oskarish: Od początku miałem wrażenie, że w x-kom AGO brakuje dla mnie miejsca
– Młodzi gracze zawsze znajdą powody do narzekania. Tutaj kawa jest niesmaczna, tam woda się skończyła, a tam nie odpowiada im jeszcze inna pierdoła. Krótko mówiąc – w Polsce dużo się narzeka, a mało pracuje. Odbębnienie ośmiu godzin treningu, żeby zapomnieć o grze i zespole na resztę dnia, nie zaprowadzi drużyny na szczyt. Potrzebna jest rewolucja, bo część zawodników obudzi się w końcu z ręką w nocniku – mówi Oskar „oskarish” Stenborowski, analizując problemy polskiej sceny po wylądowaniu na ławce x-kom AGO.
Kiedy dowiedziałeś się o tym, że lądujesz na ławce x-kom AGO?
Kontrakt skończył mi się już w sierpniu, ale z racji na awans do ESL Pro League przedłużyliśmy go o kolejny miesiąc. EPL miał być więc ostatecznym sprawdzianem dla naszego składu. Wyniki co prawda nie były najgorsze, bo ograliśmy dwa zespoły z czołowej dziesiątki, ale nie było to wystarczająco satysfakcjonujące dla zarządu. O końcu współpracy porozmawialiśmy w poniedziałek, ale spotkanie zaplanowane było wcześniej.
Miałeś przeczucie, że po ESL Pro League możesz wylądować poza główną piątką?
Od pewnego czasu przygotowywałem się na taki scenariusz. Już od początku istnienia drużyny czułem, że nie jesteśmy zespołem, który będzie w stanie wejść na bardzo wysoki poziom. Głównie ze względu na dobór charakterów.
Co masz na myśli?
Trudno ubrać to w słowa, ale podczas meczów czy treningów nie czuć było specyficznej więzi spajającej drużynę. Nie zrozum mnie źle – atmosfera była w porządku i wzajemnie się lubiliśmy. Na przestrzeni miesięcy nie mogliśmy znaleźć jednak wspólnego języka. Zabrakło chemii, która napędza wiele innych zespołów walczących o czołówkę. Od początku miałem wrażenie, że w x-kom AGO brakuje dla mnie miejsca. Nie było to komfortowe uczucie.
Z czego mogło to wynikać? Po wygraniu ESL Mistrzostw Polski powtarzałeś, że w zespole czujesz się bardzo dobrze.
Trudno myśleć inaczej po sukcesach. Przed dołączeniem do AGO popełniłem jednak błąd, na który sobie już nie pozwolę. Podpisałem kontrakt bez wcześniejszych treningów. Na dobrą sprawę – poza tym, że cztery lata temu poleciałem na jeden turniej z GruBym i Furlanem – nie znaliśmy się jako zawodnicy. Jeśli transfer poprzedziłyby dwutygodniowe testy, być może podjąłbym inną decyzję.
Z perspektywy czasu żałujesz dołączenia do AGO?
Nie, bo ta przygoda wiele mnie nauczyła. W tym momencie nie ma zresztą bardziej profesjonalnej organizacji w Polsce. Marzeniem każdego zawodnika w naszym kraju może być gra w klubie oferującym takie możliwości rozwoju. Centrum szkoleniowe, brak opóźnień pensji, dostęp do specjalistów – kto może pochwalić się takim pakietem. Dzięki temu mogłem skupić się wyłącznie na grze. Podobało mi się też podejście ludzi z zarządu i sztabu, którzy odpowiadali na każdą prośbę i pomagali nam we wszystkich problemach – nie tylko esportowych, ale też życiowych. Boli mnie tylko to, że wcześniej nie sprawdziliśmy swoich możliwości.
Jeśli jednak nie przyjąłbyś wtedy propozycji, w jakiej drużynie widziałbyś swoją przyszłość? AGO mimo wszystko wydawało się w tamtym czasie opcją spadającą z nieba.
Otrzymałem wtedy ofertę zagraniczną, ale musiałbym poczekać na zmiany kadrowe, a to wiązało się z dużym ryzykiem. Oprócz tego dwa zespoły z Polski proponowały mi, bym do nich dołączył. Na koniec dnia AGO wydawało mi się mimo to jedyną możliwą opcją – na papierze skład wyglądał przecież świetnie. Widziałem w nim wielki potencjał, który dostrzegam nawet dziś – beze mnie na pokładzie. Przygoda z Jastrzębiami nauczyła mnie jednak tego, że nawet najlepsze indywidualności nie zawsze będą ze sobą współgrać.
Mówiłeś, że od pewnego czasu przygotowywałeś się na odsunięcie. Jak wyglądało to w praktyce?
Pewnego dnia sam udałem się do zarządu, żeby otwarcie porozmawiać o mojej przyszłości. Jestem fanem prostych, szczerych i otwartych dyskusji. Zapytałem więc o to, na co mogę liczyć w kontekście kolejnych miesięcy. Usłyszałem, że potrzebują czasu na zastanowienie. W poniedziałek dowiedziałem się o dwóch opcjach: budowie zespołu tylko wokół mnie, albo stworzenie ekipy na fundamentach, którymi byliby GruBy, Furlan i F1KU. Ostatecznie padło na opcję numer dwa – łatwiejszą i szybszą, co rozumiem z uwagi na zbliżające się turnieje. Byłem na to gotowy. Nie mam przez to żadnego żalu.
GruBy i Furlan są trzonem AGO od lat. To na nich zbudowana jest poniekąd cała filozofia organizacji. Zrezygnowanie z ich usług wydaje się mało prawdopodobne.
Zdaję sobie z tego sprawę, choć nie do końca zgadzam się z wizją przyświecającą organizacji. GruBy z Furlanem mogą pochwalić się ogromem doświadczenia. Tworzyli też zespoły regularnie funkcjonujące w czołówce Polski. Mimo to mam wrażenie, że czasy się zmieniły. Obaj nadal oczywiście są bardzo pracowici i skupieni na celu. Wielkie ambicje płyną im w krwi. Być może AGO potrzebuje jednak trochę świeżości. A Furlana i GruBego nadal bardzo chętnie ogłądałbym czynnie grających w nieco innym zestawieniu.
Jeśli mielibyśmy zastanowić się nad tym szerzej, najnowsza odsłona składu nie była jedyną próbą stworzenia drużyny wokół GruBego i Furlana. Poprzednie próby też nie zakończyły się sukcesem.
Po wielu rozmowach jestem w stanie wyobrazić sobie to, jakie wartości i przekonania kierują zarządem i sprawiają, że Furlan oraz GruBy stali się nienaruszalnym trzonem. To interesujący plan ludzi, którzy niejednokrotnie wchodzili na szczyt innych dziedzin sportu. Nie muszę jednak się z nim zgadzać, aczkolwiek nie chciałbym w niego ingerować.
Czuć w tobie zupełnie inne emocje niż po odejściu z Illumiar Gaming. Mam wrażenie, że z decyzją jesteś całkowicie pogodzony i – mimo pewnych różnic zdań – rozumiesz podejście sztabu.
Rozstania z drużynami często wiążą się z rozczarowaniem czy smutkiem, ale tym razem nie buzują we mnie negatywne emocje. Ciśnienie spuściłem bardzo naturalnie. Skład iHG stworzyłem poniekąd od podstaw i traktowałem jak esportowe dziecko. Czułem, że buduję coś więcej niż zespół. Nic nie wskazywało zresztą na to, że nagle mogę wylecieć. Do dziś uważam, że na to nie zasługiwałem. Najbardziej uderzyło mnie więc to zaskoczenie. W AGO nie czułem podobnej więzi, więc podchodzę do tego dużo mniej emocjonalnie.
Znów pojawia się temat więzi.
Często to powtarzam, bo w funkcjonowaniu zespołu chemia drużynowa jest bardzo ważna. A w AGO po meczach czy treningach praktycznie ze sobą nie rozmawialiśmy. Bardzo lubię Furlana, GruBego czy F1KU i nadal chciałbym utrzymywać z nimi kontakt, ale nie mogliśmy przełamać pewnych barier i różnic charakterów. Trudno było nam złapać flow, które popchnęłoby nas dalej. Podskórnie czułem, że przez to nie będziemy w stanie wejść na wyższy poziom. Mam wrażenie, że inni gracze wychodzą z podobnego założenia i część z nich na pewno mnie poprze. Wystarczy wspomnieć, że najlepiej przepracowanym i solidnie poprowadzonym bootcampem pod wieloma względami był ten, który nas przygotowywał do EMP. Od tego czasu minęły cztery miesiące.
Idąc tokiem relacji międzyludzkich – rozstanie nastąpiło z rozsądku.
Co prawda sam nie zaproponowałem tego rozwiązania, ale rozsądek każe mi to w stu procentach zaakceptować. To ja zapewniałem zresztą zarząd, że będziemy w stanie utrzymywać się w czołówce. Poprosiłem o kontrakt na pół roku, argumentując to, że w tym czasie zaprowadzę zespół do TOP 30. Nie udało się i biorę to na klatę. Kilka rzeczy mogłem oczywiście zrobić zupełnie inaczej, ale z racji tego, że dołączałem do drużyny posiadającej już fundamenty, nie chciałem nachalnie narzucać swojej wizji. Wolałem dostosować się do środowiska.
Przygniótł cię autorytet GruBego i Furlana?
Mam twardy charakter i kiedy rozmawiam z ludźmi, nie patrzę na to, co osiągnęli. Autorytet w tym kontekście nie ma więc znaczenia. GruBy i Furlan poza tym bardzo mnie wspierali, więc nie w nich leżał problem. Dołączając do nowej organizacji, wolałem po prostu zobaczyć, jak funkcjonuje cały projekt.
Waszym głównym celem było wygrywanie. Z jednej strony zwyciężyliście EMP, ESEA MDL, zagraliście w Pro Lidze, mieliście kilka przebłysków w internetowych turniejach, byliście najwyżej notowaną ekipą z Polski. Poza tym raczej zawodziliście. Skąd wzięła się chwiejność formy?
Podstawowe cele spełniliśmy. Zostaliśmy mistrzami kraju i zagraliśmy w ESL Pro League. Nie było to jednak konsekwentne pięcie się w górę, tylko raczej wyrywanie poszczególnych zwycięstw. Zdarzało się tak, że ogrywaliśmy Heroic, a dwa dni później dosłownie nie potrafiliśmy grać w CS-a. Wszystko nagle się sypało. Do dzisiaj nikt nie zna odpowiedzi na to, dlaczego tak się działo. Według mnie największy wpływ na porażki miała chwiejna forma zawodników.
Sam nie prezentowałeś perfekcyjnej formy indywidualnej.
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że przez okres gry w AGO indywidualnie nie wpływałem na losy meczów tak, jakbym chciał. Trudno mi powiedzieć, czy chodzi o zestawienie zawodników czy to, jak ułożyłem drużynę. Jedno wiem na pewno – skupiłem się głównie na aspektach drużynowych i rozwoju reszty zawodników, a nie śrubowaniu ratingów. W niektórych spotkaniach wyraźnie odstawałem od innych graczy, ale często podyktowane było to pozycjami na mapie. Nie od dziś wiadomo, że najlepiej czuję się w środku akcji czy na specjalnych misjach, a nie na tyłach mapy.
Czemu w takim razie postanowiłeś się wycofać?
Stwierdziłem, że kiedy w drużynie mieliśmy mhLa, F1KA i Furlana, muszę to zrobić. To gracze, którzy świetnie strzelają i kreują przewagę zespołu. Poniekąd definiowali naszą siłę ognia, przez co postanowiłem odsunąć się w cień, skupiając głównie na dowodzeniu. Efektem było to, że zablokowałem się jako zawodnik i nie byłem w pełni sobą.
Nie próbowałeś wpłynąć na ustawienie zespołu z pozycji prowadzącego?
Dobór graczy nam to poniekąd uniemożliwiał. Nie chciałem ograniczać możliwości reszty zawodników, którzy współpracowali ze sobą naprawdę dobrze. Być może był to błąd, bo mimo solidnej bazy umiejętności indywidualnej i tak nie byliśmy w stanie zbyt często przechylać szali zwycięstwa na swoja stronę.
Doszło do tego, że na przestrzeni siedmiu miesięcy osiągałeś najgorsze statystyki w zespole.
Nie będę nikogo oszukiwał – nie jestem zadowolony z tego, co zaprezentowałem. Ludzie jednak często zwracają uwagę tylko na statystyki. Dla mnie mają one dużo mniejsze znaczenie. Jestem gościem całkowicie oddanym drużynie i to w dobro całego składu pakuję najwięcej energii. Osoby znające się na CS-ie wiedzą, na czym to polega. Innym trudno będzie to zrozumieć, przez co w ich oczach jestem po prostu przeciętnym graczem. Dla przykładu – trener minirox zapewniał mnie, że kompletnie nie muszę martwić się fragowaniem. Najważniejsze było prowadzenie.
Oskar „oskarish” Stenborowski i Jakub Szumielewicz tuż po podpisaniu kontraktu. Fot. x-kom AGO
Skoro więc ułożonej drużyny nie udało stworzyć się nawet w AGO – z doświadczonymi i utalentowanymi zawodnikami, a także ogromnym zapleczem organizacyjnym, czy w Polsce jest to w ogóle możliwe?
Mam pewną wizję. Bez pięciu osób zafascynowanych grą sztuka ta się jednak nie uda. O CS-ie trzeba myśleć trochę częściej niż tylko podczas sparingów. Dobrze funkcjonujący zespół powinien wspólnie rozwijać umiejętności nawet poza treningami. Bez częstych rozmów na temat błędów czy nowych zagrań też się nie obejdzie. Trzeba tym żyć i zdawać sobie sprawę, że sukces wymaga poświęceń. Na polskiej scenie największym problemem wciąż jest etyka pracy. Wielu graczy – szczególnie młodszych – nie docenia tego, że mogą korzystać z zaplecza organizacji i utrzymywać się z pasji.
I znów jak mantra powraca temat niedostatecznego przykładania się do gry. Od dwóch lat słyszę to regularnie od wielu zawodników.
Powraca, bo taka jest prawda. Nie mogę nazwać się starym graczem, ale profesjonalną przygodę z esportem zacząłem w wieku 17 lat. Mój kontrakt opiewał na kwotę 150 euro, a warunki były nieporównywalnie gorsze. Marzyliśmy o bootcampach, wyjazdach na LAN-y, sprzęcie. Dziś esport daje dużo większe możliwości. A młodym, którzy mają dziś wszystko pod nosem, trudno to docenić. Zawsze znajdą powody do narzekania. Tutaj kawa jest niesmaczna, tam woda się skończyła, a tam nie odpowiada im jeszcze inna pierdoła. Krótko mówiąc – w Polsce dużo się narzeka, a mało pracuje. Odbębnienie ośmiu godzin treningu, żeby zapomnieć o grze i zespole na resztę dnia, nie zaprowadzi drużyny na szczyt. Potrzebna jest rewolucja, bo część zawodników obudzi się w końcu z ręką w nocniku.
Mówisz o polskiej scenie w całym ogóle. W AGO również zauważyłeś ten problem?
Nie chcę rzucać teraz ksywkami, bo nie ma to najmniejszego sensu, ale pewne jednostki wyraźnie przykładały się mniej od innych. Łatki przylegają do ludzi na długo, więc wszystkim polecam po prostu pokorę i pracę na najwyższych obrotach. Kiedy zaczynasz myśleć o sobie jak o pępku świata, upadek może być bolesny.
Oprócz ciebie od składu został odsunięty mhL, który podobno sam o tym zadecydował. Co o tym sądzisz? Miłosz był przecież największą gwiazdą zespołu.
Problemem była na pewno szkoła, bo w klasach maturalnych trwa teraz solidne nadrabianie materiału. mhL musi poświęcić się więc edukacji, co całkowicie rozumiem. Miałem jednak wrażenie, że dość mocno przekładał prywatne emocje związane z lekcjami na drużynę i niezbyt przyjemnie współpracowało mi się z nim przez ostatni miesiąc.
Czy profesjonalna drużyna celująca w międzynarodowe sukcesy może pozwolić sobie więc na zakontraktowanie zawodników, którzy wciąż się uczą?
Nie. Bardzo trudno stworzyć profesjonalny zespół z osób, które nie mogą w pełni poświęcić się drużynie. Potrzebna jest piątka całkowicie skupiająca się na CS-ie. Nie chcę się jednak z czegokolwiek wymigiwać. Przed podpisaniem kontraktu doskonale widziałem, że F1KU i mhL nadal się uczą. Uważam jednak, że ESL Pro League mogło skończyć się dla nas zupełnie inaczej, jeśli rozegralibyśmy większość meczów z bootcampu.
Z drugiej strony… Trzy pierwsze miesiące w AGO było przede wszystkim czynną nauką gry i pracą nad tym, żeby F1KU zdobył doświadczenie. Na początku szło mu ciężko, ale kiedy zdołał się odblokować, pofrunął do przodu. Muszę przyznać, że Maciej bardzo mi imponuje i uważam, że zasługuje na ogromne pochwały. Mimo młodego wieku zależy mu na rozwoju. Widzę przed nim świetlaną przyszłość.
mhL oficjalnie odsunął się od składu na własne życzenie. Gdybyś w czystej teorii dostał ofertę przedłużenia kontraktu, poszedłbyś w jego ślady?
Trudno mi powiedzieć. Od długiego czasu dawałem znaki bliskim osobom, że w zespole nie czuję się zbyt dobrze. Nie chciałem się jednak poddawać i do końca dążyłem do tego, żeby zrealizować zapowiedziane cele. Jeśli dowiedziałbym się, że mhL idzie na ławkę i dostałbym możliwość przedłużenia kontraktu – może bym się nad tym zastanowił. W innym przypadku raczej nie.
Idziesz więc w swoją stronę. Drużyna pożegnała cię, doceniając starania włożone w rozwój, a także podkreślając wagę zaangażowania. Nie irytuje cię to, że znów mówi się o twojej pracowitości, a jednak lądujesz poza składem?
Na początku mnie to po prostu dziwiło, ale przy drugim zespole z rzędu faktycznie zaczynam się denerwować. Wielu ludzi docenia mój wkład, ale koniec końców nie ma on wielkiego znaczenia. Czuję się przez to niespełniony.
Wygląda na to, że pracowitość i energia wkładana w rozwój zespołu to nie wszystko.
Często zadaję sobie pytanie, czemu drużyny przeprowadzają zmiany uderzające bezpośrednio we mnie. W głowie krąży mi wiele myśli. Może po prostu nie nadaję się do CS-a? A może powodem jest to, że nie staram się podlizywać osobom decyzyjnym i kiedy coś mi się nie podoba, stawiam sprawę jasno? Trudno powiedzieć. Najgorsze jest to, że nikt nie chce mi tego wytłumaczyć – nawet jeśli proszę o słowa krytyki. Potrzebuję organizacji, które zaufają mi od początku do końca i pozwolą rozwinąć projekt na własnych warunkach. Jeśli nie sprostam – będzie to znak, że czas już skończyć.
x-kom AGO po triumfie w ESL Mistrzostwach Polski. Fot. x-kom AGO
Organizacja musiałaby cię wykupić. Aktualnie jesteś przecież wystawiony na listę transferową, co może dziwić ze względu na kończący się pod koniec września kontrakt.
Z jednej strony kontrakt się kończy, ale z drugiej muszę wypełnić zobowiązania, które sprawiają, że na liście transferowej AGO spędzę trochę więcej czasu. Jeśli miałbym jednak strzelać, wątpię, że w najbliższym okresie otrzymam propozycję, bo w czołowych drużynach nie ma aktualnie miejsca. Chciałbym poszukać czegoś w Europie, żeby spróbować sił w nieco innej rzeczywistości.
Dycha i snatchie udowodnili, że w Europa stoi otworem. W Sprout radzą sobie świetnie.
Nie wiem jednak, czy będę w stanie znaleźć międzynarodową drużynę na wysokim poziomie. Jeśli nie – spróbuję złożyć zespół na własną rękę lub – jeśli otrzymam ciekawą propozycję – dołączę do jednej z polskich ekip. Jedno jest pewne – nie chciał bym kolejnych sześciu miesięcy spędzić bez organizacji.
Czysto teoretycznie – przyszłość innocenta w MAD Lions jest niepewna. STOMP wylądował poza HONORIS. O mono cisza. Teraz ty odchodzisz z AGO. Szykuje się wielki comeback?
Ostatnio przeglądałem listę wolnych agentów w Polsce i też zwróciłem uwagę na te ksywki. Śmiesznie się złożyło, bo przecież rok temu wygrywaliśmy razem ESL Mistrzostwa Polski i Games Clash Masters, a teraz nasza przyszłość stoi pod znakiem zapytania.
A co jeśli nikt się do ciebie nie zwróci? Nie ukrywajmy – zagranicą patrzą głównie na młodych i wykręcających świetne statystyki graczy. Twoje ratingi nie zwrócą raczej ich uwagi.
Będę szukał nowych możliwości rozwoju, czego pierwsze efekty zobaczycie we wtorek. Zacznę też częściej streamować, kładąc nacisk na aspekty edukacyjne i analityczne. Wierzę zresztą, że mógłbym być niezłym trenerem, ale z drugiej strony na to jeszcze za wcześnie. Chciałbym jeszcze pograć. Jeśli nie w CS-a, to może w Valoranta? Poza esportem też mam zresztą kilka pomysłów na to, żeby się ciekawie rozwinąć. Życie nie kończy się na grach komputerowych.
Fot. x-kom AGO