Stracona przyszłość amerykańskiego CS:GO

22.04.2021, 04:05:40

Gdzie Counter-Strike umiera, tam VALORANT korzysta. Jeszcze nie tak dawno, bo w czerwcu 2020 roku, pisaliśmy o największych talentach amerykańskiej sceny CS:GO. Dziś większość chłopaków wymienionych w tekście nie gra już nawet w strzelankę VALVE. Dla kontrastu, w Europie na jedenastu wymienionych graczy tylko jeden z nich przeniósł się do świata wykreowanego przez Riot Games. A wszystko przez to, że Stany Zjednoczone pokochały VALORANTA i w mgnieniu oka stworzyły infrastrukturę, która jest niesamowicie kusząca. 

Kiedy niemalże dwanaście miesięcy temu wybieraliśmy największe talenty zza oceanu, w pierwszej piątce wyróżniliśmy takich zawodników jak Sam „s0m” Oh, Erick „Xeppaa” Bach czy Ricky „floppy” Kemery. Honorową wzmiankę dostali też gracze pokroju Nathana „leafa” Orfa czy Ramala „Rampage’a” Silvy. W mniej niż rok piątka postrzegana w kategoriach przyszłości amerykańskiej sceny, całkowicie się z tej sceny wypisała. I ciężko im się dziwić.

Rok temu wystarczył start otwartej bety Valoranta, by wielu obiecujących graczy bez zastanowienia zawinęło manatki i rozpoczęło swoją przygodę w strzelance Riot Games. Powodów – jak większość z was doskonale wie – było wiele. Swoje zrobiła pandemia, która konsekwentnie sprowadzała rywalizację w NA na margines. O tytuły bili się tak naprawdę tylko giganci pokroju FURII, Teamu Liquid czy Evil Geniuses. Niektórzy, jak dajmy na to Chaos, oberwali z kolei po kieszeni i nie mogli kontynuować swojej inwestycji w CS:GO.

Sytuacja nie poprawiła się zresztą szczególnie już po tym, jak EG, Liquid i FURIA udali się w hardkorowy, kilkumiesięczny trip do Europy. W międzyczasie zniknęło 100 Thieves, posypało się Envy, MIBR stało się memem. Dziś siedząc w NA nie jesteś w stanie ani trenować na poziomie, ani grać w prestiżowych zawodach, ani robić fajnego contentu. Jeżeli w regionalnym rankingu drużyn CS:GO zza oceanu są takie ekipy jak RBG czy High Coast, to wiesz, że krajobraz nie jest kolorowy.

Dlaczego tacy gracze jak s0m, floppy, leaf czy Xeppa przenieśli się na VALORANT?

Powodów jest kilka. Podstawowym – nie oszukujmy się – jest po prostu forsa. Można być esportowym romantykiem. Każdy ma w sobie trochę z takiego romantyka, który chciałby się nie przejmować finansami. Ale na koniec dnia trzeba pamiętać o tym, że życie skonstruowano w ten sposób, że pieniądze są w ogólnym rozrachunku całkiem przydatne. Serio. I nie ma nic złego w tym, że ktoś chce zarabiać dobry kwit. Zwłaszcza, jeśli tak naprawdę dalej będzie robić coś, co kocha.

Ameryka Północna zakochała się w VALORANCIE od pierwszego wejrzenia i to z wzajemnością. Mnóstwo organizacji na różnym szczeblu zainwestowało grube tysiące dolarów w stworzenie dywizji, która miała ruszyć na podbój kontynentu, a później również świata. Zainteresowanie napędzają nie tylko gracze, ale też najwięksi influencerzy i streamerzy. Na transmisjach obecne są dziesiątki tysięcy osób, a liczba graczy sukcesywnie wzrasta.

I co z tego? Otóż to, że w takich warunkach chce się po prostu grać. Chce się rywalizować i dążyć do doskonałości. Dziś VALORANT to nie tylko kilku chłopaków, którzy nie chcieli grać do końca życia MDL-a o czek na tysiąc dolków. Dziś amerykański VALORANT to takie ksywki jak Timothy „autimatic” Ta czy Ethan „Ethan” Arnold. Ludzie, którzy kiedyś byli twarzami CS:GO, a także ci, którzy w perspektywie czasu mieli ich w tej roli zastąpić, odeszli bez żalu.

Dochodzimy tu zresztą do kolejnej ważnej rzeczy, jaką jest postawa VALVE. Choć poprzednie zdanie i tak trzeba traktować w kategorii faux pas, bo postawa VALVE jest po prostu żadna. Czy twórcy Counter-Strike’a zrobili cokolwiek, by zatrzymać exodus graczy? Czy rzeczywiście tacy zawodnicy jak floppy, Xeppaa czy leaf zasłużyli na to, by jechać z nimi w intrenecie przez to, że nie zdecydowali się pozostać w systemie, w których realnie nie mieli oni większego znaczenia?

Riot w porównaniu do VALVE to prawdziwy tytan jeśli chodzi o kontakt z graczami i kreowanie dla nich komfortowej przestrzeni. Dla zawodników ma znaczenie to, że ich uwagi nie przeleżą na stosie z listami dziesięciu lat, tylko kilka dni.

Z czysto sportowego punktu widzenia uważam, że pomimo tragicznych występów ostatniego składu Cloud9, scena CS:GO straciła kolejne ważne elementy. Nie mam też absolutnie żadnych wątpliwości co do tego, że Xeppaa i floppy, do spółki z leafem i resztą chłopaków z C9, stworzą niesamowity skład VALORANTA.

Quo vadis VALVE?

Fot. DreamHack / Stephanie Lindgren /

Tagi:
Cloud9 floppy Leaf NRG s0m VALORANT Xeppa
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze