CS:GO
Newsy

Miesiąc miodowy BIG. Od gry z AVEZ i AGO do pozycji królów świata

07.07.2020, 10:12:57

Mamy nowego lidera. Lidera, którego jeszcze kilka tygodni temu nikt nie podejrzewałby o predyspozycje do przewodzenia. Lidera, który wyskoczył na pierwsze miejsce podium jak Filip z konopi. Lidera wyjątkowego, bo wcielającego się w tę rolę pierwszy raz w historii. Panie i panowie, to nie żarty, BIG wdrapało się na sam szczyt światowej klasyfikacji. W czystej teorii – aktualnie nie widać na globie lepszej drużyny CS:GO.

Znacie to uczucie, kiedy niepozorny gość wpada na domówkę, początkowo nawet go nie zauważacie, ale dzięki wrodzonej elokwencji, urokliwemu usposobieniu i kilku zalotnym spojrzeniom, to on zostaje królem imprezy? Cóż, jeśli za melanż wzięlibyśmy czerwcowe rozgrywki, a koroną nazwalibyśmy pozycję lidera w rankingu, wspomnianym chłopaczkiem okazałoby się właśnie BIG.

W styczeń wkraczali na miejscu czterdziestym szóstym, w maju krzątali się w okolicach symbolicznej trzydziestki, by w czerwcu przypomnieć sobie smak obecności w czołowej dwudziestce. Mało kto spodziewał się do czego ten systematyczny, na pierwszy rzut oka niepozorny wzrost prowadzi. A dziś gracze BIG mogą przecież z czystym sumieniem wyjść na ulice Berlina, unieść ręce w geście zwycięstwa i krzyknąć: „JESTEŚMY KRÓLAMI ŚWIATA”. CS-owego świata, rzecz jasna.

Czarno na białym widać, że zatrudnienie Nilsa „⁠k1to⁠” Gruhne i Floriana „⁠syrsoN⁠a” Rische zagwarantowało niemiecko-tureckiej ekipie stały i bynajmniej tylko symboliczny rozwój. Najciekawsza w historycznym awansie, bo przecież ani BIG, ani inny zespół z Niemiec nie okupował jeszcze pierwszej lokaty klasyfikacji, wydaje się praca u podstaw, bez której skok byłby prawdopodobnie niemożliwy.

Dobrze pamiętam zeszłoroczny obrazek wprost ze stolicy Niemiec. W rodzinnym mieście drużyny odbywają się mistrzostwa świata, puchar na scenę Majora wnosi historyczny reprezentant organizacji – gob b, ale BIG w święcie nad świętami nie uczestniczy. Zawodnicy muszą zadowolić się obecnością w pobliskim centrum handlowym. Zamiast walczyć o puchar, podpisują autografy obok spożywczaka i odzieżowej sieciówki. Trudno o bardziej wymowny symbol obecności na marginesie światowej śmietanki.

Nic dziwnego, że rok zaczynali tam, gdzie równie dobrze moglibyśmy widzieć Illuminar Gaming, HONORIS czy AVEZ Esport. Istotne jest jednak to, że Niemcy nadarzające się im okazje wykorzystywali – w przeciwieństwie do Polaków – wyborowo. DreamHack Open w Lipsku? Zwycięstwo na własnej ziemi. LAN-owe kwalifikacje do FLASHPOINT w Los Angeles? Triumf na wyjeździe. Seria internetowych turniejów #HomeSweetHome? Złoto, złoto, srebro, pyk, pyk, pyk i 70 tysięcy dolców posypane punktami rankingowymi na koncie.

Mimo wszystko nadal mówiliśmy o rozgrywkach może nie podwórkowych, ale zarezerwowanych dla zespołów, które raczej nie rozpychają się łokciami w czołowej dyszce czy piętnastce. Jeśli DreamHack, to Open – nie Masters. Jeżeli turniej w USA, to obok AVEZ Esport i DETONA Gaming, nie Astralis i MIBR.

Podobne osiągnięcia na światowej scenie przechodzą raczej bez większego echa. Tym bardziej że jeszcze w maju na półfinale LOOT.BET 6 zatrzymało ich przecież Gambit Youngsters. Chwilę później wyścig o panowanie w Niemczech i puchar ESL Meisterschaft: Spring 2020 wygrali z nimi z kolei Paweł „dycha” Dycha i Michał „snatchie” Rudzki ze Sprout.

Co wydarzyło się dwa tygodnie później, wszyscy wiedzą. BIG w spektakularny sposób stanęło na szczycie DreamHacka – już Masters, po chwili bez większych problemów awansowało do dwunastego sezonu ESL Pro League i na cs_summit 6, by w efekcie wygrać kolejny wielki turniej. Kiedy Niemcy przystępowali do wielkiego finału cs_summit ze stratą mapy do Teamu Vitality, mało kto wierzył w ich powodzenie. Takie sukcesy smakują jednak najbardziej.

BIG po zwycięstwie DreamHacka Open w Lipsku. Fot. DreamHack / Stephanie Lindgren

Oczywiście, na spektakularny awans Niemców nie wypłynęła wyłącznie ich ciężka praca, konsekwentna praca i precyzyjne wykończenia taktyczne. BIG najzwyczajniej w świecie kolejny raz uśmiechnęło się do losu, wykorzystując spadającą z nieba mannę. Nidysponowane Astralis, zawodzący FaZe Clan, potykające się o własne nogi Natus Vincere, milknące mousesports czy Fnatic. Wirus przemodelował scenę, a podobny sukces nie byłby pewnie możliwy w warunkach LAN-owych. Ale nastały warunki Internetowe. Przetrwają ci, którzy potrafią się do nich najlepiej przystosować.

Byleby tylko spółka XANTARESa nie popadała w przesadną euforię, bo od Teamu Vitality dzielą ich zaledwie trzy punkty. A G2 Esports udowodniło już, że radość z pierwszego miejsca może być przelotna. Może przecież potrwać tylko dwa tygodnie…

Fot. DreamHack / Stephanie Lindgren
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze