Okiem w przyszłość: Jakub „Royal” Engel
W 2014 roku stanął w Spodku i powiedział sobie – „chcę być jak paszaBiceps.” Tuż po zwycięstwie w Polish Masters nie nadążał z odbieraniem telefonów – gratulowała mu cała rodzina. To w niej znalazł zrozumienie i wsparcie, co pozwoliło mu na płynny rozwój. Jedenastym bohaterem cyklu „Okiem w przyszłość” jest Jakub “Royal” Engel – reprezentant Izako Boars.
Zaledwie osiemnastoletni Royal jeszcze niedawno był dla większości postacią anonimową, a teraz wraz z Izako Boars sięgnął po mistrzostwo kraju i sam został najbardziej wartościowym zawodnikiem całych rozgrywek. Swoją przygodę z graniem rozpoczynał od CS:GO, gdzie jednak nigdy nie próbował przebić się przez barierę zauważalności. Prawdziwą miłość odnalazł w Rainbow Six: Siege. Na początku dość nieśmiało, jednak z każdym kolejnym sezonem radził sobie coraz lepiej. W końcu podjął decyzję, że chce spróbować swoich sił przeciwko innym profesjonalistom. I teraz jest tutaj – w European Challenger League. Dokąd zaprowadzi go ta droga?
Spodek, Virtus.pro i ciarki na ciele
Bo kto z nas tego nie przeżył? Chyba każdy z fanów esportu, o ile nie jest zadufanym w sobie kibicem League of Legends, oglądał dawne występu Polaków w Virtus.pro. To ci ludzie są w dużej mierze odpowiedzialni za popularność tej dyscypliny w naszym kraju. Za jej profesjonalizację. To także ci goście zaszczepili w dwunastoletnim Royalu miłość do esportu. I trudno się dziwić. W tym wieku szukasz autorytetów i ludzi, do których pozycji chciałbyś dążyć. Którzy mieliby wyznaczyć ci drogę na przyszłość. Każdy z nas miał kogoś takiego.
– Pamiętam, gdy w 2014 roku byłem na IEM-ie w Katowicach. Wtedy moim esportowym idolem był paszaBiceps. Gdy zobaczyłem ich na scenie i poczułem te ciarki ekscytacji, które towarzyszyły całej sytuacji, stwierdziłem, że też chcę się tam znaleźć i być taki jak on.
Dlatego większość młodych esportowych adeptów z tamtych czasów najpierw chwytała za CS:GO. Dyscyplina uniwersalna i tak naprawdę dla każdego. Niewielu jednak może nazwać się profesjonalistami. Od strzelanki Valve rozpoczynał też Royal. Może nie został w niej gwiazdą światowego formatu, ale tych kilka lat poświęconych szlifowaniu własnych umiejętności strzeleckich na pewno przełożyły się w jakimś stopniu na obecny sukces.
– Swoją przygodę z graniem rozpocząłem tak naprawdę od CS:GO. Tam miałem ponad 3 tysiące godzin i kilka turniejów z kumplami za sobą, ale nigdy nie myślałem o rozpoczynaniu kariery. Rainbow zaraził mnie swoją złożonością. Dla mnie – zapalonego miłośnika gier strategicznych – to był idealny tytuł do wielogodzinnego ogrywania. Codziennie. Szło mi coraz lepiej i przy piątym czy szóstym sezonie stwierdziłem, że zacznę próbować swoich sił w różnych turniejach kwalifikacyjnych. To była świetna decyzja.
Wsparcie cenniejsze niż złoto
Często słyszy się o młodych kandydatach do miana przyszłych gwiazd, których kariery zwolniły przez brak zrozumienia rodziców. “Jakie granie? Masz się uczyć! Być lekarzem, prawnikiem masz być kimś!” – słyszało pewnie wiele obecnych gwiazd, ale też mnóstwo osób, którym nie udało się przebić. I oczywiście – to całkowicie dobre podejście. Nikt jednak nie powiedział, że nie można łączyć przyjemnego z pożytecznym. Nauki z pasją. Rodzic musi wspierać swoje dziecko, a nie mu przeszkadzać. Tak wyglądało to w domu Royala.
– Rodzice z początku obawiali się, kiedy powiedziałem im, że chcę traktować granie coraz poważniej i będę poświęcać temu mnóstwo wolnego czasu. Sytuację poprawiało to, że przed finałami łączyłem pracę ze scrimami i jakoś to się kręciło. Mimo wspomnianych obaw mieli do mnie pełne zaufanie – tłumaczył nam zawodnik Izako Boars.
Można? No jasne. Aż strach pomyśleć ile karier zaprzepaścił brak odpowiedniego dialogu na linii rodzic-dziecko. Bo to dialogu zazwyczaj brakuje. Przecież nie chodzi o to, żeby grać w gierki cały dzień, lub od rana do nocy ślęczeć przy książkach. Życie opiera się na szukaniu kompromisów. A gdy już taki się znajdzie, potrzebne jest zainteresowanie i zrozumienie.
– Dużo dawało mi też zainteresowanie ze strony moich rodziców. Często słyszy się, że młodzi gracze nie znajdują żadnego zrozumienia u rodziców, a moi zawsze pytali, jak mi poszedł mecz czy co ciekawego działo się na treningu. Z wolną głową można dokonać o wiele większych rzeczy – mówi Engel.
Wspierała go rodzina, ale nie tylko. Większość znajomych ze szkoły wiedziało o jego pasji, a nawet śledziło niektóre mecze i dobrze się przy nich bawiło. Osiemnastolatek po pierwszych meczach w Polish Masters odbierał wiadomości od zszokowanych kolegów, którzy nie zdawali sobie sprawy, że jest on aż tak dobry. Nie każdy jednak rozumiał jego pasję.
– Była grupa osób, która na słuch o mojej pasji reagowała słowami „śmiechu warte”. Mam nadzieję, że naszym mistrzostwem zamknąłem im twarz na dobre – mówi Royal.
Dzika podróż przez Polskę
– Decyzję o tym, że zaczynam traktować grę na poważnie, podjąłem wraz z dołączeniem do Izako Boars. To miało być wkroczenie na nowy etap w życiu i wiele wskazuje, że tak to się też skończy. Założyłem też sobie, że jeśli zwyciężymy Polish Masters, to chcę się w pełni poświęcić temu, co kocham. A kocham grać w Rainbow Six: Siege – słyszeliśmy od Jakuba.
Tylko stawiając sobie poprzeczkę wysoko, można zostać prawdziwym mistrzem. Osiemnastoletni debiutant w mistrzostwach Polski postanowił, że grę zacznie traktować poważnie tylko wtedy, gdy wygra cały turniej. I wiecie co? Zwyciężył. A pierwsze przejawy jego talentu widzieliśmy jeszcze w rundzie zasadniczej, gdzie wraz z kolegami rządził i dzielił, a nawet zdobył tytuł MVP w jednej z kolejek.
Taka dyspozycja zaprowadziła go aż do finałów całej ligi. A tam wydarzyła się historia. Izako Boars powróciło ze straconej pozycji i zgarnęło główną nagrodę. Największy bohater? Sami się domyślcie. Sukces takiego formatu trzeba odpowiednio uczcić. A jako że Royal w całej rodzinie zaszczepił już gen R6S, feta była bardzo przyjemna.
– Tuż po zwycięstwie w Polish Masters miałem urwanie telefonu. Ledwo zdążyłem odejść od komputera po wywiadzie, a na ekranie zobaczyłem informację o dziewięciu nieodebranych połączeniach – wszystkie od rodziny. Sam finał śledzili mama, tata, siostra i ogólnie chyba cała rodzina. Jak wróciłem do Katowic, od razu poczułem, że wszyscy są ze mnie bardzo dumni. Miałem wymarzone przywitanie. W domu była cała rodzina, wypiliśmy razem szampana i zjedliśmy moje ulubione krewetki. Naprawdę czułem ich wsparcie zarówno przed meczem, jak i wtedy, gdy dotarłem już do domu – tłumaczył nam Royal.
– Ze zrozumieniem gry u nich różnie, ale większość ogarnia chociaż te podstawy. Mimo to po powrocie do domu musiałem im sporo tłumaczyć – dlaczego tu zmarł ten ktoś a nie tamten i różne podobne kwestie. No ale to już wina Rainbowa i jego złożoności – dodał.
Przywitanie godne prawdziwego mistrza. No ale Royal sobie na to zapracował. Zresztą sam uważa siebie za jednego z najlepszych graczy w całym kraju, jeśli chodzi o mechanikę gry. Albo nawet najlepszego – do teraz nie może się zdecydować. Lub jest po prostu skromny. Twierdzi też, że jego agresywny styl gry to zarówno największy atut, ale też najgorsze przekleństwo. Wiele razy łapał się na tym, że postawił kilka kroków za dużo, czy poleciał po niepotrzebne zabójstwo. Ale jego agresja często kończyła się też na wygrywaniu w sytuacjach, w których był na straconej pozycji. Tylko pewni siebie zawodnicy zajdą na szczyt. Royal jest jednym z nich. Ważna jest też pokora.
– Mam względem siebie bardzo duże wymagania, myślę że większe niż większość graczy. I nawet gdy potkniemy się przy jakimś meczu, to się nie załamię. Będę dalej robił wszystko co w mojej mocy, by nie zawieść siebie, drużyny i kibiców- zapewnia reprezentant Izako Boars.
Zauważony i doceniony
W kuluarach o talencie Royala mówiło się już od jakiegoś czasu, wszak nie bez powodu znalazł się u boku takich zawodników jak chociażby Foster. Zresztą sam wspomniany od początku wspólnej gry doceniał jego talent i z czasem zaczął zauważać, że jego kolega z drużyny może w przyszłości zajść naprawdę daleko.
– Od początku naszej wspólnej przygody jeszcze jako Homeless Royal wyróżniał się chęcią i niesamowitym zaangażowaniem do poprawy swoich błędów. Potrafił zrozumieć swoje złe zagrania i wyciągnąć z nich wnioski – co w polskiej społeczności nie jest wbrew pozorom tak powszechne. Z meczu na mecz czuć było jego rosnącą pewność siebie i chociaż ostatnie treningi przed Polish Masters wychodziły różnie, wiedziałem, że jeśli wejdzie w rytm meczowy i odpali maszynę, będzie nie do zatrzymania – chwalił kumpla ze składu Foster.
– Royal wyróżnia się tym, że potrafi błyskawicznie dostosować się do otaczających do warunków. Na początku był też typowym flexem, co pozwoliło mu zdobywać MVP w rundzie zasadniczej. My się nie spodziewaliśmy i chyba niewielu w ogóle obstawiało, że Royal będzie grać tak fantastycznie. Dużą częścią jego sukcesu jest to, że trafił akurat do Izako Boars. Cała drużyna gra dość agresywnie, więc on idealnie w komponował się w jej rytm i swoim stylem przygrywał całej reszcie. Chyba można otwarcie powiedzieć, że jest on jednym z większych objawień na polskiej scenie – twierdzi Marciu.
Royal nie ma w sobie genu dowódcy, jednak jest idealnym pracownikiem. Zawsze przygotowanym i takim, który wykonuje swoje zadania w perfekcyjnym stylu. Takiego podopiecznego kapitanowi Izako Boars zazdrości pewnie szef niejednej korporacji.
– Kuba jest graczem bardzo świeżym i wielu rzeczy uczy się na bieżąco. W trakcie meczów zdarzy mu się rzucić jakiś oryginalny pomysł, ale najczęściej realizuje polecenia rzucone przez bardziej doświadczonych graczy i w tym jest chyba najlepszy – mówi Foster.
Czy Royal to największa nadzieja na przyszłość polskiego Rainbowa? Z takimi osądami można jeszcze poczekać. Ale jedno trzeba przyznać – chłopak ma wszystko, aby w przyszłości stać się prawdziwą gwiazdą.
– Najważniejszy sprawdzian jeszcze przed Royalem. Jeżeli faktycznie utrzyma taki poziom i podobne statystyki do tego, co prezentował w Polish Masters, nie zdziwiłbym się, jeśli któraś z proligowych drużyn by się po niego zgłosiła. A jeśli nie, to na pewno będzie dobrym materiał na kandydata – uważa Marciu.
– To też nie byłaby łatwa decyzja w tak młodym wieku. Pośpiech w tym przypadku mógłby doprowadzić go do zguby. Jeśli taka oferta by się pojawiła, na jego miejscu najpierw usiadłbym z rodzicami i porozmawiał o całej sytuacji. To może być szansa na nowe życie, ale też strzał we własne kolano – dodał.
Pozostali bohaterowie cyklu „Okiem w przyszłość”:
Fot. Izako Boars