Jakie wyskoki Polaków cieszyły nas najbardziej w 2020 roku?

Jakie wyskoki Polaków cieszyły nas najbardziej w 2020 roku?

01.01.2021, 13:21:01

Powiedzieć, że rok 2020 był w zasadzie nie najlepszy, a nawet mocno kulawy, to jak nazwać osiągnięcia polskich CS-owców marnymi. W zasadzie wszystko się zgadza, ale w morzu powyższych oczywistości wyraźnie brakuje fali wulgaryzmów. Ostatnie dwanaście miesięcy spędziliśmy głównie na narzekaniu – i słusznie. Nie rozpieszczało nas życie, nie pocieszał nas też esport. Nawet w otchłani szamba byliśmy w stanie się jednak uśmiechnąć. Raczej rzadziej niż częściej, ale tak przecież było. Jakie esportowe wyskoki Polaków dawały nam nadzieję na lepsze jutro?

Darujmy sobie klasyfikację, rankingi i podział na lepsze-gorsze lub bardziej-mniej wartościowe. Część z poniższych sukcesów jeszcze kilka lat temu prawdopodobnie zostałaby pominięta celowo lub nawet niezauważona – szczególnie w kontekście CS-owym. Trudno zresztą porównywać poczynania herosów walczących w towarzystwie kumpli z zagranicy do wojaży w pełni rodzimych sekcji. Mimo wszystko kilka momentów na znienawidzonej już linii czasu 2020 roku warto odnotować. Kiedy myśleliśmy, że może być już tylko gorzej – oni wyłamywali się ze schematu porażki. Przynajmniej na chwilę.

AVEZ leci do Los Angeles

Dziś już wiemy, że za mocno napompowliśmy balonik. Posypaliśmy zresztą głowę popiołem – szczególnie po wydarzeniach ostatnich tygodni. Ale w lutym? W lutym – zmęczeni nijakością roku 2019 – na graczy AVEZ Esport patrzyliśmy jak na przyszłych wybawców. Oto polscy królowie kwalifikacji udowodnili swoją wartość, zaświecili potencjałem i wylecą na podbój USA.

Wierzę, że jeśli AVEZ dobrze wykorzysta udział w nadchodzącym turnieju, będzie to moment zapalny zarówno dla samej drużyny, jak i całej polskiej sceny. To może być iskra, która roznieci wielki ogień. Mam nadzieję, że Ośmiornice pójdą za ciosem, a za ich plecami podąży reszta krajowych formacji. Make Polish CS great again! mówił tuż po awansie trener formacji, Jędrzej “bogdan” Rokita.

Cóż, wyszło jak wyszło. Ekscytacja związana z samym wylotem do Los Angeles na chwilę pozwoliła jednak polskiej scenie pomarzyć o lepszym jutrze.

AVEZ Esport w Los Angeles. Fot. AVEZ Esport/ Kamil Zieliński

Wystarczą dwa kroki, by być najbogatszym w Polsce

O tym, w jak marnym miejscu znalazła się polska scena CS-a w 2020 roku, niech poświadczy fakt, że bodaj niczym nie podniecaliśmy się tak, jak najpierw srebrnym, a następnie złotym medalem Wisły All in! Games Kraków w Nine to Five. Ale podnieta to podnieta. W czasach posuchy nie jest ważne to, co sprawia nam radość. Istotny jest sam proces wytwarzania endorfin. 

Być może za jakiś czas, gdy krajowe podwórko już zmartwychwstanie, nasze prawnuki tego nie zrozumieją. Kiedy jednak Polska trafiła na margines światowego CS-a, zwycięstwa z kulawym MIBR-em, triumf nad North, czy – już po kilku miesiącach – mistrzostwo po ograniu MAD Lions stawały się światełkiem w tunelu. Sukcesami, jakie dostaliśmy, a na które nie zasłużyliśmy.

Żałuję, że nie nagrałem naszych reakcji z tych kluczowych map obu serii. Tego, co działo się wtedy na TeamSpeaku, nie da się opisać słowami. Emocje, które towarzyszyły tym chwilom były niepodrabialne, wyjątkowe. W CS-a gram od wielu lat i nie mogę sobie przypomnieć, kiedy ostatnio czułem coś takiego. To znak, że dokonaliśmy czegoś niesamowitego cieszył się tuż po listopadowym triumfie kapitan zespołu, Grzegorz “SZPERO” Dziamałek.

Życzymy sobie i wam, by takich chwil polski CS doświadczał więcej, częściej i być może w rozgrywkach o wyższym – choćby nieco – prestiżu.

SZPERO, hades, mynio, jedqr, ponczek – skład Wisła All in! Games Kraków. Fot. Jeremi Śpiewak

Liga Mistrzów, to brzmi dumnie

Nie pierwszy raz oglądaliśmy zmagania polskiego zespołu w ESL Pro League. Ba, w przeszłości w walce z najlepszymi śledziliśmy przecież inne odsłony AGO. Tym razem udział w EPL-u stał się jednak swego rodzaju symbolem. W finale ESEA Mountain Dew League udało się przecież ograć Sprout. Sam awans do play-offów EPL-a byłby z kolei ogromnym przełomem. 

Skończyło się jednak wyłącznie na zaskakujacych zwycięstwach z Heroic i G2 Esports podlanych pięcioma bolesnymi porażkami. Mimo to sama obecność obok największych była już czymś, czego długo później i długo wcześniej nie doświadczaliśmy.

Zdarzało się tak, że ogrywaliśmy Heroic, a dwa dni później dosłownie nie potrafiliśmy grać w CS-a. Wszystko nagle się sypało. Do dzisiaj nikt nie zna odpowiedzi na to, dlaczego tak się działo podsumowywał turniej Oskar “oskarish” Stenborowski, były lider formacji tuż po zwolnieniu z Gniazda.

x-kom AGO po trumfie w ESL Mistrzostwach Polski. Fot. x-kom AGO

Dycha & snatchie

Krajobraz zrujnowanej Polski zmotywował wielu z zawodników do poszukiwania szczęścia w drużynach międzynarodowych. Prób było wiele, błędów porównywalnie dużo. Jeśli jednak jakiś ruch miał nam zaimponować, to na pewno wciągnięcie najpierw Pawła “dychy” Dychy, a następnie Michała “snatchiego” Rudzkiego do Sprout.

Jak skończyła się polsko-niemiecka przyjaźń? Wszyscy doskonale to wiemy. Miesiące ciągłego rozwoju zaowocowały jednak obecnością nadwiślańskiego duetu w europejskiej czołówce, a występy pokroju tych z ESL One Cologne raz jeszcze pozwoliły poczuć jedyne w swoim rodzaju emocje towarzyszące wygranym Polaków na najwyższym szczeblu.

Kilka razy udało nam się uwolnić naprawdę duży potencjał. A wtedy z najlepszymi walczyliśmy bez żadnych kompleksów, często ich pokonując. Nawet sparingi pokazywały, że stać nas na bardzo dużo. W żadnej drużynie z przeszłości nie wygrywałem tak wiele meczów treningowych. Pod tym względem nasza powtarzalność była zabójcza. Tak naprawdę głównie to niefortunny listopad rzucił na nasz zespół cieńsłyszeliśmy od snatchiego po tym, gdy wylądował na liście transferowej.

O ile zmiany na polskiej scenie są konieczne, o tyle naprawdę nam smutno, że nie zobaczymy polsko-niemieckiego Sprout w przyszłym roku.

dycha Sprout mdl

Paweł „Dycha” Dycha w barwach Sprout. Fot. DreamHack / Stephanie ”Vexanie” Lindgren

Od odrzutka do koronowanego króla serwerów

Chyba największy prezent polskim kibicom w 2020 roku sprawił Carlos „ocelote” Rodríguez telefonem do Patryka “Patitka” Fabrowskiego. Kto by się spodziewał, że szef G2 Esports wyciągnie rękę do gościa, którego skreśliła spora część polskich działaczy, kibiców i zawodników? I co z tego, że transfer dotyczył Valoranta, a nie CS-a, skoro efektem jest powstanie kolosa?

To, że zasłużyłem na drugą szansę, udowodnię czynami. Stworzę z G2 Esports najlepszą drużynę na świecie, a to zamknie jadaczki wszystkim hejterom mówił nam Patitek w czerwcu. Do dziś słychać dźwięk łamanych szczęk tego i tamtego krytykanta.

Tylko tego First Strike’a trochę szkoda. No dobra – cholernie szkoda…

Patryk „Patitek” Fabrowski z G2 Esports w bluzie drużynowej.

Mistrz w cieniu nieśmiałości

Kto wie, jak wyglądałaby w naszym kraju scena Doty i sama popularność Michała „Nishy” Jankowskiego, gdyby sam zainteresowany czuł potrzebę kontaktu z kibicami czy mediami. W Polsce wyrósł przecież jeden z najwybitniejszych esportowców epoki, a mało kto nad Wisłą zdaje sobie sprawę z jego istnienia.

Nie zmienia to faktu, że Nisha raz jeszcze udowodnił, jak wielkim szefem jest. Racja, wciąż nie ma na koncie tytułu mistrza The International, bo przecież sam turniej został przełożony, ale ze świecą szukać gracza, który osiągnął tyle, co Jankowski. Dziewięć wygranych turniejów międzynarodowych, a w tym DreamLeague Season 13, OMEGA League: Europe Immortal Division czy ESL One Birmingham 2020 – Online: Europe & CIS.

Panie i panowie, tak w świecie esportu stawia się pomnik trwalszy niż ze spiżu.

Michał „Nisha” Jankowski z Teamu Secret. Fot. ESL / Adela Sznajder

Trzy razy DreamHack? Nic trudnego

Gierka dla dzieci, mówisz jeden z drugim? Coś mi mówi, że wasze matki chciałby, żebyście tak sprawnie grali w Fornite. Wygrać trzy DreamHacki w przeciągu pięciu miesięcy? Tego nie trzeba nawet komentować. Czapki z głów przed Maciejem „teeq” Radziem. I Iwo „Settym” Zającem, który również z powodzeniem wspina się na swoje wyżyny również.

Maciej "teeq" Radzio - trzykrotny mistrz DreamHacka Open featuring Fortnite

Maciej „teeq” Radzio – trzykrotny mistrz DreamHacka Open featuring Fortnite

Bohaterowie ludu LoL-owego

Co gdyby nie League of Legends? Jesteśmy święcie przekonani, że gros fanów CS-a złaknionych krajowych sukcesów co najmniej zainteresowało się tytułem Riot Games. A w najlepszym wypadku – żywo zafascynowało się dziejami Summoner’s Rift. Nie mają znaczenia okoliczności – nadwiślańska scena może pochwalić się totalnymi kozakami w kontekście nie tylko europejskich, ale i globalnych kozaków. A w 2020 roku powodów do radości było jakby więcej…

Bo przecież nie cieszyliśmy się wyłącznie z sukcesów Marcina „Jankosa” Jankowskiego i jego G2 Esports. Podziwialiśmy też Oskara „Selfmade’a” Boderka w barwach Fnatic, a także szaleńczy rajd Kacpra „Inspireda” Słomy oraz Oskara „Vandera” Bogdana pod szyldem Rogue. Świetni w LEC, obecni na Worldsach. Czego chcieć więcej? Pucharu mistrzostw świata oczywiście, ale na to przyjdzie nam jeszcze poczekać.

Oskar „Selfmade” Boderek i Marcin „Jankos” Jankowski – Polacy w play-offach Worldsów 2020. Fot. Riot Games / David Lee

K1CK & AGO

Ależ to był rok dla polskich rozgrywek regionalnych… Nieprawdopodobny rajd K1CK Neosurf zwieńczony wicemistrzostwem European Masters cieszyłby nawet bez całej otoczki stworzonej wokół zespołu. Pukimania przejdzie jednak do historii ruchów fanowskich w świecie esportu. Choć bramy Spodka zostały zamknięte przed widzami, środowisko League of Legends udowodniło, jakim skarbem są nadwiślańscy kibice.

A był to dopiero początek, bo wystarczyło kilka miesięcy, by w totalnym gazie zobaczyć AGO ROGUE. I cóż – to nie czas i miejsce, by silić się na ponadprzeciętne metafory. Puchar European Masters w rękach reprezentantów polskiej organizacji smakował w tym roku po prostu wyjątkowo zajebiście.

Ostatni taniec AGO ROGUE i K1CK Neosurf

Fot. Riot Games / Michał Konkol
Tagi:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze