Nie pamiętaliśmy ich w innych barwach, a jednak odeszli
Wczoraj szeregi Teamu Liquid oficjalnie opuścił Nick “nitr0” Canella. Zawodnik, który był częścią organizacji nieprzerwanie od ponad pięciu lat. W tym czasie urósł w niej do pozycji ikony, jednak nawet ten status go nie uchronił. Podobnych przypadków mieliśmy wiele.
Edward nożycoręki i Zeus deus kosmateus
Jeżeli jesteś esportowym młokosem, to zapewne gdy ktoś powie Natus Vincere, jako pierwszy do głowy przychodzi ci pewien ukraiński snajper. Nie, nie markeloff. Prawdą jednak jest, że Aleksandr “s1mple” Kostyliev nie zrobił dla Natus Vincere nic, w porównaniu do tego, czego dokonali jego niedawni koledzy z drużyny.
Edward i Zeus to prawdziwe ikony ukraińskiej organizacji. Postacie, które w żółtej koszulce się urodziły, które w niej śpią, a nawet biorą w niej prysznic. Nie powinno więc dziwić, że to właśnie tych dwóch gości zaliczyło najdłuższy staż w ekipie Natus Vincere. A początki ich przygody to lata dominacji Counter-Strike’a 1.6. Zresztą małą namiastkę tamtych czasów otrzymaliśmy wczoraj w pokoleniowym starciu Na’Vi.
Do worka legend organizacji można dorzucić także starixa, wszak ten reprezentował ją nieprzerwanie od 2010 aż do 2017 roku. Mimo wszystko kilka z tych wielu lat spędził na stołku trenerskim, a tam zszedł na nieco dalszy plan. Choć nieustannie starał się o sobie przypominać.
Jeszcze kilka lat temu wszyscy byli przekonani, że Edward i Zeus muszą zakończyć kariery, reprezentując Natus Vincere. Ich odejście równałoby się z odcięciem pewnej pępowiny. A jednak. Esportowcy niezbyt chętnie odwieszają myszkę na kołek. Nawet jeśli refleks już nie zachwyca, to bagaż doświadczenia, pozycja w hierarchii i rzesza fanów mogą zachęcić niejednego inwestora.
Zeus powędrował w kierunku Gambit, natomiast Edward przywdział barwy Winstrike. Teslenko po sukcesach na odwyku od Natus Vincere powrócił jeszcze do dawnego domostwa i tym razem podjął decyzję, jaką wymarzyli sobie wszyscy fani ze wschodu Europy. Odsunął się w cień będąc tym, kim był przez większość kariery.
Takich trzech, jak tych dwóch Szwedów, nie ma ani jednego
Do legendarnego duetu f0rest&GeT_RiGhT moglibyśmy dorzucić Xizta czy friberga, wszak ci dumnie mówili o sobie “jestem ninją” przez wiele lat, jednak to wspomniana na początku dwójka odcisnęła największe piętno na całej esportowej społeczności. I odciska je do dziś, choć nie jest już tak przebojowa.
A ta niezwykła podróż rozpoczęła się wraz z przejściem ze starszej wersji gry na nowszą. Gdy raczkowały pierwsze wydarzenia w CS:GO, szwedzka formacja była z buta na nieosiągalnym dla przeciwników poziomie. W końcu LAN-owej serii zwycięskich map nie zdobywa się przypadkiem. A było ich aż 87.
GeT_RiGhT i f0rest byli bezapelacyjnie najlepszymi zawodnikami tej gry w 2012, 2013 i 2014 roku. Podobnej dominacji żadnej dwójki nie widzieliśmy do dziś. Z wiekiem wiele atutów przerodziło się jednak w wady, a Ninjas in Pyjamas przestało być niezwyciężoną siłą. Mimo wszystko do niedawna większość zmian kadrowych omijało tę dwójkę, w końcu tworzyli oni całą markę organizacji. Do czasu.
We wrześniu ubiegłego roku NiP pożegnało Alesunda, a Lindberg podzielił jego los w styczniu 2020. Zakończyła się pewna era kibicowania Ninjom, jednak legendy starają się tworzyć nową pod banderą Dignitas. Początki są różne, jednak za niewiele projektów ściskam kciuki tak mocno.
Fantastyczna piątka
Chyba każdy dobrze wie, o kim mowa. Osoby, które w młodszym pokoleniu zastrzyknęły miłość do Counter-Strike’a. Ludzie, dzięki którym esport w Polsce urósł w oczach wielu do miana sportu narodowego. Faceci, za którymi szaleli wszyscy – bez podziałów na płeć czy wiek. Po prostu Virtus.pro.
Niby temat wałkowany miliony razy, a jednak wciąż możnaby z przyjemnością opowiadać o nim długimi godzinami. Najpierw znaliśmy ich jako ESC Gaming, później przestawiali się Universal Soldiers, przez chwilę widniała przy nich nazwa AGAiN, aż w końcu zostali Virtus.pro. I tacy byli przez kolejne długie lata.
Wspaniałe lata pełne wzlotów i wydaje się, że z równie wielką ilością upadków. Miłość do tej drużyny nie była łatwa, ale na pewno wyjątkowa. Ślepa? Ślepo wierzyliśmy też, że skład ten nigdy się nie skończy, a za 40 lat już na bujanych fotelach ci goście nadal będą strzelać do tej samej bramki. 2018 rok zepsuł jednak całe to planowanie wspólnej przyszłości. Przyszłości kibiców i Virtusów.
Najpierw ze składu pozbyto się TaZa, a późniejszych, niedźwiedzich perypetii nie chce się nawet wspominać. W ubiegłym roku rosyjski zarząd raz na zawsze zamknął w swojej księdze biało-czerwony rozdział, jednak tamte cztery lata pozostaną w naszych sercach na zawsze. Tak jak czasy MYM-u czy Pentagramu.
Ikona współczesna
I wreszcie bohater wczorajszych obwieszczeń. nitr0 to gość, który do Teamu Liquid wchodził bez większego bagażu doświadczenia, jednak z ogromnym potencjałem. Przez lata duża część społeczności wskazywała go jako najsłabsze ogniwo amerykańskiej ekipy, ale ten zawsze się w niej utrzymywał. I z roli słabszego ogniwa urósł do prawdziwego lidera. Lidera, którego zapamiętamy z wielu przebojowych akcji. Górna strefa detonacji na Overpassie mogłaby zostać podpisana jego imieniem, jednak kilku Szwedów zaznaczyło teren o wiele wcześniej.
2020 rok to jednak fatalny okres. Odejście nitr0 zwiastowało wiele wydarzeń, w końcu gdy ten wypuścił ze swoich rąk snajperkę, a następnie przekazał pałeczkę dowodzącego, stał się gościem, którego zdecydowanie łatwiej będzie zastąpić. I do takiego wniosku doszli także wszyscy w Team Liquid.
Jaka przyszłość czeka współczesną ikonę amerykańskiego Counter-Strike’a? Dłuższa przerwa od rutyny, czy może jednak błyskawiczny powrót na najwyższych obrotach? Sam zainteresowany napisał tylko – Do następnego razu, przyjaciele. Wydaje się więc, że ostatniego słowa jeszcze nie powiedział. I bardzo dobrze, w końcu większa część kariery jeszcze przed nim.
***
Co łączy wszystkie wymienione przypadki? Sukces.
Natus Vincere miało swój miodowy, 2010 rok.
NiP dominowało wszystko i wszystkich od samego początku Counter-Strike’a: Global Offensive.
Virtus.pro zjednoczył triumf w katowickim Spodku, a utrzymywały przy sobie kolejne sukcesy, których nie brakowało.
Team Liquid miał wspaniały 2019 rok, w którym zaliczył jedną z najdłuższych serii wygranych turniejów w historii.
Sukces buduje, bez sukcesów wszystko się rujnuje.
Fot. EPICENTER / DreamHack/Adela Sznajder