
Kolos? Po debiucie raczej zwykły koleś…
– Pierwszym turniejem, w którym weźmiemy udział, będzie drugi sezon FLASHPOINT i celem jest tylko i wyłącznie zwycięstwo. Czas nie będzie żadną wymówką – zapewniał Henry „HenryG” Greer podczas formowania Cloud9 w wersji „Kolos”. Na ten moment słowa te nie zestarzały się zbyt dobrze. Za nami debiut odświeżonego zespołu i z kolosalnych rzeczy były tylko kolosalne błędy, kolosalny pech i pięciu nieco zagubionych kolesi. Na powrót na dziewiątą chmurą trzeba będzie jeszcze ewidentnie nieco poczekać.
Na początku warto zaznaczyć, że wcale nie uważam tego debiutu za tragiczny. Przyznam nawet szczerze, że spodziewałem się, że będzie gorzej. Jeżeli ktoś naprawdę sądził, że Cloud9 w debiucie przeciwko Virtus.pro wygra, to chyba nie oglądał ostatnio żadnych meczów z udziałem Mareksa „YEKINDARA” Gaļinskisa i jego kolegów. Nie było absolutnie żadnych podstaw ku temu, aby stawiać na C9. Fakt oczywiście, że za dużą kasą, idą duże oczekiwania, ale na serwerze nie liczy się to, ile warty jest kogoś kontrakt.
Kiedy zobaczyłem pierwszą rundę na mapie de_inferno na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Ładne pesteczki, fajny pomysł, a do tego Alex „ALEX” McMeekin, który zakończył rundę kosą. Atomowe wejście w spotkanie, mocny akcent, wczesna snajperka w rękach Özgüra „woxica” Ekera. Co może pójść nie tak?
Jak widać wszystko, bo Virtus.pro błyskawicznie odpowiedziało. Po zmianie stron Cloud9 nadziało się zresztą na dokładnie taki sam scenariusz. Widać było, że brakuje nieco spokoju i rozwagi. Innym faktem jest to, że VP grało świetnie, ale i tak C9 wiele rzeczy mogło zrobić po prostu lepiej. Co prawda mogło się podobać to, jak na pierwszej arenie formacja dowodzona przez byłego reprezentanta Vitality próbowała rotować tempem i agresją na bananie lub środku zdobyć przewagę, ale nie przyniosło to zbyt wielu pozytywów.
I czy można to rozpatrywać w kategorii rozczarowań? I tak, i nie. Na pewno więcej obiecywałem sobie po Inferno z tego względu, że historycznie ALEX zawsze dowodził swoimi zespołami na tej mapie w świetny sposób. Wystarczy przypomnieć sobie końcówkę ubiegłego roku, kiedy Francuzi bili niemiłosiernie Natus Vincere czy FaZe. Z drugiej strony należy naturalnie pamiętać o tym, że czasu na przygotowania wcale nie było dużo, a Inferno zawsze będzie mapą, na której wiele rzeczy musi być dopracowanych do perfekcji. Bez cienia wątpliwości w przyszłości chcielibyśmy zobaczyć lepsze wykorzystanie granatów i sprawniejsze rotacje.
Ze szczególną uwagą podczas całego spotkania przyglądałem się też postawie Williama „meziiego” Merriman i Rickiego „floppiego” Kemerego. Nie będzie to zbyt duże faux pas, jeżeli powiem, że na Inferno obaj panowie grali po piach (nie mylić z miejscówką). U młodego Brytyjczyka gołym okiem widać braki w doświadczeniu. Czasami zbyt łatwo dawał się zaskoczyć, ale odkuł się za to na Overpassie, gdzie pokazał, że jest potencjałową bombą i przy okazji szalenie inteligentnym zawodnikiem.
W przypadku Amerykanina mam szczerą nadzieję, że był to wypadek przy pracy. Kemery wcześniej rywalizował już wcześniej na największych scenach i stawał oko w oko z potęgami, więc nie ma co się nad nim litować i zwalać winę na brak ogrania. Myślę, że floppy potrzebuje po prostu kilku lub kilkunastu tygodni, by zaadaptować się do europejskiego stylu gry. Za oceanem pokazał, że jest prawdziwą perełką i wierzę w to, że u boku ALEXA i Aleksandara „kassada” Trifunovića jest w stanie znacznie się rozwinąć.
Poświęcając jeszcze kilka słów na samego Overpassa, to oczywiście warto podkreślić, że niewiele brakowało, aby Cloud9 rzeczywiście doprowadziło do areny numer trzy. Sporo bliskich rund, mnóstwo clutchy wygranych przez Dzhamiego „Jame’a” Aliego i najzwyczajniej w świecie odrobina pecha. W teorii nieźle prezentował się woxic, który dał kilka mega ważnych trafień otwierających, ale nadal nie była to dyspozycja, do której reprezentant Turcji nas przyzwyczaił.
Na koniec dnia trzeba pamiętać o tym, że był to zaledwie pierwszy mecz nowego Cloud9. Mało która ekipa jest w stanie z buta wejść w rytm oficjalnych spotkań i od razu zaskakiwać rywali. Po drugiej stronie był też niewygodny rywal w postaci Virtus.pro, które znajduje się na fali wznoszącej. Następne spotkanie C9 rozegra najpewniej przeciwko Gen.G, więc raczej nie zobaczymy scenariusza, w którym po dwóch spotkaniach ALEX i spółka kończą imprezę. Pozostaje mieć nadzieję, że w kolejnej potyczce z OG lub VP chłopaki Henrego będą dobrze rozgrzani.
Fot. DreamHack / Stephanie Lindgren