
Niedzielny gracz: Bartosz Kurek
Bartosz Kurek to osoba, której nie trzeba przedstawiać. Wystarczy spojrzeć na listę sukcesów – mistrzostwo świata, Europy, Polski, najlepszy sportowiec kraju w plebiscycie „Przeglądu Sportowego”, najlepszy siatkarz świata według Europejskiej Konfederacji Siatkówki. Na co dzień reprezentant Onico Warszawa, ale też… gracz i fan esportu. Dlaczego obraził się na Counter-Strike’a? Z kim grał najwięcej? Czy widzi w esporcie zagrożenie dla sportu? Zapraszamy na „Niedzielnego gracza”!
Słyszałem, że grasz w Counter-Strike’a, oglądasz turnieje. To jeszcze aktualny temat?
Muszę przyznać, że moja wiara w CS-a trochę się załamała po rozpadzie Virtusów. To był dla mnie taki magnes, coś fajnego, że mamy takich chłopaków. Oglądałem też transmisje Pashy na Twitchu, fajnie było ich posłuchać. Wydawało się, że mają dobre relacje i do tego grają na mega wysokim poziomie. Jednak od czasu ich rozpadu trochę obraziłem się na CS-a.
Po tym ostatecznym rozpadzie?
Teraz w grudniu. Wcześniej myślałem, że to chwilowe turbulencje. Czasem tak jest, że ktoś musi od kogoś odpocząć, coś sobie powiedzieć. Jednak wygląda na to, że niestety, ale pójdą w inną stronę. Myślę, że i tak można się cieszyć, że mieliśmy taki zespół.
Faktycznie śledziłeś te turnieje, w których grali?
Był taki moment, że z Piotrkiem Nowakowskim to był nasz sposób na wolny czas na zgrupowaniach. Kiedy sami nie graliśmy, to patrzyliśmy jak grają inni. To jest super, bo w żadnej dyscyplinie sportu nie masz czegoś takiego, że ja oglądałem przed chwilą jak dane rzeczy robią zawodowcy, a za chwilę mogłem wejść na mapę i spróbować jednego czy drugiego zagrania. To może praktycznie nastąpić po sekundzie. W sporcie najbliżej tego jest koszykówka, bo mogę iść na podwórko i spróbować rzucić, ale żeby rozegrać mecz 5 na 5, to już trzeba by zadzwonić po kilku kolegów. Tu jest ta przewaga esportu.
A miałeś okazję odwiedzić jakiś turniej?
Bardzo chcę to zrobić. Kiedy byłem młodszy, wybrałem sobie kilka eventów sportowych, które chciałbym odwiedzić. Powoli to spełniam. Zaczynałem od tego, że chciałbym być na fajnym stadionie podczas meczu Ekstraklasy. Byłem na Śląsku we Wrocławiu, stadion super, grał tam między innymi Waldemar Sobota. W mojej głowie jest też Wielki Szlem tenisa, turniej Open w golfa, ale dopiero od jakiegoś czasu esport jest tak popularny, że założyłem sobie, by odwiedzić jakiś wielki turniej.
Jak wyglądał Twój i Piotrka poziom w CS-ie?
Graliśmy normalnie, wbijaliśmy rangi. Żaden z nas nie dobił do „globala”, ale na pewno byłem dużo słabszy od Piotrka. On ma mega talent do tego. Myślę, że nie zdradzę tajemnicy kiedy powiem, że zanim poznał swoją żonę, to jego pierwszą miłością był World of Warcraft. Na szczęście pojawiła się Ola i teraz ma bardziej trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość.
Globala nie było, ale mecze graliście. Jak bardzo się nimi emocjonowaliście? Chyba nie tak jak siatkówką?
Dużo większe emocje wzbudzała w nas taka wewnętrzna gierka w CS-a niż gierka treningowa, bo na treningu wiedzieliśmy, że musimy zrobić jedno czy drugie ćwiczenie, byliśmy skoncentrowani, poświęcaliśmy się temu na maxa, ale to jakie czasem były emocje i padały teksty przy CS-ie, to już inna sprawa. Swoją drogą myślę, że to super narzędzie do tego, by scalać grupę. Spędzając fajnie czas przy komputerze i rozmawiając na bieżąco.
Ludzie często mówią, że gry odciągają od sportu, powodują agresję, a u Was to faktycznie takie pozytywne narzędzie do polepszania relacji.
W ogóle w CS-a zaczynałem grać od wersji 1.6, jeszcze w kafejce internetowej, ale później przerzuciłem swoją uwagę na siatkówkę. Kiedy wszedł CS:GO, wróciłem do grania, bo na co dzień byłem we Włoszech i nie miałem tyle kontaktu z chłopakami z Polski. W trakcie gry było zupełnie inaczej, bo wieczorami spotykaliśmy się na jedną czy dwie partyjki, a w międzyczasie rozmawialiśmy o tym co się wydarzyło, jak się czujemy. Grałem szczególnie z Piotrkiem i Dawidem, bo byli wtedy razem w Rzeszowie. Mieliśmy super kontakt. To na takim prostym przykładzie pokazuje, że ta gra może mega do siebie zbliżać ludzi.
Jestem tego zdania, że wszystko jest dobre, dopóki robi się to w odpowiednich ilościach. Rozumiem, że są profesjonalni gracze, którzy muszą poświęcić 8-10 godzin dziennie na trening, bo nie będą na odpowiednim poziomie, ale jeżeli jest równowaga i ktoś się rusza, prowadzi aktywny tryb życia, a wieczorem pogra sobie z kolegami, to też może być fajna odskocznia.
Ale nie widzisz w esporcie zagrożenia dla sportu?
Absolutnie nie. Myślę, że w przyszłości będzie to super dopełnienie sportu i niedługo esport będzie traktowany gdzieś na równi.
Kiedy jako profesjonalni siatkarze znajdujecie czas na gry?
To jest trochę taki mit, że sportowcy mają mało czasu wolnego. Prawda jest taka, że sportowcy mają bardzo dużo czasu wolnego, tylko że muszą też odpowiednią jego ilość poświęcić na odpoczynek, regenerację. Jeśli mam trening 2-3 godzinny, muszę tyle samo czasu poświęcić na regenerację. Jeśli mam dwa takie treningi dziennie, to też muszę odpocząć. To jest fajne, że mogę się położyć, wziąć pada i zagrać np. w Fifę, bo przecież na CS-a się obraziłem (śmiech).
Myślisz, że do tego CS-a wrócisz czy raczej w formie widza?
Mam tak z wieloma rzeczami, które nazywam zajawką. Może teraz tego nie śledzę, ale zaraz zatęsknię, zobaczę co się dzieje. Teraz jest fajnie pod tym względem, że media też otwierają się na esport. Jeżeli przy patronacie Przeglądu Sportowego powstaje „Misja esport”, to widać, że to rzeczywiście wdziera się do mainstreamu. Według mnie to jest naprawdę super, bo do grania na wysokim poziomie też trzeba mieć talent i umiejętności.
Słuchając Ciebie, mam wrażenie, że dość intensywnie śledzisz esport. Wiesz, że Virtusi się rozpadli, że powstała „Misja esport”. Turnieje też często oglądasz?
Muszę przyznać się szczerze, że śledzę te najważniejsze turnieje. Nie oglądam każdego spotkania, ale kiedy przychodzi jakiś duży event, to bardzo chętnie zobaczę co się teraz dzieje, jak to wygląda, jak się gra. To też jest fajne zobaczyć jak gra ewoluuje, jak zmienia się rola danych zawodników. Warto to śledzić.
Fot. 400mm.pl