Markoś: Nie jesteśmy żadnymi gwiazdami, żeby zadzierać wysoko nos

19.11.2020, 14:55:43

– Mam sentyment do gry na polskim podwórku i, mimo że mówimy, iż nie są to aż tak istotne rozgrywki, to jednak one powodują to przyspieszone bicie serca. Tutaj gra się przeciwko ludziom, których zna się od zawsze. Dzięki temu ta rywalizacja jest wyjątkowa i warto do niej wracać mówił nam przed fazą pucharową ESL Mistrzostw Polski Kuba “Markoś” Markowski, reprezentant AVEZ Esport.

Jak to jest z tymi krajowymi rozgrywkami? Z jednej strony wydaje się, że faktycznie nie stawiacie ich na piedestale, jednak gdzieś z tyłu głowy musi chodzić ci myśl o zostaniu mistrzem kraju.

W aktualnym ekosystemie Counter-Strike’a ważniejsze jest, aby pokazywać się za granicą i pewnie dla każdego gracza stanowi to fundamentalną wartość. Dni kręcą się wokół międzynarodowej rywalizacji i poprawy rezultatów, a przez to krajowe zmagania po cichu schodzą na drugi plan. Demony po cichu jednak szepcą, że warto byłoby przypieczętować te występy na rodzimym podwórku mistrzostwem kraju. W końcu w tym miejscu wszyscy wspólnie zaczynaliśmy, a CV bez takiego sukcesu wydaje się jakieś puste. Ja sam nie miałem jeszcze okazji poczuć, jak to jest, stać się członkiem najlepszej załogi w Polsce. Często traciłem szanse na etapie fazy pucharowej czy grupowej, więc głód zwycięstwa – choć nie taki jak w rywalizacji o międzynarodowe trofea – ale na pewno się pojawia.

Widzisz efekty takiego wartościowania turniejów, gdy jesteście już na serwerze?

Sam nie wiem, czy uwydatnia się jakakolwiek różnica. Powierzchowne traktowanie niektórych spotkań to jedno, ale tak wygląda tylko teoria. W praktyce zawsze staramy się podchodzić do oficjalnych pojedynków na pełnym skupieniu, nigdy na pół gwizdka. Nikt otwarcie nie mówi, że rezultat któregoś spotkania nie ma dla nas znaczenia, bo to demotywowałoby cały zespół. Każdy jednak ma tę świadomość, że niektóre porażki faktycznie nie bolą tak, jak pozostałe. I że do niektórych z nich wypada przyłożyć większą uwagę na treningach w trakcie analizy.

A nie boisz się, że takie podejście w końcu sprawi, że to zaangażowanie w trakcie niektórych spotkań spadnie?

Możliwe, ale ja nie jestem gościem, który będzie się przejmować takimi rzeczami. W głowie każde spotkanie stawiam na równi, a to, co wydarzy się potem, jest już zupełnie inną sprawą. Porażki na krajowej scenie mnie najzwyczajniej nie bolą.

Czyli nie było żadnego spotkania w fazie grupowej, po którym opuścilibyście TeamSpeaka z kwaśnymi minami?

W EMP mieliśmy ten problem, że dużą część sezonu graliśmy nieoptymalnym składem. Odszedł od nas byali, jednak do końca sezonu był tym piątym zawodnikiem. W jednym ze spotkań na serwer musiał wejść też bogdan. Trudno jest złościć się na siebie, kiedy tak naprawdę grasz archiwalnym składem. W tych gorszych momentach bliżej nam było do dobrej zabawy niż smutków.

Faktycznie emanuje od ciebie poczucie tego, że krajowymi rozgrywkami nie trzeba się aż tak przejmować. Te finały EMP dają jednak możliwość awansu na międzynarodową scenę.

To jest pewna dodatkowa motywacja. Wreszcie można walczyć w mistrzostwach kraju ze świadomością, że poza tytułem otrzymasz coś jeszcze. Z jednej strony zamknięte kwalifikacje IEM Katowice, które nagrodą były już w ubiegłorocznej edycji, a z drugiej DreamHack Open November. Jest o co walczyć i to faktycznie może nas napędzać.

Choć to tylko turniej z serii DreamHacka Open, dla AVEZ Esport byłby największym wydarzeniem w historii.

Dla większości polskich drużyn byłby najważniejszym wydarzeniem tego roku, bo jednak nie było okazji, żeby gdzieś się okazać, czy chociażby powalczyć o 100 tysięcy dolarów. Mistrzostwa Polski na pewno zyskują dzięki temu na prestiżu, który z czasem zaczął zanikać.

To byłaby jedna z łatwiejszych okazji na szybki zarobek. Lista uczestników nie powala.

To prawda. Większość z drużyn jest na pewno nietypowa dla turniejów DreamHacka, ale to efekt ich formatu. Zaproszenia trafiały do triumfatorów regionalnych lig, w tym do naszej. Jedynym poważnym kandydatem do mistrzostwa jest na tę chwilę Gambit i jeśli uda nam się awansować, to ich będziemy się przede wszystkim obawiać.

Fot. AVEZ / Kamil Zieliński

W którym miejscu znajdujecie się jako drużyna? Wiosną otarliście się o tytuł, ale w tym przypadku jesteście chyba dalej od sukcesu, choć rozmawiamy tuż przed półfinałowym starciem.

To prawda, ale ostatnie dwa czy trzy miesiące nas nie rozpieszczały. Po odejściu Pawła wytworzył się spory chaos. Ciągłe testowanie zawodników, brak stabilizacji i możliwości odpowiedniego treningu. Wtedy byliśmy lepiej przygotowani, chociażby z tego względu, że Paweł lepiej czuje się w roli zmiennika, o czym otwarcie mówi. Wiosną jeszcze pełnił w zespole taką rolę i jak widać przynosiło to efekty.

To nie jest też tak, że tym razem jesteśmy przestraszeni i drżymy przed którąś z ekip. To, że wtedy czuliśmy się nieco silniejsi, nie zmienia faktu, że wciąż możemy wygrać mistrzostwa. Z każdym dniem z Riczim w składzie będziemy grać coraz lepiej i nie skreśla nas nawet fakt, że wspólnie trenujemy od nieco ponad tygodnia. Na pewno trzeba na nas uważać.

Na co więc tak naprawdę stać AVEZ Esport? Jest coś, czym możecie zaskoczyć rywali?

Przede wszystkim będziemy startować bez presji faworyta, co już na start daje nam małą przewagę. Oczywiście nie stawia się na nas nie bez powodu, w końcu jesteśmy w najtrudniejszej sytuacji z całej turniejowej czwórki. Myślę jednak, że jeśli uda nam się przejść przez Illuminar, które ostatnio jest w wielkiej formie, możemy spokojnie zwyciężyć w finale. To powtarza się jak mantrę, ale na naszej scenie wszystko jest możliwe. Szczególnie, gdy o twoim losie decydują dwie serie BO3.

Gdyby do zmiany w składzie doszło nieco później, z byalim moglibyście stworzyć polską adaptację „The Last Dance”. 

To byłaby na pewno ciekawa historia, tym bardziej, że Paweł nie ma w gablocie medalu za mistrzostwo kraju. Nie mam jednak parcia na kreowanie takich scenariuszy. Cieszę się, że gramy z Riczim, w końcu to on jest teraz częścią zespołu. To swego rodzaju rzut na głęboką wodę, ale tylko w taki sposób można sprawdzić charakter zawodnika. Jeśli sobie poradzi, w przyszłości będzie kimś. A jeśli nie, to nic się nie stanie, bo przed nim wciąż wiele nauki i mnóstwo okazji do potwierdzenia własnej wartości.

Mówisz o wrzucaniu na głęboką wodę. Riczi przejął pełną odpowiedzialność za pozycje byaliego na mapie, czy w drużynie doszło do większej reformy?

Choć zrobiliśmy tylko jedną zmianę w drużynie, przebudowa pozycji na mapie była naprawdę szeroka. Wsadzanie Ricziego w buty Pawła byłoby głupie i najzwyczajniej nie mogłoby zadziałac, bo charakterystyka każdego zawodnika jest inna. Chcieliśmy, aby na tej zmianie skorzystał też cały zespół. Odciążyliśmy Kylara z kilku defensywnych pozycji po stronie broniącej. Teraz – jak na początku roku, gdy wykręcał najlepsze liczby – jego zadaniem będzie znajdować się zawsze w centrum naszej agresji, łapać pierwsze kontakty i tworzyć przewagę. Rola kotwicy mocno go ograniczała i marnowała wielkie możliwości. Dopracowanie całej taktyki może zająć trochę czasu, ale wierzymy, że narzuciliśmy sobie odpowiednie, najlepsze ustawienie.

Prawdziwy sprawdzian tej taktyki już w sobotę. Półfinał EMP zagracie przeciwko Illuminar. W ostatnich tygodniach nie mieliście z nimi najlepszych doświadczeń. Szykujecie z tej okazji jakąś specjalną taktykę, czy na razie nie chcecie komplikować sobie zgrywania się z nowym członkiem zespołu?

Porażek z Illuminar tak naprawdę nie uznajemy, bo w żadnym z tych spotkań nie mogliśmy pokazać się w całej okazałości. Nie ma też sensu analizować tych pojedynków, bo nie pokazywaliśmy tam pełni naszych możliwości. Szykujemy Ricziego na ważne starcia i szlifujemy to, co wcześniej dawało dobre rezultaty. Wierzymy, że takie podejście przyniesie efekty.

Dużo mówiliście o przeciążaniu i zakolejkowanym kalendarzu. W przypadku triumfu w Mistrzostwach Polski można spodziewać się, że w kolejnym sezonie nie będziemy oglądać was na krajowym podwórku tak często?

Bez względu na to ile byśmy nie mieli spotkań w europejskich turniejach, krajowych rozgrywek całkowicie nie odpuścimy. Przynajmniej na razie, w końcu nie jesteśmy jeszcze żadnymi gwiazdami, żeby zadzierać nos tak wysoko. Być może odpuścimy jedne z zawodów, ale w tej chwili sam tego nie wiem, bo jedne z nich nie są jeszcze zapowiedziane.

Mam sentyment do gry na polskim podwórku i, mimo że mówimy, iż nie są to aż tak istotne rozgrywki, to jednak one powodują to przyspieszone bicie serca. Tutaj gra się przeciwko ludziom, których zna się od zawsze. Dzięki temu ta rywalizacja jest wyjątkowa i warto do niej wracać.

Fot. AVEZ / Kamil Zieliński

Tagi:
AVEZ Esport ESL MistrzostwaPolski ESL MP Markoś
Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Najbardziej oceniane
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
reikakure
reikakure
4 miesięcy temu

dobrze powiedzial