JuLKaa: Jesteśmy motorem napędowym kobiecej sceny w Polsce
– Dziwi mnie podejście niektórych dziewczyn, które po zaledwie jednej wygranej w pojedynku BO1 przypisują sobie tytuł najlepszych. Wychodzę z założenia, że na takie miano trzeba sobie zapracować. Nam się to udało, wygrywając ESL Sprite Mistrzostwa Kobiet i pojawiając się na dwóch DreamHackach – mówi nam Julia „JuLKaa” Marek tuż po występie Arcane Wave na DreamHacku Showdown Winter.
Co jest bardziej satysfakcjonujące – awans na turniej z kwalifikacji, czy świadomość pozycji, która pozwala zdobyć bezpośrednie zaproszenie?
Większa satysfakcja płynie oczywiście z awansu wywalczonego na serwerze. Doświadczyłyśmy tego w lipcu, gdy udało nam się przejść przez kwalifikacje do DreamHacka Showdown Summer. Radość zwiększała w dodatku świadomość tego, że byłyśmy jedynym zespołem z Polski, który przeszedł taką drogę. Przyłożyłyśmy się, pokonałyśmy wszystkie rywalki i poczułyśmy zastrzyk ogromnej motywacji.
Podejrzewam jednak, że obok gestu ze strony DreamHacka nie przeszłyście obojętnie.
Kiedy otrzymujesz zaproszenie do kolejnej odsłony turnieju, nagle zdajesz sobie sprawę, że zmierzasz w dobrym kierunku. Zaproszenie od DreamHacka jest niemałym wyróżnieniem. Nasze postępy docenił jeden z największych organizatorów rozgrywek na świecie. Nagle doszło do nas, że chyba faktycznie warto trenować dalej, zmagać się z przeciwnościami i spełniać swoje marzenia.
Dostałyście dowód tego, że zmierzacie w odpowiednią stronę?
Jasne, że tak. Tym bardziej, że na przestrzeni całego roku nie odbywało się wiele poważnych turniejów. Poza Ambush Female Cupem i DreamHackiem w kobiecych kalendarzach esportowych widniała pustka. Nie miałyśmy okazji do gry w oficjalnych meczach. Na scenie nie jest prowadzony też żaden rzetelny ranking najlepszych drużyn…
…i nagle to my stajemy się jedną z czterech zaproszonych zespołów. Niesamowite uczucie. Zwłaszcza w czasach, gdy niektóre składy w Polsce przypisują sobie miano najlepszych. Umówmy się – to my zdobyłyśmy wszystko, co na krajowej scenie było możliwe do zdobycia. Nasza ekipa wprowadziła żeński esport nad Wisłą na wyższy szczebel.
Pijesz zapewne do tego, co działo się po niedawno zakończonym Ambush Female Cupie. Nie wyszłyście wówczas z grupy, wpuszczając przed siebie HaLKooo i Izako Boars.
Przegrana przeciwko HaLKooo nie powinna mieć miejsca. Nie możemy się ciągle tłumaczyć, że nie lubimy rywalizować z miksami, bo najzwyczajniej w świecie zagrałyśmy wtedy tragicznie. To był naprawdę trudny mecz, w którym żniwo zebrały długie tygodnie bez rozegranych spotkań oficjalnych. Dziwi mnie jednak podejście niektórych dziewczyn, które po zaledwie jednej wygranej w pojedynku BO1 przypisują sobie tytuł najlepszych. Wychodzę z założenia, że na takie miano trzeba sobie zapracować. Nam się to udało, wygrywając ESL Sprite Mistrzostwa Kobiet i pojawiając się na dwóch DreamHackach.
Jak więc – już na chłodno – oceniasz występ podczas DreamHacka Showdown Winter?
Trzeba powiedzieć szczerze i obiektywnie, że wypadłyśmy słabo. W pierwszym meczu zmierzyłyśmy się zresztą z mistrzyniami i to odcisnęło piętno na naszej postawie. Z jednej strony wierzyłyśmy, że możemy wygrać, ale z drugiej pojawił się strach. W pewnym momencie chciałyśmy po prostu ugrać jak najwięcej rund, by pokazać, że zasłużyłyśmy na zaproszenie. Efekt końcowy był jednak tragiczny.
Spotkanie z Project C również nie należało do najbardziej owocnych.
W drugim meczu nie siadało dosłownie nic. Przegrałyśmy go przede wszystkim z powodów strzeleckich. Winę biorę na siebie. Przez dwa dni miałam migrenę, musiałam zażyć sporo środków przeciwbólowych i wiem, że to wpłynęło na moją grę. Nie jest to co prawda usprawiedliwienie, ale podczas spotkania ewidentnie nie byłam sobą. Gdybym zagrała na sto procent swoich możliwości, dziś rozmawialibyśmy w innych okolicznościach.
Dziewczyny na DreamHacku dały wam prawdziwą lekcję CS-a. Faktycznie nauczyłyście się czegoś konkretnego po tak bolesnych porażkach?
Po każdym meczu siadałyśmy od razu do powtórek, próbując wyciągnąć odpowiednie wnioski. Podczas pojedynku z XSET zderzyłyśmy się po prostu ze ścianą. Ogarnął nas szok. Gdy mecz się zakończył, zapragnęłam grać na takim poziomie. Chciałabym posiadać aima jak zAAz i czucie gry niczym petra. To w świecie kobiecego CS-a wielkie autorytety. Mimo przegranej dostałam ogromnego kopa motywacyjnego. Zdałam sobie sprawę, że mam dopiero 18 lat, a już zagrałam na dwóch DreamHackach. Doszłam do wniosku, że nie mogę się załamywać, tylko nieustannie się rozwijać, doprowadzając do wyrównania poziomów.
Wspominasz o autorytetach. Umówmy się – kiedy podczas pierwszego meczu spotyka się jedną z najlepszych drużyn świata, można się podłamać.
Trzeba mieć pecha, żeby już w pierwszym meczu trafić na najlepszą drużynę, ale jeśli mierzy się w zwycięstwo, usprawiedliwienia tego pokroju nie mają racji bytu. W zespole od zawsze wychodziłyśmy z założenia, że w drodze po triumf musimy wygrywać każdą mapę przeciwko wszystkim rywalom. Uważam zresztą, że taki pojedynek był potrzebny. Z formacją zAAz mierzyłyśmy się pierwszy raz. Kiedy zobaczyłyśmy na serwerze nicki przewijające się przez ostatnie lata w światowej czołówce, spadła nam pewność siebie. Grałyśmy jak sparaliżowane, podważałyśmy nasze decyzje, bo na BS-ach czekały na nas ONE. Pierwszy szok już jednak za nami. Być może następnym razem podejdziemy do takiego spotkania zupełnie inaczej.
Wygląda na to, że nagle znalazłyście się w zupełnie innej rzeczywistości.
Turnieje pokroju DreamHacka są czymś więcej niż rozgrywki, w których gramy o punkty premium na ESL czy FACEIT. Miałyśmy się spiąć na swoje wyżyny, by pokazać się na scenie europejskiej. Ubolewam więc nad tym, że nie sprostałyśmy zadaniu. Straciłyśmy szansę udowodnienia, że w Polsce też potrafimy grać dobrze w CS-a.
Jeśli mielibyśmy spojrzeć na turniej typowo krytycznie, możemy stwierdzić, że polską czołówkę dzieli od międzynarodowego szczytu spora przepaść?
Z Project C czy pride znajdujemy się w gronie drużyn, które mają jeszcze sporo do przejścia, by wspiąć się na poziom reprezentowany przez XSET, Galaxy Racer czy NOFEAR5. Różnica jest znacząca. Powiem więcej – do czołówki nie mamy podjazdu. I trudno mi powiedzieć, co musiałybyśmy poświęcić, by to zmienić. Sam wiesz, jak trudno przeskoczyć pewną przepaść w świecie męskiego CS-a. Na kobiecej scenie sytuacja wygląda podobnie.
Myślisz, że zmarnowałyście szansę, jaką było bezpośrednie zaproszenie do turnieju i podobne udogodnienie może się już nie powtórzyć?
Mam w głowie to, że być może nie dostaniemy zaproszenia na kolejnego DreamHacka. Jest to bardzo prawdopodobne. Po to istnieją jednak kwalifikacje, aby je wygrać. W lipcu pokazałyśmy, że jest to do zrobienia. Czemu więc nie miałybyśmy tego powtórzyć?
Podejrzewam jednak, że planem minimum Arcane Wave na zimową edycję turnieju było powtórzenie sukcesu z lipca i wbicie się do czołowej czwórki. Gdy kończysz zawody z choćby jednym wygranym meczem, nastroje są zupełnie inne.
Oczywiście, że tak. Powtarzałyśmy sobie, że skoro podczas poprzedniego DreamHacka osiągnęłyśmy TOP 4, to tym razem musi być to nasz plan minimum. Celowałyśmy dużo wyżej. Nawet po pierwszej porażce nie opuszczała nas wiara w miejsce na podium. Drabinka przegranych była do przejścia. Chciałyśmy dotrzeć do finału, jeszcze raz spotkać się z XSET i zweryfikować to, czy pierwsza przegrana była tylko wypadkiem przy pracy. Czar jednak prysł bardzo szybko. Zostałyśmy brutalnie sprowadzone na ziemię.
Po Showdown Summer czuć było w tobie przede wszystkim sportową złość. Dziś górę nad innymi emocjami bierze smutek.
To dobre spostrzeżenie, bo pół roku temu byłam bardzo poirytowana osiągniętym wynikiem. Uważałam, że mogłyśmy zajść dalej. Dziś jestem bardzo smutna, a wręcz podłamana. Nie zagrałyśmy tak, jak potrafimy robić to podczas sparingów.
Zawodniczki Arcane Wave. Od lewej: Madzix, POLIN, Angieeee, Wiki, JuLKaa Fot. Arcane Wave
Pół roku temu miało obejść się bez zmian, ale ostatecznie ze składem pożegnała się Olivka. Planujecie kolejną przebudowę?
Jeszcze nie przeprowadziłyśmy rozmowy na temat naszej przyszłości. Tuż po zakończeniu turnieju obejrzałyśmy mecze i rozjechałyśmy się do domu. Sama nie wiem, co nas czeka. Czas pokaże.
Pytam o to, bo okres końca roku sprzyja podsumowaniom. Jak oceniasz ostatnie dwanaście miesięcy w kontekście rozwoju kariery?
Nigdy nie marzyłam o tym, że zagram na jakimkolwiek turnieju międzynarodowym. W jednym roku wzięłam natomiast udział w dwóch DreamHackach. A to przecież może być dopiero początek. Mój wiek sprzyja temu, aby jeszcze sporo osiągnąć. Bardzo dziękuję każdemu, kto mi o tym przypomina, bo sama jestem dość emocjonalna i krytycznie podchodzę do wyników. Uważam, że zrobiłam duży postęp – zarówno jeśli chodzi o grę drużynową, jak i indywidualną. Rok temu grałam w Białce Tatrzańskiej, teraz rywalizowałam z najlepszymi na DreamHacku. Gdyby nie pandemia, miałabym za sobą dwa międzynarodowe wyjazdy. To spory sukces.
Z jednej strony mogłoby się wydawać, że zeszły rok obfitował w dużo więcej wydarzeń, z drugiej – faktycznie macie za sobą bardzo inspirujący i pełen wyzwań czas. Choć tempo rozwoju sceny zmalało, dla Arcane Wave nie był to tragiczny rok.
Zdecydowanie nie. Jeśli w normalnych okolicznościach jakakolwiek drużyna z Polski dostałaby się na DreamHacka i wyjechała na podbój międzynarodowej sceny, echo tych wydarzeń niosłoby się daleko. Dziś jesteśmy zmuszeni grać turnieje online, co nie sprzyja budowaniu narracji. Nie uważam więc, że tempo rozwoju zmalało. Rozgrywek odbyło się co prawda mniej, ale były one znacznie ważniejsze. To liczy się najbardziej.
Jeśli jednak spojrzeć na sprawę z perspektywy lokalnej – nie jest kolorowo.
Muszę się zgodzić. W zeszłym roku zorganizowano wiele krajowych turniejów dla kobiet, co jednocześnie napędzało powstawanie zespołów. Miałyśmy ESL Sprite Mistrzostwa Kobiet, eLadies Tournament, o dziewczynach mówiło się więcej. Trudne czasy zweryfikowały jednak kruchość tej sceny. Nagle okazało się, że zapał zawodniczek do treningu jest bardzo słomiany.
Nie jest jednak tragicznie. Niedawno za sprawą szefa Arcane Wave powstał kanał na Twitchu WeOWNgames, który zrzesza wiele zawodniczek i streamerek. Nieustannie staramy się rozwijać kobiecą scenę najróżniejszymi sposobami. Być może nowe miejsce w sieci zachęci kolejne dziewczyny do tego, aby wzięły sprawy w swoje ręce, zaczęły trenować i tworzyły kolejne zespoły mogące rywalizować w Europie.
Krótko mówiąc – jesteś dobrej myśli i uważasz, że to co się dziś dzieje jest tylko ciszą przed burzą?
Może powiem nieskromnie, ale nasza drużyna już sprawiła, że kobieca scena zmieniła oblicze. Jako pierwsze podpisałyśmy kontrakty z profesjonalną organizacją – AVEZ Esport. Wygrywałyśmy ważne turnieje, zdobyłyśmy tytuł mistrzyń kraju, udowodniłyśmy, jak ważna jest stabilność składu, w międzyczasie zmieniłyśmy barwy klubowe na Arcane Wave. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że do zagranicy nam jeszcze daleko i wiele lat minie nim dogonimy zachód. Być może za moich czasów nie doczekamy takich możliwości, jak choćby w Skandynawii. Mam jednak poczucie, że jesteśmy motorem napędowym polskiej sceny i możemy dawać przykład innym.
Fot. Arcane Wave