
Jarząbkowski, Kubski, Wojtas, a może… Rozwandowicz?
Jarząbkowski, Kubski czy Wojtas to nazwiska doskonale znane polskim fanom esportu. Każde z nich kojarzy się z sukcesami (ale i porażkami), największymi turniejami Counter-Strike’a i pucharem wzniesionym po triumfie na EMS One Katowice 2014. Rozwandowicz to nazwisko, które prawie nikomu nic nie mówi, ale z tamtym wydarzeniem też ma wiele wspólnego. To właśnie dwa dni przed Intel Extreme Masters Katowice 2014, podczas którego Virtus.pro wygrało swojego pierwszego i – jak na razie – jedynego Majora, do globalnych struktur ESL, największej firmy esportowej na świecie, dołączyła Anna Rozwandowicz. I to do kadry kierowniczej.
Ta historia nie zaczyna się jak historia większości graczy. Nie zaczyna się w kafejkach, w których większość typowych esportowców spędzała długie godziny. Anna preferowała raczej spokojniejsze rozrywki. Od zawsze fascynowała się językiem, literaturą i teatrem. Wszyscy spodziewali się, że zostanie dziennikarką, ale życie potoczyło się inaczej. Od swojej nauczycielki z liceum otrzymała propozycję wyjazdu do Utrechtu w Holandii i dołączenie do programu Integrated Communication Management. Zgodziła się. – Spakowałam się w jedną walizkę, wzięłam trochę książek i pojechałam – to było już prawie 15 lat temu – mówi.
Na ten wyjazd duży wpływ miała znajomość języka angielskiego. – Mama pracowała na dwa, a czasem i na trzy etaty, by wysłać mnie na prywatne lekcje języka angielskiego – wspomina. – To właśnie jej ciężkiej pracy i poświeceniu do dania mi dobrego startu w dorosłe życie, zawdzięczam dużo swoich sukcesów.
Przystawka do branży gier
W Holandii zadomowiła się na dobre, bo mimo że sporo podróżuje, to tam czuje się jak w domu. W czasie studiów zaczynała od pracy w restauracjach i różnych sklepach, ale już podczas ostatniego roku edukacji poszła w kierunku, który w przyszłości okazał jej się bliższy. Zatrudniła się na stanowisku menedżera ds. marketingu w sieci księgarń. – To otworzyło mi drogę do prac w kierunku moich studiów – przyznaje.
Po zakończeniu edukacji przeniosła się do firmy badawczej Newzoo, której dane po kilku latach stały się źródłem wielu prezentacji przedstawianych u potencjalnych sponsorów drużyn czy turniejów. W amsterdamskim zespole zajmowała się marketingiem i PR-em. – Szybko stało się jasne, że liczby i statystyki nie są na moją głowę, więc zatrudniłam się u jednego z wydawców gier – wspomina.
Tym wydawcą był Perfect World, u którego do obowiązków Rozwandowicz również należał PR. Już na skalę europejską, co było kolejnym wyzwaniem. Kierowała między innymi komunikacją dotyczącą pojawienia się gry Neverwinter we wszystkich krajach europejskich, także w Polsce. Ta praca zbliżyła ją do esportu, ale zupełnie przypadkowo.
Sąsiedztwo z ESL
Jej pracodawca wystawiał się podczas Paris Games Week. Tak się złożyło, że obok stoisko miało ESL. Rozgrywał się tam turniej League of Legends, ale dla Anny całe to profesjonalne środowisko było nowością. – Mój partner gra w CS-a już ponad 15 lat, ja też trochę godzin zaliczyłam, więc jako gracz, fan i kibic, sporo o grze wiedziałam, ale nie wiedziałam, że istnieje ogromna, międzynarodowa, profesjonalna scena. Kontakt z ESL otworzył mi na to oczy – przyznaje.
Kilka miesięcy później pojawiło się ogłoszenie mówiące o tym, że ESL szuka dyrektora komunikacji do swojej centrali w Kolonii. – Zostało wystawione w momencie, w którym byłam na rozdrożach: zostać gdzie jestem czy iść dalej – wspomina Rozwandowicz.
Podjęcie decyzji zajęło jej aż 6 miesięcy, ale w końcu stało się. Dołączyła do ekipy menedżerskiej i rozpoczęła pracę w ESL dwa dni przed Intel Extreme Masters Katowice 2014, czyli finałami tego cyklu, które wówczas po siedmiu latach zostały przeniesione z Niemiec do Polski. Szybki skok na głęboką wodę, ale w tym przypadku nie zakończył się tragedią.
– Nigdy nie ukrywałam, że to stanowisko było dla mnie ogromnym skokiem w nieznane, ciemne i głębokie. Do tej pory – mówiąc to nawet jako współwłaścicielka innej firmy w branży – uważam to za największe wyzwanie mojego życia – przyznaje. – Jest to również jedna z największych szans jakie kiedykolwiek dostałam w swojej karierze. Zawsze będę wdzięczna Ralfowi Reichertowi, Ulrichowi Schulze i innym w zespole, za wiarę jaką we mnie włożyli przez postawienie mnie na tym stanowisku.
Dołączenie Anny do ESL było wielką zmianą nie tylko dla niej, ale i dla firmy. Wcześniej potentat na rynku esportowym w kontekście międzynarodowej komunikacji nie robił prawie nic.
Na okładkę New York Times
Pierwszy rok w strukturach Rozwandowicz spędziła na robieniu porządków. I nie były to porządki w papierach, a bardziej start od zera. Tworzenie informacji prasowych, pisanie od nowa dokumentów, które do tej pory były tłumaczone z języka niemieckiego, budowanie relacji z mediami. – Miałam mały, ale bardzo sprawny i utalentowany zespół, który z ogromnym entuzjazmem mnie wspierał. Dużo osiągnęliśmy – wspomina.
ESL robi największe na świecie turnieje, które odwiedza nawet blisko 200 tysięcy osób, a piszą o nich i pokazują je media na całym świecie. Dla Anny jeden z większych sukcesów w pracy to artykuł o esporcie w New York Times, który został wyróżniony na okładce. W roli głównej wystąpiło oczywiście ESL. – Pewnie do dzisiaj wisi na ścianie w biurze.
Przez lata Rozwandowicz zajmowała się wszystkim, co związane z komunikacją: od ogłoszenia kolejnych edycji IEM Katowice po przygotowanie prezentacji na wewnętrzne spotkania z pracownikami dotyczące zmian w strukturach i strategii. W Kolonii kierowała kilkuosobowym zespołem, ale w regionalnych biurach ESL pracowało kilkunastu specjalistów od PR-u i komunikacji, którzy poniekąd jej podlegali. W późniejszych latach została wiceprezesem ds. komunikacji i PR-u.
Kiedy firma stawała się coraz większą potęgą, powstawały też nowe inicjatywy, w które Anna była zaangażowana. – Moim głównym zadaniem było przygotowywanie i wdrażanie strategii komunikacji do wszystkiego, co robiliśmy – mówi. – Dotyczyło to zakupu ESL przez MTG czy uruchomienia World Esports Association (WESA).
– Podjęłam się również projektu zbudowania pierwszej na świecie inicjatywy antydopingowej w esporcie (ESIC), w zarządzie której byłam aż do mojego odejścia w marcu tego roku – dodaje.
Jakby było tego mało, Polka pomagała również przy uruchomieniu AnyKey, czyli projektu wspierającego różnorodność w esporcie i gamingu. Dzięki temu rozwinęła się na wielu płaszczyznach, co w przyszłości przydało się w tworzeniu własnej agencji marketingowej.
Z Islandii do własnej agencji
Przejście “na swoje” trochę trwało, bo pomysł założenia firmy zrodził się w 2016 roku podczas wyjazdu urodzinowego jednej z późniejszych wspólniczek Rozwandowicz – Nicoli Piggott. – Z Islandii wyjechałyśmy bardzo zainspirowane, zapalone pomysłem i pełne energii, by go zreazlizować – wspomina.
Na realizację trzeba było trochę poczekać, ale w końcu latem 2017 roku powstała marka The Story Mob, a kilka miesięcy później do Anny i Nicoli dołączyła Kalie Moore. Połączone siły szybko przyniosły spore efekty, mimo że oficjalne otwarcie firmy nastąpiło dopiero w walentynki 2018 roku. Wśród klientów The Story Mob widnieją między innymi następujące marki: Team Liquid, Fnatic, G2 Esports, Riot Games, Red Bull czy Kinguin. Ta lista robi wrażenie. Jak udało się pozyskać takich klientów?
– Są dwie strony: Pierwsza to nasza reputacja i dotychczasowe sukcesy. Wszyscy nasi klienci dobrze nas znają i już wcześniej z nami pracowali. Ja mam doskonałe relacje z większością drużyn CS:GO, byłam częstym gościem na eventach biznesowych, gdzie zainicjowałam wiele kontaktów, które teraz są bardzo pomocne. Nicola zna dosłownie wszystkich w scenie League of Legends. Kalie jest jedną z niewielu osób – i na pewno jedyną kobietą – która ogarnia świat finansów i inwestycji w esporcie, i rozumie zagadnienia i aplikacje technologii blockchain w tej branży – mówi Rozwandowicz. – Żadna z nas nie jest nowa w temacie, i nie trzeba nas przedstawiać. Drugą stroną jest fakt, że esport w końcu zdał sobie sprawę z tego, że nie może obyć się bez profesjonalnego podejścia do komunikacji, PR-u, spraw takich jak wizerunek i branding. W naszym przypadku jest to kwestia bycia najlepszym w tej części branży, ale również sama branża jest gotowa na nasze usługi.
I choć biuro firmy znajduje się w Santa Monica, to trzy założycielki więcej czasu spędzają w samolotach i na eventach. W ciągu 12 miesięcy ma również powstać europejska siedziba, która będzie się mieścić w Amsterdamie lub Berlinie, ale Anna nie wyklucza, że pojawią się także we wschodniej Azji.
A może by tak rzucić wszystko i… otworzyć schronisko dla zwierząt?
Świat podbija, a w Polsce mało kto ją zna – to określenie idealnie oddaje karierę zawodową Anny Rozwandowicz. Jest jedną z niewielu kobiet w strefie biznesowej w esporcie. Sama to też zauważyła, bo nieraz zdarza się, że chciałaby zwrócić się po radę do bardziej doświadczonej kobiety w tej branży, ale nie dość, że jest ich mało, to szeroki dostęp do nich nie istnieje. – To otworzyło mi oczy na możliwość zbudowania programu mentorskiego dla kobiet pracujących i zainteresowanych pracą w sektorze technologii, gier i esportu – mówi Rozwandowicz. – Buduję taki program z jednym z największych uniwersytetów w Stanach Zjednoczonych i na przełomie kilku kolejnych lat chcę go przedstawić wszystkim szkołom wyższym.
To jeden z najważniejszych celów zawodowych Polki na najbliższą przyszłość. Oczywiście obok rozwijania swojej marki, o której w esporcie słychać coraz częściej. I choć do zbudowania wielkiej firmy jeszcze daleko, to Rozwandowicz ma już w głowie to, co będzie robić kiedy The Story Mob dotrze do tego momentu. I nie będzie to wyjazd w Bieszczady. – Otworzę schronisko dla zwierząt – mówi.
– Zajmę się tym planem za kilkanaście lat, kiedy The Story Mob oddam do zarządzania komuś innemu – dodaje na koniec.
Fot. Helena Kristiansson