
Nie tylko Heroic. Inni wygrani DreamHack Open Fall
Zakończony wczoraj DreamHack Open Fall to bez wątpienia turniej, którego największym wygranym jest duńskie Heroic. Formacja dowodzona przez Caspera „cadiaNa” Møllera po fantastycznej serii BO5 pokonała Vitality i zgarnęła kolejne znaczące trofeum w tym roku, ale nie tylko Skandynawowie mogą się czuć zwycięzcami. Poszczególne drużyny i zawodnicy również mają za sobą udany okres, a podczas rozgrywek udowodnili, że podążają odpowiednią ścieżką.
misutaaa aka. rozwój w ekspresowym tempie
Kévin „misutaaa” Rabier nie miał w Vitality najlepszych początków. Pierwsze miesiące młodego Francuza w ekipie gwiazd nie należały do najłatwiejszych, a co gorsza, nie widać było również specjalnie wielkiego potencjału. Po przerwie wakacyjnej zaczęła to już wyglądać zgoła lepiej, a z turnieju na turniej 17-latek pokazywał, że rośnie jak na drożdżach. DreamHack Open Fall w jego wykonaniu był kolejnym potwierdzeniem tezy, że będzie z niego dużo pożytku.
Już w premierowym starciu z mouz młodzieniec reprezentujący trójkolorowych dawał sporo jakości. W kolejnym meczu z Fnatic też pokazał się z dobrej strony i zwłaszcza w defensywie potrafił zaprezentować pazur. Jego forma wybuchła jednak przede wszystkim w fazie pucharowej. Potyczki z Ninjas in Pyjamas, BIG i Astralis były w jego wykonaniu naprawdę świetne. W trudnych momentach zachowywał ogromny spokój. Zresztą patrząc na przebitki z kamerek, można podejrzewać, że tego mu akurat nigdy nie brakuje. Ostatnio widziałem kogoś tak skupionego, ja zerknąłem w swoje odbicie w metalowej belce na hali sportowej podczas matury z matmy.
Cieszy fakt, że u boku weteranów misutaaa autentycznie zbiera cenne doświadczenie. Moim zdaniem można już teraz stwierdzić, że nie zmarnował szansy, którą dostał kilka miesięcy temu i jest w składzie Vitality pewniakiem. Najpewniej zawsze będzie żył w cieniu ZywOo, ale jeśli nie odpuści, to na pewno wyjdzie z cienia shoxa czy apEXa. Dla mnie kazus misuty jest podobny do tego z Perfecto w Na’Vi. Pokazuje on, że dzięki ciężkiej pracy można wejść na wysoki poziom w bardzo krótkim czasie, a przeskok nie jest aż tak trudny, gdy masz u boku odpowiednich mentorów.
Ninja z odciętą pępowiną
Długo czekaliśmy na to, żeby odmłodzony roster Ninjas in Pyjamas pokazał prawdziwy potencjał na grę na salonach. Oczywiście, nikt nie miał wątpliwości co do tego, że NiP zawsze będzie brylował w pierwszej dwudziestce światowego rankingu, ale mam wrażenie, że dopiero DreamHack Open Fall obnażył to, ile realnego potencjału drzemie w piątce ze Skandynawii. W pewnej chwili turnieju uwierzyłem nawet w to, że Szwedzi mogą zająć ostatnie miejsce podium.
Jeśli ktoś krytykował transfer Hampusa „hampusa” Posera – w ostatnim tygodniu dostał dowód na to, że po prostu nie warto. Prowadzący NiP pokazał, że jest głową pełną pomysłów, a momentami również naprawdę świetnym aimerem. Były momenty, w których brał ciężar gry na swoje barki, a tego przecież zawsze wymagamy od prawdziwych kapitanów. Ninjas in Pyjamas gra kombinacyjnie, zaskakuje szerokością map poola i fajnie operuje tempem. Jeżeli nawet Simon „twist” Eliasson nie wygląda notorycznie jak piąte koło u wozu, to wiedz, że coś się dzieje.
Szczególnie imponował jednak Fredrik “REZ” Sterner. Momentami oglądając Szweda w akcji, zastanawiałem się wręcz, czy nie wsiedliśmy do wehikułu czasu i nie patrzymy na powtórki z IEM Oakland w 2017 roku. Ogromna pewność siebie, genialna celność, świetna decyzyjność. Nie było tajemnicą, że w obliczu odejściu legend pokroju Christophera „GeT_RiGhTa” Alesunda i Patrika „f0resta” Lindberga to REZ ma być największą gwiazdą i liderem NiP. Finalnie można było w nim taką postać zobaczyć. Dodatkowo warto zwrócić uwagę na to, że w zespole panuje świetna atmosfera, a złote szwedzkie dzieci nie tylko porządnie grają, ale też świetnie się przy tym bawią. I ja to szanuję.
Polacy na Majorze? To nie tylko mrzonka
Choć ostatecznie Sprout zajęło tylko ósme miejsce, to ich ogólna postawa podczas DreamHack Open fall napawa optymizmem. Daleki jestem od tego, aby opisać występ Michała „snatchiego” Rudzkiego i Pawła „dychy” Dychy w samych superlatywach, bo przydarzyły im się gorsze momenty, ale w ogólnym rozrachunku mamy powody do zadowolenia. Niemiecko-polski kolektyw to już nie tylko ciekawostka, ale realny pretendent do gry na Majorze.
Na start weźmy pod lupę występ biało-czerwonego snajpera. W poszczególnych meczach snatchie zaprezentował się ze świetnej strony i udowodnił, że nie odstaje wcale poziomem od młodych gwiazd pokroju Tima „nawwka” Jonassona czy Asgera „farliga” Jensena. Oczywiście, pojawiły się momenty, w których można było pozgrzytać zębami, ale na koniec dnia warto docenić to, jak były reprezentant Virtus.pro wpasował się do międzynarodowej formacji.
Na największe oklaski zasłużył jednak dycha, którego grę podziwiać można było z nieprzesadzoną przyjemnością. Jeszcze rok temu mówiliśmy o Pawle jako o młodym kocie, który ciągnie weteranów na plecach. Dziś dycha to Pan Zawodnik. Niebanalne umiejętności w połączeniu ze sporym już doświadczeniem i dużym luzem dały mieszankę wybuchową. To właśnie były zawodnik ARCY zagwarantował swojej ekipie zwycięstwa z NiP czy GODSENT. To on był najjaśniejszym punktem potyczki z OG.
Dzięki przyzwoitym występom i ósmej lokacie Sprout poszybowało w górę w regionalnym rankingu kwalifikacyjnym do Majora. Co prawda do wymarzonej, jedenastej lokaty nadal sporo, ale jeśli tendencja wzrostowa się utrzyma, to być może podczas kolejnych turniejów RMR będziemy mieli powody do radości.
Fot. DreamHack / Adela Sznajder