Neex wywiad

– Z odejściem ze sceny CS-a czekałem do ostatniego momentu, bo chciałem mieć pewność, że Entropiq dojdzie do skutku. Nagle jednak Patitek otrzymał propozycję nie do odrzucenia od G2 i… był to dla mnie spory cios. Nie zrozum mnie źle. Jaram się tym, że mój kumpel może rozwijać się wśród najlepszych. Przestraszyłem się jednak, że podjąłem złą decyzję. Przez chwilę zacząłem wątpić w powodzenie projektu – opowiada nam Sebastian „NEEX” Trela o przenosinach ze sceny CS-a na Valoranta.

Kiedy pisałeś o końcu, a przynajmniej zawieszeniu gry w CS-a, wspomniałeś o łezce, która zakręciła ci się w oku. Trudno było zamknąć ten rozdział kariery?

Było cholernie trudno. W zejściu ze sceny, z którą jest się związanym od wielu, wielu lat, nie ma nic łatwego. Wagę decyzji całkowicie uświadomiłem sobie jednak w momencie tworzenia pożegnalnego wpisu. Przelatując przez okres gry i przypominając sobie najlepsze chwile, zrozumiałem, że zostawiam za sobą kawał życia.

To częsta tendencja. Momenty podsumowań potrafią solidnie wzruszyć. I prowokują do pytania – „a może spróbować jeszcze raz?”.

Miałem ogromny mętlik w głowie. Nie byłem przecież zawodnikiem odsuniętym na margines. Pamiętam kariery zakończone przez brak perspektyw na dalszy rozwój.  Przed sobą widziałem jednak sporo możliwości. Zaliczyłem niezły rok 2019, udowodniłem, że jestem wartościowym graczem, ze SMASH odszedłem na własne życzenie, a w dodatku otrzymywałem kolejne propozycje.

Okazuje się więc, że miałeś do podjęcia koszmarnie trudną decyzję. To nie tylko zmiana gry. To ryzyko, które może wpłynąć na całe życie.

Właśnie dlatego długo myślałem o tym, co powinienem zrobić. W końcu doszedłem jednak do wniosku, że Valorant jest szansą na większy rozwój. Grając w CS-a, niejednokrotnie zastanawiałem się, co by było, gdyby na scenie pojawił się nowy tytuł. Riot Games pozwolił mi to sprawdzić.

Ostatnim zrywem na scenie CS-a była gra w międzynarodowym SMASH. Jak z perspektywy czasu wspominasz ten okres?

Mleko się rozlało i nic już z tym nie zrobię. Patrząc jednak na chłodno, traktuję to jako ciekawą przygodę. Organizacja była interesującym projektem, poznałem bardzo wpływowe osoby, a przy okazji zagrałem w niezłym, zagranicznym składzie. Już po pierwszym bootcampie wiedziałem jednak, że choć mamy utalentowanych graczy, zespół został źle skomponowany. Brakowało nam typowego entryfraggera.

Niedopasowanie ról i zbyt pasywne podejście do gry było jedynym kłopotem?

Na pewno jednym z największych. Według mnie, jak i zdaniem reszty drużyny, problemem było również prowadzenie. Próbowaliśmy grać zbyt strukturalnie. Nawarstwienie wszystkich szczegółów sprawiło, że cały skład prezentował się fatalnie. Po wygraniu zamkniętych kwalifikacji i meczu przeciwko Complexity czar kompletnie prysł. Jak to powiedział fejtZ: “przez to, że długo nie mogliśmy odnaleźć odpowiedniego stylu, każdy z nas zapomniał, jak dobrze i pewnie grać w CS-a”.

W końcu podjąłeś decyzję o odejściu.

Dużo dyskutowaliśmy o tym, jak poradzić sobie z błędami, ale nie byliśmy w stanie ruszyć z miejsca. Nie wierzyłem, że w końcu wygrzebiemy się z dołka. W pewnym momencie byłem już tak zrezygnowany, a wręcz zniesmaczony, że postanowiłem pójść własną drogą. Świetlana przyszłość nie była nam po prostu pisana.

Napisałeś wtedy, że „nie jesteś typem gracza, który będzie tkwił w czymś za wszelką cenę, chociażby po to, żeby zarabiać fajne pieniądze”.

Disco doplan przejął prowadzenie i próbował namówić mnie na to, bym został. Teoretycznie mógłbym więc dalej siedzieć w dobrze funkcjonującej organizacji i przyjmować na konto przelewy. W drużynie czułem się jednak źle. Wiedziałem zresztą, że inni też są zdołowani, ale nie chcieli mówić o tym publicznie. Zbudowana poduszka finansowa pozwoliła mi na szczęście działać zgodnie z sumieniem. Jak pokazał czas – podjąłem słuszną decyzję. Gdybym został, stałbym w miejscu.

Zastanawiałeś się nad tym, co by było, gdybyś nie opuścił polskiej sceny?

Jeśli mógłbym cofnąć czas, prawdopodobnie zmieniłbym decyzję.  Miałem wtedy kilka innych propozycji. Jedną z nich była możliwość gry w Actina PACT. Żeby było ciekawiej, od długiego czasu widziałem się w tej ekipie. Rozmawiałem dużo z lunAticiem, dobrze znałem jego styl i podejście do gry snajperów. Uważam, że to bardzo pracowity gość, a w dodatku mamy podobne cechy charakteru. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, wydaje mi się, że pasowałbym do zespołu idealnie. Myślałem o tym nawet przed otrzymaną ofertą. Trochę żałuję więc, że ostatecznie nie spróbowałem swoich sił z chłopakami.

Przyznam szczerze – nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. Wielu graczy dałoby sobie odciąć rękę za to, by znaleźć się na twoim miejscu w SMASH. A ty nagle mówisz, że wolałbyś zostać w dręczonej kryzysem w Polsce.

Mówię tak dziś, wiedząc, że pomysł na skład SMASH ostatecznie okazał się nietrafiony. Po wielu miesiącach łatwiej jest mi rzucać kontrowersyjnymi stwierdzeniami. Szczerze jednak zastanawiam się, jak wyglądałaby gra Actiny PACT, gdybym zastąpił Crityourface’a. Albo z drugiej strony – co osiągnęłoby Izako Boars, jeśli nie opuściłbym Dzików.

Mimo wszystko twojemu wyruszeniu na podbój Europy towarzyszyła spora ekscytacja. Mówił o tym każdy. Sam pewnie też byłeś nieźle podjarany.

Oczywiście, że tak. Od pewnego czasu prezentowałem solidną formę i wiele osób zaczęło mnie zauważać. Propozycje które dostawałem, m.in. od SMASH, były niejako potwierdzeniem tego, że jestem wartościowym graczem. A to, że przeszedłem testy na równych warunkach, pokazało, że mogę z powodzeniem rywalizować na scenie międzynarodowej.

To, że nagle w całej Polsce zaczęto mówić o tobie jak o jednym z najlepszych snajperów w kraju, połechtało twoje ego?

Od zawsze ważniejsze od komentarzy ludzi jest to, że sam widzę swój rozwój. Wiele znaczyły dla mnie też rozmowy z HypeRem, który otwarcie mówił, że idę w dobrym kierunku. Bardzo dużo pracowałem z nim nad błędami, spędzałem czas na serwerze, słuchałem rad, oglądaliśmy wspólnie dema. Zawdzięczam mu bardzo dużo.

Krótko mówiąc – sam chciałeś pracować ponad to, czego od ciebie wymagano. To w esporcie wciąż rzadkość.

Chciałem, bo widziałem tego efekty. Kiedy oglądałem dema bardzo skutecznych snajperów – nawet nie tych z czołówki świata, ale np. z drugiego tieru – uważnie analizowałem ich ruchy. “Skoro im się udaje, czemu mi ma nie wychodzić?” -myślałem. Nabierałem dzięki temu pewności siebie, a HypeR mnie w niej utwierdzał. Mam trudny charakter, ale mimo to lubię dyscyplinę.

CS-ową musztrę?

Kiedy wchodzę na serwer, wiem, w jakim celu to robię. Nie jest to wcale oczywiste w przypadku innych zawodników. Dla mnie podczas sparingu nie ma gadania – jest pełne skupienie i gra na najwyższych obrotach. Najbardziej denerwuje mnie to, gdy ktoś wstaje pół godziny przed treningiem, ziewa, nieustannie wspomina o tym, że jest zmęczony i demotywuje tym resztę zespołu. HypeR może pochwalić się takim autorytetem, by ustawić graczy do pionu. Miał tzw. „twardą rękę”. Czasem potrafił huknąć, ale takie podejście jest bardzo potrzebne.

Przejście na Valoranta to dla ciebie świeży start, czy raczej kontynuacja tego, co wypracowywałeś przez lata?

Trudno powiedzieć. Po części świeży start, ale i pewna kontynuacja. Counter-Strike nauczył mnie przecież podstawowych tendencji, które mogę z powodzeniem wykorzystywać w Valorancie. Zachowanie na mapie, minimalizowanie ryzyka, opanowanie emocji podczas sytuacji clutchowych – w obu grach wygląda to bardzo podobnie.

Rozmawiałem z wieloma zawodnikami CS:GO, którzy próbowali przenieść się na Valoranta. Część szybko zrezygnowała, powołując się na sentyment. 

Mimo że nie gram w CS-a, nie powiem mu „nigdy”. Trudno przewidzieć przyszłość. Być może nadejdzie moment, w którym zapragnę wrócić. Podejrzewam, że dwa miesiące regularniej gry wystarczyłyby, żebym odzyskał optymalną formę. Nie jest więc tak, że nie odczuwam sentymentu. Pojawiają się różne myśli, ale w Valoranta nie gram na siłę. Jaram się tą produkcją i czerpię z niej wiele radości.

Nowy rozdział rozpocząłeś Entropiq. W Polsce trudno wyobrazić sobie, jak działają czeskie organizacje. Ty z kolei masz spore porównanie: Izako Boars, PRIDE, Venatores, Pompa, SMASH.

Zarządzającym Entropiq bardzo zależy na tym, by gracze zżyli się z organizacją. Od początku wypracowujemy więc symbiozę, w ramach której klub rozwija zawodnika, a zawodnik promuje klub. Nie jest to jednak coś nowego. W Polsce – szczególnie w początkowym etapie Izako Boars – spotkałem się z podobnym podejściem. Nie byłem więc zaskoczony.

Praca nad wizerunkiem nie jest dla ciebie tematem tabu. W mediach społecznościowych radzisz sobie bardzo dobrze.

Moim zdaniem, ale i według wielu specjalistów, należy budować markę osobistą. Bez względu na to, co myślą o tobie ludzie, pewne działania w perspektywie nawet kilku lat mogą przynieść spore korzyści. Przerobiłem to na własnej skórze. Mogę śmiało zaryzykować stwierdzenie, że najlepiej wykorzystałem pierwszą edycję ASUS ROG, rozwijając się na wielu płaszczyznach.

Co znaczy – „bez względu na to, co myślą o tobie ludzie”?

W pewnym okresie wiele osób wyśmiewało moje podejście. Gracze z większym doświadczeniem patrzyli na mnie z dużą rezerwą. Bo jak to – „chłop osiągnął mniej ode mnie, a nagle ma większe liczby?” Sam jednak znałem swoje miejsce w szeregu. Nie wywyższałem się. Po prostu pracowałem na lepsze jutro, co i tak nie podobało się niektórym zawodnikom.  Po kilku latach widzę tych samych śmieszków obierających podobną drogę. Dbanie o zasięgi, tworzenie materiałów, rozwijanie kanałów społecznościowych – wszystko to stało się normą. Kilka lat temu wyszedłem jednak przed szereg.

Z drugiej strony – jeszcze przed ASUS ROG byłeś zawodnikiem z ugruntowaną pozycją na scenie. Nie było tak, że pojawiłeś się znikąd.

W ESC Gaming, Teamie Refuse czy PRIDE wygrywaliśmy właściwie wszystkie polskie LAN-y, podczas których nie było Gamers2 czy Vexed. W internetowych turniejach często pojawiliśmy się w czołówce. Reprezentowałem też kadrę Polski. Nagle jednak zaczęły do mnie docierać sygnały o tym, że pojawiłem się znikąd i wszystko zawdzięczam izakowi. Nie do końca tak jest. Oczywiście – Piotrek wyciągnął do mnie rękę i jestem mu za to bardzo wdzięczny. Mimo to pozycję na scenie wyrabiałem od lat, a nie każdy zdawał sobie z tego sprawę. ASUS ROG pomógł mi po prostu trafić do szerszego grona odbiorców.

Teraz z podobnym problemem się nie spotkasz. Wraz z Patitkiem na dobrą sprawę rozkręciliście polską scenę Zgodnie z planem to z nim miałeś zresztą zbudować skład. Nagle do Patryka napisał jednak ocelote, proponując mu grę w G2 Esports. Co wtedy pomyślałeś?

Mieliśmy być architektami całego zespołu. Z odejściem ze sceny CS-a czekałem do ostatniego momentu, bo chciałem mieć pewność, że projekt Entropiq z naszym udziałem na pewno dojdzie do skutku. Nagle jednak Patitek otrzymał propozycję nie do odrzucenia i… był to dla mnie spory cios. Nie zrozum mnie źle. Jaram się tym, że mój kumpel może rozwijać się wśród najlepszych. Przestraszyłem się jednak, że podjąłem złą decyzję. Przez chwilę zacząłem wątpić w powodzenie projektu.

Kto przywrócił ci w niego wiarę?

Długo rozmawiałem z głównym inwestorem Entropiq. Wymieniliśmy się poglądami, przedstawiłem mu swoją wizję, wzajemnie się poznaliśmy. Zaufał mi i zaproponował pełne wsparcie. Kamień spadł mi wtedy z serca. Od pewnego czasu grałem zresztą z MOLSIM i wiedziałem, że Michał będzie solidnym filarem składu.

Wielokrotnie wspominałeś, że MOLSI jest graczem, na którym można polegać. Z czego to wynika?

Znałem jego przeszłość na scenie CS-a i po prostu wiedziałem, że nie zaszedł do czołówki Polski bez powodu. To gracz, którego umiejętności, styl i zachowanie pozwalają z powodzeniem walczyć na wysokim poziomie Valoranta. Poza tym – mimo że MOLSI tak, jak ja, ma trudny charakter – okazał mi duże wsparcie. Od startu pchaliśmy ten wózek razem.

Na początku graliście z trzema obcokrajowcami. Z czego wyniknęła nagła zmiana i sprowadzenie dwóch Polaków?

Już wcześniej testowaliśmy osoby z Polski. U wielu zawodników zauważyliśmy jednak spore braki w ograniu. Trudno było nam przez to określić, kto poradzi sobie na najwyższym poziomie. Dopiero po jakimś czasie zauważyliśmy potencjał drzemiący w starxo, RETO i zeeku. Zbiegło się to z masą błędów, które zauważyliśmy w grze Duno i chiwawy. I to błędów, po których mogliśmy złapać się jedynie za głowę. Próbowaliśmy je eliminować, ale bezskutecznie. Roszady były potrzebne.

Doprowadziliście więc do ciekawego zestawienia. Czterech Polaków i jeden Ukrainiec w składzie. W CS-ie zespoły 4+1 bardzo szybko dochodzą do wniosku, że taki podział nie ma większego sensu.

Początkowo sami mieliśmy pewne wątpliwości, ale postanowiliśmy spróbować. Głównie przez to, że w naszym kraju nie ma prowadzących z krwi i kości – nawet w świecie CS-a, a co dopiero Valoranta. Nie widzieliśmy Polaka, który mógłby pełnić tę rolę. arch jest z kolei IGL-em, co postanowiliśmy wykorzystać. Być może nie jest najbardziej skuteczny, ale śrubowanie ratingów wzięliśmy na swoje barki. Od niego wymagamy głównie tego, żeby porządnie poukładał nam grę.

Wychodzi na to, że w Polsce – tak, jak wspominał Patitek po dojściu do G2 Esports – aktualnie nie ma wielu graczy, którzy mogą zawojować świat.

Dziś widzę tylko kilku takich graczy. Oprócz naszego składu jest to Patitek i zeek. Trudno jednak powiedzieć, co wydarzy się za jakiś czas. Być może czeka nas wysyp nowych talentów pokroju starxo, RETO czy zeeka.

Jak radzicie sobie jednak z komunikacją?

Przez większość czasu rozmawiamy po angielsku. W wyjątkowych sytuacjach, kiedy nasze działania na mapie nie dotyczą archa, przerzucamy się na polski. To jednak rzadkość – głównie w momentach, kiedy Vladyslav nie żyje.

Zajmujecie aktualnie jedenaste miejsce w Europie według vlr.gg. W pewnym momencie byliście nawet na pozycji piątej. To tylko symboliczne zestawienie, ale wiadomo jak jest z podobnymi klasyfikacjami. Pewne rzeczy można z nich wyczytać.

Z piątego na jedenaste miejsce spadliśmy zaledwie po jednym przegranym meczu, więc wszelkie rankingi dopiero zaczynają się kształtować. Od początku celujemy jednak w ścisłą czołówkę Europy. Miejsce w najlepszej trójce będzie nas satysfakcjonować. Jestem zresztą zdania, że naszym składem możemy rywalizować ze wszystkimi poza G2 Esports, z którym jeszcze nie przyszło nam grać. Trenujemy jednak z FunPlus Phoenix czy Teamem Liquid i nie mamy kompleksów.

Dla wielu graczy Valorant jest możliwością, by dużo mocniej zaznaczyć swoją pozycję niż np. na scenie CS-a. Też wychodzisz z założenia, że to okazja, by – kto wie –  z czołowego gracza Polski stać się jednym z najlepszych na świecie?

Zdaję sobie sprawę, że okresu CS-owego nie wykorzystałem w pełni. Miałem potencjał i predyspozycje, by osiągnąć więcej. Teraz, gdy wszyscy zaczynamy na równych warunkach, pojawiają się więc myśli o tym, że być może zajdę wyżej. Nie chciałbym jednak szarżować z zapewnieniami. Życzę sobie sukcesu, ale to, czy go osiągnę, pokaże dopiero przyszłość.