Retro poniedziałek: Toki

20.05.2019, 10:54:00

Lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte, królestwo platformówek, kiedy wydawało się, że otworzysz lodówkę, a z niej wyskoczy Mario, Sonic, Prehistorik. To był platformówkowy potop, a gatunek ten rządził wirtualnym światem. Te czasy odeszły w niepamięć, ale wtedy?

Każda platformówka oferowała ci nieskomplikowaną rozgrywkę. To znaczy: mogła być cholernie skomplikowana, mogłabyć klęskowa, trudniejsza niż rozwiązanie konfliktu między Indiami i Pakistanem, ale do pochwycenia w lot. Jesteś kimś i idziesz w prawo, tak to się prawie zawsze odbywało. Po drodze ktoś ci marsz w prawo chce uniemożliwić, a ty zdobywasz mniejsze lub większe sposoby, by od niemilców się opędzić. Czego tu nie rozumieć?

Fabuła? Nie żartujmy. Doskonale to pokazuje też przykład „Toki”, gdzie fabuła jest prosta jak stylisko łopaty: Wielki Zły porywa ci kobitę, a ciebie, przyzwoitego Janusza, umięśnionego jak Schwarzenneger na MrOlympia, zmienia w małpę. Ruszasz więc na poszukiwania partnerki.

Toki była grą, na tamte czasy, piękną. Niesamowicie kolorową i zróżnicowaną pod względem światów gry, a nawet przeciwników. Doskonale klimat oddaje już sam początek, zachęcam was do odpalenia video: feeria barw, piękne, nadające głębi tło, przelatujące nad tobą – co to jest? Chore ptaki? Ptakoziarna? – barwne coś, do pokonania zbiry klasyczne, ale też muchy, wszelkie strzelajki, maszyna z twarzą Buddy i pięściami, strzelające pająki, kolce – a to tylko początek. Ty do dyspozycji masz szereg broni, tłumaczyć nie ma za bardzo czego – plujesz pestkami lepiej niż na starych reklamach Frugo, mechanika gnatów podobna do legendarnej Contry, z miotaczem ognia włącznie. Poza strzelaniem jako pomoc masz jeszcze kask… z futbolu amerykańskiego (nie pytajcie). Już w drugim etapie mamy okazję popływać, walczyć z żółwiami, ale też wyrodną córką Posejdona, a na koniec drugiego etapu bijesz się z bossem, który ostrzeliwuje cię oczami.

Wierzcie mi: tej gry nie projektował ktoś zupełnie normalny. Projekty bossów to najlepszy dowód: w trzecim etapie typ atakuje cię słowami „BURP”, dosłownie „BEKNIĘCIE”, a zaszkodzić ci mogą litery tego słowa. Jak go pokonasz, facet się rozpuszcza. A piąty etap, gdzie osobno zabierają się za ciebie ręce, osobno nogi złego, a trafiać musisz w lewitujące serce?

To było robione na dobrej bombie, może na znakomitej jakości trawie, a może zajęli się tym goście, którzy później przeszli do bardziej zaawansowanych sztuk wizualnych. Każdy etap znamionuje dobrą zabawę projektantów, grafików, każdego, kto wymyślał stwory, które choć się powtarzają, tak znacznie radziej niż w innych grach. Ta gra to hektolitry kreatywności, wsparte rzetelną platformówkową zabawą.

Zupełnie mnie nie dziwi, że ostatnio Toki został odświeżony i dostał drugie życie. To najlepiej pokazuje jego żywotność.

Tagi:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze