Luz: Do ostatniej chwili wierzyłem, że coś z tego będzie
– Do ostatniej chwili wierzyłem, że coś z tego będzie, ale nie wyszło. Można teraz gdybać, że jeśli zmieniłbym zespół pół roku temu, to teraz może grałbym na wyższym poziomie. Wyszło jak wyszło. Ja chciałem trzymać się PRIDE, pomagać im się rozwijać i coś z nimi budować, bo czułem przywiązanie – wyznał Maciej „Luz” Bugaj. Były reprezentant PRIDE opowiedział o tym jak wspomina organizację, o próbach powrotu z młodymi zawodnikami, a także o planach na dalszą część kariery.
Wraz z twoim odejściem z PRIDE doszło do zakończenia pewnego ważnego rozdziału. Nie tylko w twojej karierze, ale również na scenie CS-a. Każdy kojarzył Luza głównie z działalności w „Orłach”.
To wyglądało tak, że dołączyłem do PRIDE ponad rok temu i tak naprawdę moja kariera na scenie europejskiej oraz w czołówce Polski rozpoczęła się właśnie tam. Nie dziwne więc, że każdy mnie kojarzy właśnie z nimi. Myślę jednak, że jeszcze pokażę się na polskiej scenie. Teraz pojadę na wakacje i po powrocie coś pokombinuję, i może uda się coś postrzelać na najwyższym poziomie.
PRIDE to nie tylko wyniki, ale też twoja działalność pozaesportowa. Były występy na scenie, wywiady etc.
U nas w PRIDE takim gościem był też minise. On również był chętny do tego typu akcji. Mieliśmy siebie nawzajem. Jeżeli jeden nie miał dnia, to drugi mógł wystąpić i dać wywiad. Myślę, że mi po prostu się to najbardziej podobało. Byłem najbardziej odważny i nie miałem problemu, żeby postrugać na scenie głupka, po to, by rozbawić publiczność.
Takie zachowanie przychodzi z natury czy może w pewnym sensie wykreowałeś takiego Luza?
Staram się do wszystkiego podchodzić na luzie, chociaż jestem dosyć emocjonalny. Podczas naszej gry często było to widać – a to w biurko uderzę, a to marker ugryzę, tak jak to było na Minorze. Także emocje we mnie są, ale kiedy wychodzę na scenę i przebywam ze znajomymi, to nie wiem czemu, ale lubię sobie pogadać na luzie, opowiedzieć coś śmiesznego, czy też zrobić coś głupiego. Po prostu mi się to podoba, taki jestem.
A jak podobał ci się ten okres w PRIDE? Byłeś chyba tym, który najczęściej przebywał w „sercu” organizacji, czyli gaming house’ie.
W pewnym momencie PRIDE zaczęło się bardzo szybko rozwijać. Był gaming house w samym centrum Warszawy, zresztą samo zaplecze było bardzo fajnie rozwinięte, więc tak naprawdę nie mieliśmy na co narzekać. Ja postanowiłem zamieszkać właśnie w domu PRIDE, bo skończyłem studia i stwierdziłem, że zmienię miejsce zamieszkania. Organizacja umożliwiła mi mieszkanie w gaming house’ie, więc dla mnie była to pozytywna sprawa. Reszta chłopaków wpadała tam dość często, bo gaming house był dość duży. Każdy miał swój pokój, więc mogliśmy sobie tam na spokojnie przebywać i mieć odrobinę prywatności.
Nie mam porównania do europejskich organizacji, ale PRIDE spełniało wszelkie oczekiwania. Pomagano nam w każdym zakresie – czy to w życiu codziennym, czy to w CS-ie, kiedy trzeba było przygotować się do spotkania. Kiedy zmagałem się z problemem w życiu prywatnym, to zawsze mogłem liczyć na Piotrka (Lipskiego – red.), a także na pozostałych chłopaków z organizacji.
O gaming house’ach sporo mówi się w kontekście tego, że w pewnym momencie gracze nie są w stanie ze sobą wytrzymać. Tobie się to zdarzyło?
Miałem coś takiego w sytuacji, gdy na początku roku zostałem wyrzucony z drużyny. Gdzieś tam w głowie było, że mam już dosyć, zawijam się i jadę dalej zwiedzać świat, tworzyć coś nowego. To było oczywiście pod wpływem emocji. Jak już się uspokoiłem, to nie miałem z tym problemu i w ogóle mi to nie przeszkadzało. Jeszcze na studiach przez cały czas mieszkałem ze znajomymi, więc w pewien sposób przywykłem do widywania tych samych twarzy spoza rodziny, więc nie robiło mi to problemu.
Co do samego momentu odsunięcia mnie z zespołu, to nie był on zależny od organizacji. To reszta chłopaków stwierdziła, że czas na zmiany, więc zostałem wyrzucony. PRIDE postąpiło bardzo dobrze. Nie dostałem żadnych rozkazów, tylko powiedziano mi: „Maciek, rób jak uważasz. Masz u nas wsparcie, my jesteśmy za tobą”. Nie było zresztą żadnych momentów, kiedy mógłbym mieć coś im za złe.
Jeszcze niedawno widzieliśmy was na Minorze, natomiast teraz po tamtym składzie pozostały tylko wspomnienia. Spodziewałeś się, że sprawy przyjmą taki obrót w tak krótkim czasie?
Spodziewałem się, bo jest jak jest – czy to na scenie CS-a, czy na każdej innej scenie. Jeżeli są zawodnicy wyróżniający się, którzy reprezentują fajny poziom, to osoba, która posiada więcej pieniędzy, lepszą organizację stara się ich wykupić. Już od jakiegoś czasu chodziły słuchy, że ktoś jest zainteresowany kimś z naszej ekipy. Wszystko było już przesądzone w momencie, kiedy TaZ odszedł z Virtus.pro. To była tylko kwestia kogo konkretnie wezmą. Niestety, u nas padło na minise’a i reatza, którzy byli filarami zespołu. Prowadzący snajper i świetny rifler.
Po ich odejściu z tamtego składu pozostaliście tylko ty i ToM. Wierzyłeś, że uda się odzyskać dawny blask bazując na młodych adeptach?
Jeżeli próbowałem, to jak najbardziej wierzyłem. Miałem nadzieję, że coś się uda z tego zrobić i że chłopacy, którzy nie mają doświadczenia, szybko go nabiorą i uda nam się coś wykombinować. Jak się okazało, teraz przestałem już w to wierzyć, dlatego to zakończyliśmy. Mija się z celem marnowanie czasu mojego, reszty chłopaków i organizacji.
Czego zabrakło tym młodym graczom?
Jeżeli bym wiedział, to bym to naprawił. (śmiech) Nie mam pojęcia czego brakowało, mogę się tylko domyślać. Nie byłem w stanie razem z Tomkiem ciągnąć całego zespołu. Chłopacy mają trochę mniej tego doświadczenia, choćby w podejmowaniu decyzji. I trzeba było czasem w tym pomagać.
Jakie panowały u was nastroje po odejściu minise’a i reatza? Był trochę żal, że Team Kinguin nie postawił np. na ciebie?
Zawsze jest ta złość na samego siebie. Byłem za słaby, to nie ja poszedłem, tylko oni. Cieszę się natomiast, że im wychodzi. Mam nadzieję, że kiedyś im dorównam i będę walczył jak równy z równym, tak jak to było kiedyś. Nie było jakiejś zazdrości. Chłopaki reprezentowali fajny poziom i im się należało. Nie można im tego odebrać.
A był pomysł, żeby zamiast korzystać z chłopaków z akademii, sięgnąć po kogoś z zewnątrz organizacji?
Jakieś tam pomysły się pojawiały, natomiast w tamtym czasie większość zawodników albo była powiązana kontraktami, albo miała swoje plany. Były nawet sytuacje, kiedy proponowałem komuś grę w PRIDE, ale albo miał umowę, albo był już z kimś umówiony i nie chciał za bardzo kombinować.
A nie żałujesz, że ta decyzja o twoim rozstaniu z PRIDE nie przyszła wcześniej?
Coś w tym na pewno jest. Do ostatniej chwili wierzyłem, że coś z tego będzie, ale nie wyszło. Można teraz gdybać, że jeśli zmieniłbym zespół pół roku temu, to teraz może grałbym na wyższym poziomie. Wyszło jak wyszło. Ja chciałem trzymać się PRIDE, pomagać im się rozwijać i coś z nimi budować, bo czułem przywiązanie. Nie żałuję więc. Teraz zakończyliśmy współpracę i mam okazję, żeby coś stworzyć, i wskoczyć na fajny poziom.
Nie czujesz, że trochę zastygłeś? Scena cały czas idzie do przodu, a taka przerwa od gry na najwyższym poziomie na pewno nie pomaga.
Mam takie odczucie. Będzie się to dało wyczuć, jak już zacznę grać w jakimś zespole, bo przez pół roku nie prezentowaliśmy wysokiego poziomu. Takie mecze z lepszymi drużynami oczywiście się zdarzały, ale grając na niskim poziomie pewne cechy i nawyki ci zostają, i po prostu zapominasz jak przeciwko nim sobie radzić. To kwestia kilku tygodni, żeby wrócić do dawnej formy.
Gdzie zobaczymy Luza w kolejnych tygodniach? Pojawiały się już pierwsze oferty?
Jakieś oferty już się pojawiły, ale na razie nic nie planuję. Chcę sobie pojechać na wakacje, posiedzieć tam i dopiero po powrocie będę się zastanawiał nad stworzeniem czegoś nowego.
fot. GGLeague/Maciej Kołek