
shircane: Nie zatrzymam się, dopóki nie zostanę mistrzem świata
– Mam mentalność zwycięzcy. Postawiłem sobie za cel, że w TFT będę najlepszy. Chcę najzwyczajniej w świecie wygrywać dosłownie wszystko i będę dążyć do tego za wszelką cenę. W związku z tym muszę się ciągle rozwijać. Nie mogę pozwolić sobie na wybrzydzanie i pauzowanie, bo w tym secie coś mi się nie podoba. Inaczej nie wejdę na szczyt. Kropka – mówi nam Kacper „shircane” Piśniak w wywiadzie podsumowującym jego występ na Mistrzostwach Świata w Teamfight Tactics.
Emocje po Mistrzostwach Świata powoli opadają. Jak czujesz się jako jeden z najlepszych graczy na świecie?
Tak, jak mówisz – emocje na pewno już opadły. Na gorąco po zakończeniu pojedynku finałowego było mi smutno, że tak niewiele – bo tylko jedna walka – dzieliło mnie od zdobycia tytułu mistrza świata. Nie mogę jednak narzekać, bo czwarte miejsce jest ogromnym wyróżnieniem. Pracowałem na nie bardzo ciężko. Dziś z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jestem zadowolony z wyniku.
Tuż po finałowym pojedynku na antenie Polsat Games faktycznie nie wyglądałeś na zadowolonego. Czwarte miejsce odebrałeś jako to najgorsze dla sportowca, czy mimo wszystko byłeś z siebie dumny?
Gdy udzielałem wywiadu, a było to kilka chwil po walce finałowej, czułem ogromny niedosyt. Od chwili awansu na mistrzostwa świata wiedziałem, że zagram w nich wyłącznie po to, żeby stanąć na najwyższym stopniu podium. Nie interesowało mnie nic innego. Stąd początkowy smutek.
Jak długo dojrzewałeś do tego, że czwarte miejsce nie jest porażką? A wręcz przeciwnie – to wielki sukces, z którego możesz być dumny.
Już po kilku godzinach, być może następnego dnia, dotarło do mnie, że osiągnąłem super wynik. Wynik, na który bez wątpienia zasłużyłem. Gdy zakończył się pierwszy dzień, miałem już pewność, że na mistrzostwach świata jestem jednym z najlepszych graczy. Idąc dalej – tylko się w tym utwierdziłem. Czwarte miejsce to przecież ścisła czołówka. Zabrakło mi trochę szczęścia, a trzeba zaznaczyć, że Teamfight Tactics to gra bardzo zależna od tego, jak często los się do zawodnika uśmiecha. Wykorzystałem jednak to, co miałem.
Pamiętasz, co działo się w twojej głowie, gdy na polu bitwy zostałeś już tylko ty i Huanmie?
Pamiętam trzęsące mi się ręce, ale właściwie nie jestem w stanie opisać tego, co działo się w mojej głowie. Na ogół jestem bardzo spokojny. Towarzyszy mi to od zawsze. Tym razem było inaczej. Emocje wymknęły mi się spod kontroli. Walka była przecież wyjątkowa i miała ogromne znaczenie. Jeśli pokonałbym Huanmie, zostałbym mistrzem świata. Być może ta świadomość sprawiła, że popełniłem mały błąd – na przykład w ustawieniu. Nie wydaje mi się jednak, żebym miał duże szanse. Huanmie mógł pochwalić się bardzo silnym stołem.
Podejrzewam, że tuż po zakończonych rozgrywkach, walka ta nie dawała ci spokoju. A to pewnie wiązało się z analizą. I analizą… I analizą…
Na ogół nagrywam swoje gry, a następnie analizuję je pod kątem popełnionych błędów. Tym razem faktycznie skupiłem się tylko na ostatniej walce. Po analizie doszedłem do wniosku, że mogłem lepiej ustawić frontline. Być może to zwiększyłoby moje i tak marne szanse. Huanmie był naprawdę potężny.
shircane tuż za podium. Polak kończy mistrzostwa świata na czwartym miejscu
Jeszcze raz podkreślę to, co pisałem na Twitterze. Kiedy rozmawiamy o miejscu tuż za podium, z perspektywy sportowca może wydawać się to ciosem. Droga, którą przeszedłeś, jest jednak tak wyjątkowa, że jako społeczność fanów esportu możemy tylko bić brawa. Czujesz to wsparcie?
Jasne, że tak! Mam świetnych kibiców, którzy trzymali za mnie kciuki przez cały turniej. Wsparcie czułem na Twitchu, YouTube czy Twitterze. Polski oddział Riot Games zorganizował zresztą w SPOCIE wspólne oglądanie moich poczynań. To było coś pięknego. Chciałbym głośno i wyraźnie zaznaczyć, że to właśnie kibice pozwolili dojść mi tak daleko.
Jesteś jeszcze młody. Karierę esportową właściwie zaczynasz. Czwarte miejsce może stać się solidnym motorem napędowym do tego, aby nie spuszczać z tonu i wygrać kolejne mistrzostwa.
Odbieram to w taki sam sposób. Czwarte miejsce jest dla mnie ogromną motywacją. Nie zatrzymam się, dopóki nie zostanę mistrzem świata. Niebawem startuje szósty set. Będę ciężko pracować, aby jak najlepiej go rozgryźć i już niebawem walczyć o najwyższe cele.
Ciężkiej pracy na pewno odmówić ci nie można. Wiele osób między setami TFT robi sobie przerwy. Ty regularnie co sezon stajesz przy stole i osiągasz imponujące wyniki. Z czego wynika ta różnica w podejściu?
Mam mentalność zwycięzcy. Postawiłem sobie za cel, że w TFT będę najlepszy. Chcę najzwyczajniej w świecie wygrywać dosłownie wszystko i będę dążyć do tego za wszelką cenę. W związku z tym muszę się ciągle rozwijać. Nie mogę pozwolić sobie na wybrzydzanie i pauzowanie, bo w tym secie coś mi się nie podoba. Inaczej nie wejdę na szczyt. Kropka.
Boisz się, że jeśli choć na chwilę zrobisz sobie przerwę, wypadniesz z rytmu?
Dokładnie. TFT jest grą, w której nieustannie trzeba trzymać rękę na pulsie. Wiąże się to z koniecznością regularnego grania, śledzenia zmian, poszerzania wiedzy. Nie ma czasu na urlopy.
Wracając jednak do mistrzostw świata… W finałowej ósemce byłeś jedynym Europejczykiem. Czułeś się odpowiedzialny za wizerunek całego regionu?
Zdecydowanie, a uczucie to pogłębiały wiadomości, które otrzymywałem od kibiców. Ludzie pisali mi, że jestem ostatnią nadzieją Europy i muszę dać z siebie wszystko. Wiązało się to z dodatkową, ogromną presją. Wydaje mi się jednak, że sprostałem oczekiwaniom publiki.
Przed wylotem na mistrzostwa świata mówiłeś, że Europa to bardzo silny region. Zdziwiłeś się, że w fazie finałowej byłeś osamotniony?
Nie mam pojęcia, co stało się innym zawodnikom z Europy. Być może mieli gorszy dzień, a może po prostu nieodpowiednio przygotowali się do turnieju tej rangi. Krótko mówiąc, zawiodłem się na reszcie graczy ze Starego Kontynentu. Z drugiej strony – to, że w pojedynkę reprezentuję region, było dla mnie jeszcze większym wyróżnieniem. Potwierdziło się to, o czym myślałem już przed startem zawodów. W tym secie jestem najlepszy w Europie. Chciałem więc to udowodnić, wznosząc puchar dla europejskiej społeczności.
W jednym z wywiadów mówiłeś, że europejskie kwalifikacje są trudniejsze niż same Worldsy. Po zakończonym turnieju podtrzymujesz to zdanie?
Tak. Choć reszta regionów goni nas skutecznie, a dwa ostatnie mistrzostwa wygrali Koreańczyk i Chińczyk, Europa wciąż może pochwalić się najlepszymi graczami. Jestem przekonany, że na następne zawody możemy wystawić reprezentację, która zdominuje mistrzostwa świata. Azjaci są silni, ale Europejczyków lekceważyć po prostu nie można.
Meta na Worldsach była naprawdę ciekawa i szeroka, o czym sam mówiłeś w wywiadzie dla Polsatu Games. Jak oceniasz działania Riotu rozwijające grę?
Bardzo podobał mi się balans, który został wprowadzony w rozgrywce. To, jak wiele kompozycji okazało się grywalnych, pozwoliło mi wspiąć się tak wysoko. Jestem graczem, który nie zamyka się na jedno rozwiązanie, tylko szuka jak najwięcej opcji. Otwieram się na wiele możliwości, więc mogę powiedzieć, że w tym secie Riot Games odwalił kawał naprawdę dobrej roboty. Nie podobało mi się jednak to, że na przestrzeni setów 5.0 i 5.5 wprowadzono bardzo mało zmian. Stagnacja zniechęciła i odwiodła od dalszej gry wielu zawodników.
Za twój występ zgarnąłeś 17 tysięcy dolarów. To prawie 70 tysięcy złotych. Masz plan, jak tymi pieniędzmi zarządzać?
Jeszcze nie myślałem o tym, na co wykorzystam nagrodę. To jednak na pewno świetny start wejścia na kolejny etap w życiu. Jestem studentem i w niedalekiej przyszłości planuję wyprowadzić się z domu rodzinnego. Taka kwota bezsprzecznie mi to ułatwi. Dla osoby, która wciąż się uczy, to ogromny zastrzyk gotówki. Jestem jednak człowiekiem rozsądnym i nie wydam tego na głupoty. Być może pomyślę o jakiejś inwestycji.
Shircane mistrzem Ultraliga TFT! Gracze devils.one, Izako Boars i AGO z biletami na Star Cup TFT
Wiem, że w przeszłości grałeś w CS-a czy LoL-a. Kiedy stwierdziłeś, że powinieneś spróbować w TFT?
Zawsze lubiłem gry i spędzanie czasu przed komputerem. Przyjemności szukałem w bardzo wielu tytułach. Od razu po premierze Teamfight Tactics, poczułem, że to produkcja idealna dla mnie. Gra w TFT sprawiała mi ogrom radości i satysfakcji. Jeśli chodzi natomiast o wejście na profesjonalny poziom, pierwszy turniej zagrałem w trzecim secie. Konkurowałem wtedy z najlepszymi w kraju, czyli Tuttkiem czy Kezmanem. W finale zająłem co prawda ósme miejsce, ale stwierdziłem, że mam do TFT dryg.
Przeszedłeś niezwykle imponującą drogę rodem z opowieści od pucybuta do milionera. Od gościa, który stawia pierwsze kroki i zaczyna od ósmego miejsca w turnieju, przez mistrza Polski i europejskiego wymiatacza, na ścisłej czołówce globu kończąc.
I nie chcę się zatrzymywać. To mentalność zwycięzcy, o której wcześniej wspomniałem. Wygrywanie odgrywa w moim życiu bardzo ważną rolę. Mam charakter sportowca – od małego grałem w piłkę i nieustannie podnosiłem sobie poprzeczkę. Na boisku sukcesu ostatecznie nie osiągnąłem, bo uniemożliwiła mi to kontuzja. Nagle pojawiło się jednak TFT i chcę tę szansę wykorzystać.
Nie brakuje ci w gablocie pucharu za drugi sezon Ultraligi? Obrona mistrzowskiego tytułu byłaby imponująca. Znając twój charakter, nie uwierzę, że fakt przeładowanego wówczas grafiku uważasz za usprawiedliwienie.
Zdecydowanie brakuje mi obrony tytułu. Ciasny harmonogram na pewno nie ułatwił mi jednak sprawy. W czwartek i piątek rozgrywałem jeden turniej, który zresztą wygrałem. W sobotę i niedzielę czekał mnie z kolei najważniejszy wówczas sprawdzian – kwalifikacje na mistrzostwa świata. Awans udało się wywalczyć, ale same zmagania wypompowały mnie psychicznie i fizycznie. Emocje były ogromne, presja również, snu za to niewiele – byłem przecież pierwszym Polakiem, który zagra na zawodach tej rangi. Kiedy doszło więc do poniedziałkowego finału Ultraligi, zagrałem poniżej oczekiwań i możliwości. W przyszłości tego błędu jednak nie powtórzę. Nie będę klasyfikował rozgrywek na te ważne i mniej ważne. W secie szóstym chcę wygrać wszystko.
Drugiego sezonu Ultraligi wygrać się co prawda nie udało. Jesteś za to mistrzem inauguracyjnej odsłony.
Mistrzostwo pierwszego sezonu Ultraligi to mój pierwszy poważny sukces i piękny początek esportowej drogi. W dniu zwycięstwa poczułem, że teraz nie mogę się już zatrzymać. Obiecałem sobie, że to dopiero pierwszy rozdział opowieści o wygrywaniu. Chcę budować swoją legendę.
Z jednej strony słyszę ogromną pewność siebie, z drugiej – spore samozaparcie. Poprzeczkę zawiesiłeś sobie bardzo wysoko. Wydaje mi się, że nie mógłbyś chyba tak po prostu wejść na serwer i odbębnić gry.
Nie potrafię grać dla „przyjemności”. Nie zrozum mnie źle – TFT daje mi ogromną radość, ale do każdej partii podchodzę analitycznie. W mojej filozofii nie ma miejsca na zabawę. Jest za to przestrzeń do ciągłej nauki i rozwoju. Każdy ruch ma prowadzić mnie do tego, bym stał się lepszy.
Umożliwiła to choćby Ultraliga. Jak podoba ci się to, w jaką stronę zmierza polska scena?
Ultraliga daje świetne możliwości rozwoju. Zawodnik musi widzieć na horyzoncie cel i mieć o co grać. Jeśli perspektywa zwycięstwa nie istnieje, trudno wymagać od niego bycia nieustannie zmotywowanym. Dla mnie to właśnie Mistrzostwa Polski były pierwszym krokiem, który popchnął mnie dalej. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że dzięki krajowym rozgrywkom jestem tu gdzie jestem – na czwartym miejscu na świecie.
Jak jako Polacy prezentujemy się więc na tle światowej sceny?
Mamy bardzo szeroką i utalentowaną kadrę. Wystarczy połączyć kropki, żeby sobie to uświadomić – w drugim sezonie Ultraligi byłem szósty, a na mistrzostwach świata – czwarty. To dowód na to, że nasi gracze stoją na bardzo wysokim poziomie. Jestem przekonany, że nie będę jedynym Polakiem na przyszłych mistrzostwach.
Fot. devils.one