przy pomocy maszyny losującej wybierały kolejne wzmocnienie. Ile wielkich karier przez taką politykę transferową poleciało na dno? Ilu zawodników o ogromnych umiejętnościach i gigantycznym potencjale dało sobie spokój z dalszym, bezcelowym próbowaniem.
Nikt nie rzuci to konkretnymi liczbami, jednak intuicja podpowiada, że to liczba przeogromna. Całe szczęścia wraz z upływem lat priorytety największych na świecie uległy zmianie, a coraz częściej zamiast wyrobionej marki liczy się to, co gracz może realnie dać danej drużynie.
Widzimy coraz więcej transferów, które jeszcze kilka lat temu wywołałyby ogromną konsternację, a my sami zastanawialibyśmy się – dlaczego postawili na żółtodzioba, kiedy do wzięcia za półdarmo jest triumfator Majora? Normą stała się inwestycja w przyszłość. I miejmy nadzieję, że taką przyszłością dla Evil Geniuses będzie MICHU.
Ktoś zarzuci, że Polak do najmłodszych już nie należy i tak naprawdę znaczną część profesjonalnej kariery ma już za sobą. I jest to absolutną prawdą, jednak diament to kamień szlachetny i nigdy nie jest za późno na oszlifowanie go. Bo powiedzmy sobie szczerze – MICHU nigdy wcześniej nie otrzymał takiej życiowej szansy.
I nie mydlcie sobie oczy angażem w Virtus.pro. Młody i aspirujący zawodnik na tonącym okręcie? To nie pole do rozwoju, a raczej plac, na którym co drugi krok eksploduje mina. A w drużynie brakuje sapera, który pomógłby rozwiązać wszystkie problemy.
Powiecie, że Michał otrzymał już swoją międzynarodową szansę i jej nie wykorzystał. Jak jednak ma się gra u boku Nifty’ego w porównaniu do asystowania CeRq? Czy można w ogóle porównywać talent przywódczy LEGIJI i stanislawa? MICHU otrzymał życiową szansę na skalę zdecydowanie większą niż wszystkie dotychczasowe. I to od niego będzie zależeć to, jak on tę sytuację wykorzysta.
Evil Geniuses to idealne miejsce do rozwoju. Chciałoby się powiedzieć, że istny raj na ziemi. Drużyna ta co prawda znajduje się w lekkim dołku, jednak swoją moc udowadniała niejednokrotnie. To właśnie w większości amerykańska formacja przerywała najcudowniejsze serie Astralis i jeszcze niedawno meldowała się na pierwszych miejscach w światowych rankingach.
To wszystko brzmi dobrze, jednak na tę chwilę musimy o tym zapomnieć. MICHU ma bowiem do napisania zupełnie nowy rozdział w historii swojej i EG. Nie przyrównujmy do niczego pierwszych, inauguracyjnych występów. Nie linczujmy, jeśli będą słabe. Nie dmuchajmy balonika, jeżeli okażą się cudowne.
MICHU w Evil Geniuses to bez wątpienia projekt długofalowy bez wstępnego terminu przeterminowania. I niech cieszy nas fakt, że kiedy rodzimym formacjom nie układa się najlepiej, światełko w tunelu zapalają nam indywidualności. Mieliśmy Snaxa, mieliśmy NEO. Mamy Dychę, mamy MICHA. I oby na tym się nie skończyło.
Fot. Good Game League / Maciej Kołek