snatchie: W Sprout odbudowałem się po bardzo słabym okresie Virtus.pro
– Nie chciałem udowadniać czegokolwiek ludziom. Musiałem zrobić to dla siebie. Po okresie w Virtus.pro w głowie krążyły mi myśli o tym, że może ja po prostu jestem na CS-a za słaby. W Sprout zdałem sobie sprawę, że to bzdura. Nadal jestem bardzo dobrym zawodnikiem – mówi nam Michał „snatchie” Rudzki po trafieniu na listę transferową niemieckiej organizacji.
Byłeś mentalnie przygotowany na informację o tym, że odsuwają cię od składu Sprout?
Kiedy w listopadzie na światło dzienne wyszły pierwsze plotki o rzekomych zmianach w składzie, zacząłem się w pewnym sensie przygotowywać. Z jednej strony zdawałem sobie sprawę z tego, że opublikowano tylko niepotwierdzone nigdzie doniesienia. Z drugiej – dopuszczałem do świadomości różne rozwiązania. Za sobą mieliśmy przecież trudny okres, a Dycha wysyłał sygnały o tym, że dalsza gra w Sprout go nie interesuje. W momencie oficjalnego ogłoszenia zmian nie byłem więc bardzo zaskoczony.
Rozmawiałeś z zarządem, gdy opublikowano w Internecie pierwsze plotki?
Przedstawiono mi pewne możliwości. To wtedy dowiedziałem się, że Dycha nie chce kontynuować wspólnej gry z chłopakami. Uświadomiłem sobie, że kiedy Paweł postawi kropkę nad „i”, decydując się na odejście, sprawa może dotyczyć też mnie. Uważałem za mało prawdopodobne to, by organizacja szukała drugiego zawodnika spoza Niemiec, kiedy na horyzoncie widać dwóch świetnych graczy ALTERNATE aTTaX.
Zaskoczony nie byłeś. A zawiedziony? Dycha zrezygnował sam, ty z kolei oberwałeś rykoszetem.
Trudno się z tym nie zgodzić, bo z moich informacji wynika, że trener i wyżej postawieni ludzie w organizacji nie myśleli wcześniej o roszadach. Wygląda więc na to, że odsunięcie mnie na listę transferową jest pokłosiem decyzji Pawła. Nie ukrywam – było mi przez to trochę przykro. Utrzymywaliśmy się przecież na dobrej pozycji w światowym rankingu. Jeśli udałoby się nam dotrwać na niej do końca roku, zapewne dostalibyśmy zaproszenia do rozgrywek w kolejnym sezonie.
Bierzesz więc pod uwagę to, że gdyby Dycha dał sobie więcej czasu, historia potoczyłaby się inaczej?
Jest to możliwe. Pod uwagę trzeba wziąć to, że przez cały listopad gra nie układała nam się najlepiej z uwagi na moje problemy zdrowotne. Niemal trzy tygodnie leżałem w łóżku, przez co bardzo mało trenowaliśmy. Gdy wróciłem do gry – nadal byłem chory, a w tym czasie rozpoczęliśmy play-offy ESEA Mountain Dew League. Waga meczów była więc duża. Za duża jak na tak kiepsko dysponowany zespół. Pamiętam sytuacje, gdy musiałem przerywać treningi i wracać do łóżka, bo kaszel uniemożliwiał mi normalne funkcjonowanie.
Zdołałeś pokonać chorobę?
Na szczęście wracam do formy, aczkolwiek był to zwariowany okres. Gdy poddałem się drugiemu testowi na koronawirusa, otrzymałem negatywny wynik. Po pewnym czasie, kiedy zbadano moje przeciwciała, dowiedziałem się jednak, że jednak COVID-19 przeszedłem. Nie wspominam tego epizodu najlepiej, tym bardziej że mieliśmy w planach sporo ważnych meczów.
Wygląda więc na to, że rezygnacja z DreamHacka nie była tylko przypadkiem.
Dwóch zawodników faktycznie było chorych. Mnie męczyły powikłania związane z koronawirusem, a o problemach poinformował też faveN. Głównym powodem bez wątpienia była więc choroba. Jeśli dodać do tego fakt, że zbliżały się zmiany w składzie, być może nie było sensu uczestniczyć w turnieju.
Wracając jednak do zmian kadrowych, zatrzymajmy się na chwile przy możliwościach. Ściągnięcie drugiego Polaka czy może gracza ze sceny międzynarodowej faktycznie byłoby gorszym pomysłem od powrotu do gry w niemieckim składzie?
Trudno mi powiedzieć, co w tym przypadku powinna zrobić organizacja. Wiem jednak, że najlepszą opcją byłoby pozostanie w niezmienionym składzie. Nie chcę krytykować żadnych decyzji sztabu, bo zmiany nie były przecież wymuszone, ale wydaje mi się, że Sprout nie osiągnie lepszych wyników niż ze mną i z Dychą. Chciałbym oczywiście spróbować z innym zawodnikiem z zagranicy, ale rozumiem też punkt widzenia zarządu. Gracze, których mają na celowniku, być może zadziałają w systemie Sprout.
Wspominałeś już o trudnym listopadzie, który wynikał z problemów zdrowotnych. Co jednak z ogólnym rozwojem zespołu. Dycha wspominał, że postawiliście sobie poprzeczkę, której nie sposób było przeskoczyć. Postęp następował zbyt wolno.
W pewnym sensie tak było, bo mieliśmy wyraźny problem w grze przeciwko drużynom z najwyższej półki. Jest jednak druga strona medalu. Kiedy bowiem zaczęliśmy rywalizować z najlepszymi formacjami świata, bardzo skurczyły nam się dni treningowe. Źle zaplanowaliśmy sobie kalendarz, przyjmując wiele zaproszeń do turniejów pokroju Nine to Five. Same mistrzostwa Niemiec zabierały nam masę czasu. Sto pięćdziesiąt oficjalnych map na przestrzeni trzech miesięcy mówi samo za siebie. Po wbiciu się na wyższy pułap, powinniśmy trochę zwolnić i wyznaczać sobie cele związane z ważnymi zawodami.
Nagle stanęliście w rozkroku. Z jednej strony rywalizacja z najlepszymi, z drugiej – walka na niemieckim podwórku.
Dokładnie. A nie oszukujmy się – oprócz ALTERNATE aTTaX i BIG – zespoły w Niemczech nie prezentują żadnego poziomu. Uważam, że potrzebowaliśmy dni treningowych i większego skupienia na istotnych rozgrywkach. Niestety trochę się pogubiliśmy, co zaowocowało zmęczeniem całego zespołu. Efekty były widoczne gołym okiem.
Choćby wtedy, gdy po raz drugi nie awansowaliście do ESL Pro League. Takie momenty musiały boleć najbardziej.
Powiedzmy to otwarcie – byliśmy zdecydowanym faworytem, by zgarnąć bilet do EPL-a. Po odrobieniu mapy straty w finale poczuliśmy się w dodatku bardzo pewnie, co ostatecznie nas jednak zgubiło. Przemęczenie, problemy zdrowotne dwóch graczy i niedostatecznie przeprowadzone treningi zebrały swoje żniwo. Przegrana w spotkaniu decydującym była więc bolesnym ciosem. Najbardziej zabolał splot niefortunnych wydarzeń. W tamtym momencie nie byliśmy przygotowani mentalnie nawet w 60%, by rywalizować o taką stawkę.
To był moment, w którym zapaliła ci się czerwona lampka ostrzegająca przed ostatecznym rozpadem polsko-niemieckiego składu?
Niezwykle frustrujące jest to, że trenowaliśmy, osiągaliśmy niezłe wyniki, ale w najważniejszych momentach wszystko, czego uczyliśmy się przez ostatnie miesiące, znikało bez śladu. Kolejna przegrana potwierdziła fakt, że coś nie styka. Przeszło mi więc przez głowę, że możemy zbliżać się do końca, ale starałem się o tym nie myśleć. Skupiłem się na kolejnych wyzwaniach.
Droga Sprout nie była jednak usłana samymi porażkami. Świetnie zagraliście w Kolonii, wzbiliście się na szesnaste miejsce w światowym rankingu. To nie lada osiągnięcia.
Kilka razy udało nam się uwolnić naprawdę duży potencjał. A wtedy z najlepszymi walczyliśmy bez żadnych kompleksów, często ich pokonując. Nawet sparingi pokazywały, że stać nas na bardzo dużo. W żadnej drużynie z przeszłości nie wygrywałem tak wiele meczów treningowych. Pod tym względem nasza powtarzalność była zabójcza. Tak naprawdę głównie to niefortunny listopad rzucił na nasz zespół cień.
Najważniejsze jest dziś to, jak się jednak czujesz. We wpisie pożegnalnym napisałeś o świetnych siedmiu miesiącach.
Mam za sobą bardzo owocny czas i nie mówię tylko o zespołowym wbiciu się do czołowej dwudziestki świata. Przede wszystkim odbudowałem się indywidualnie po bardzo słabym okresie w Virtus.pro. Udowodniłem tym samym, że wciąż jestem dobrym graczem, który może liczyć się na polskiej i europejskiej scenie.
Wyraźnie odżyłeś jako snajper. Można chyba powiedzieć, że odnalezienie snatchiego sprzed lat, było w Sprout twoim głównym celem.
Dokładnie. Zaznaczę przy tym, że nie chciałem udowadniać czegokolwiek ludziom. Musiałem zrobić to dla siebie. Po okresie w Virtus.pro w głowie krążyły mi myśli o tym, że może ja po prostu jestem na CS-a za słaby. W Sprout zdałem sobie sprawę, że to bzdura. Nadal jestem bardzo dobrym zawodnikiem. Zawdzięczam to całej drużynie. To, w jaki sposób działało Sprout pod względem teorii i ułożenia gry, pomogło mi wrócić na odpowiednie tory. W wielu momentach nic mnie nie ograniczało. Byłem wolny, co tylko podkręcało mój potencjał. Na tym się jednak nie kończą się moje możliwości. Mogę pokazać dużo, dużo więcej.
Na czym polegał proces odbudowy pewności siebie?
Chodziło głównie o zmianę sposobu myślenia. Musiałem wrócić do agresywnego stylu gry i zdać sobie sprawę z korzyści, które będzie czerpać z tego zespół. Istotnym było to, by nie poddawać się po nieudanych próbach entryfraggów. Nawet jeśli raz czy dwa zawiodłem, zdecydowanie częściej zapewniałem kolegom przewagę. Cieszę się więc, że zyskałem zaufanie graczy, którzy niejednokrotnie tak kierowali ekonomią, bym zawsze trzymał w rękach snajperkę.
Wygląda na to, że atmosfera w drużynie była dobra. Po rozmowie z Dychą niektórzy mogli odnieść inne wrażenie.
Na atmosferę w Sprout narzekać nie można. Wiem, że Pawłowi nie odpowiadały przydzielone pozycje, bo wiele razy o tym rozmawialiśmy, ale sam nie komunikował o tym na forum drużyny.
Choć zostałeś odsunięty od zespołu, brzmisz jak gość, który jest usatysfakcjonowany z tego, jak wykorzystał otrzymaną szansę.
Jestem bardzo zadowolony z tego, co przeszedłem w Sprout. Smutno mi więc, że zespół rozpadł się w mgnieniu oka. Na szczęście przez wiele lat gry zbudowałem sobie bardzo dobrą poduszkę finansową i nie ciąży na mnie żadna presja. Na oferty mogę czekać, bez panicznego chwytania się czegokolwiek.
Jesteś zawodnikiem, z którego przykład mogą brać gracze stroniący od oszczędzania pieniędzy.
Oszczędności w zawodzie esportowca są bardzo ważne. Nigdy nie wiesz, jak długo pozostaniesz na poziomie pozwalającym ci zarabiać godne pieniądze. Po trzydziestym roku życia twoja kariera może nagle się przecież skończyć.
Myślisz już o tym, co dalej, czy przedświąteczny czas spędzasz głównie na odpoczynku?
Zastanawiam się oczywiście nad przyszłością, ale drużyny nie będę szukać rozpaczliwie. Jeśli otrzymam ciekawą propozycję, będę gotowy ją rozważyć. Do gry chciałbym wrócić jak najszybciej. Po przeleżanym w łóżku miesiącu jestem jej bardzo głodny.
Wiele osób zaczęło zastanawiać się nad tym, czy po odejściu ze Sprout powrócisz na polską scenę.
Jeśli jakaś organizacja stworzyłaby interesujący projekt z ciekawymi zawodnikami – mógłbym wrócić na krajową scenę. Wychodzę z założenia, że w Polsce potrzebujemy zespołu, który pokazywałby się z dobrej strony nie tylko w lokalnych rozgrywkach, ale również na międzynarodowej scenie. Od dłuższego czasu nie widzimy biało-czerwonego składu nawiązującego jakąkolwiek walkę z zagranicą. Chciałbym to zmienić. Nie wykluczam więc zarówno powrotu, jak i gry w międzynarodowej formacji.
Wydaje się jednak, że w Polsce bezskutecznie próbowano już wszystkiego.
W naszym kraju zbyt dużą wagę przykłada się do nazwisk i budowy drużyny gwiazd. To droga donikąd. Bez połączenia doświadczenia z młodością trudno będzie osiągnąć sukces. Przykładem odpowiedniego podejścia był pierwszy skład AGO, w którym GruBy i Furlan postawili na nieco świeżości, ściągając TOAO, phra i mnie. Nie widziałem, by ktoś próbował napisać podobny scenariusz.
Nieco mnie zaskoczyłeś. Myślałem, że gdy skosztowałeś już gry zagranicą, nie będziesz chciał się cofać.
Grałem w drużynie niemieckiej, która pod wieloma względami różni się pewnie od składów międzynarodowych. Niemcy słyną z pracowitości. Nie jest powiedziane, że w innych zespołach z zagranicy będzie podobnie. Na naszym podwórku nie jest kolorowo, ale przy odpowiednim zapleczu moglibyśmy stworzyć coś przyszłościowego. Rodzime zespoły nie mają już żadnej presji. Od długiego czasu nie dzieje się praktycznie nic dobrego, więc w przyszłości może być już tylko lepiej.
Wygląda na to, że nie boisz się o swoją przyszłość. Jesteś nadzwyczaj spokojny.
Jeśli zawodnik zdaje sobie sprawę ze swoich umiejętności i jest dobry, nie powinien bać się o swoją przyszłość. Przechodzimy przez trudne czasy, a pandemia sprawiła, że organizacje tną koszty, zamiast pozyskiwać nowych graczy. Mimo to nie martwię się o to, co będzie jutro.
***
Oferty transferowe składać można poprzez agencję menadżerską Knacks, sztab Sprout lub po kontakcie ze snatchiem.
Fot. EPICENTER
[…] zawodnikami, to mógłbym wrócić na krajową scenę – mówił snatchie w wywiadzie dla Weszło Esport. Coroczna posezonowa szufla na polskiej scenie jest już w toku, także wydaje się, że to […]