
Jak nie zachłysnąć się LAN-em, czyli widmo powrotu CS:GO do internetu na kolejne miesiące
Intel Extreme Masters Cologne wprawił znaczną część społeczności CS:GO w euforię. Powrót rywalizacji w formie offline, z graczami zgromadzonymi w jednej lokacji, zafundował nam renesans kibicowskiego życia, za którym cholernie tęskniliśmy. Ze snu zostajemy jednak wybudzeni dość szybko. Kolejny sezon ESL Pro League przeniesiony do internetu, problemy dotyczące PGL Majora w Sztokholmie – to tylko wierzchołek góry lodowej. Czy rzeczywiście powrót zmagań do sieci musi oznaczać nudę i nieatrakcyjność turniejów?
Moją pierwszą myślą było wczoraj, że jak najbardziej. W końcu IEM Cologne rozbudził apetyty. Znów mogliśmy oglądać starych wyjadaczy, którzy nie radzili sobie online w szczycie formy. Znów mogliśmy oglądać wrzeszczących zawodników, którzy na scenie spuszczali bestię ze smyczy. Znów mogliśmy się rozkoszować widokiem zdjęć, na których gracze podnoszą trofeum i celebrują końcowy triumf z szampanem i tańcami radości.
Z drugiej strony nigdy nie byłem zdania, że era internetu wprowadziła nas w epokę nudy i niczym nie różniących się od siebie imprez. Jasne, jak chyba każdy na świecie wolę śledzić imprezy LAN-owe, jednak format online miał swój urok. Bez presji płynącej z obecności na scenie narodziły się inne legendy. Pomogło to znacząco odświeżyć scenę, na której nowe twarze radzą sobie naprawdę przyzwoicie. Przetestowani zostali też weterani, którzy musieli się zaadaptować do warunków, które wcześniej były im raczej obce.
Gdy cała rywalizacja przenosiła się do internetu w marcu 2020 roku, nikt nie był na to gotowy. Produkcyjnie i sportowo nie były to imprezy najwyższych lotów. Opóźnienia, brak dodatkowych treści, kamerek, emocji. Wszystko to sprawiało, że nie było to najświeższe show do oglądania. Mimo wszystko każdy zrobił step up i z miesiąca na miesiąc wszystko uległo ewolucji. Niektóre turnieje ery internetu dostarczyły bez cienia wątpliwości większej ilości wrażeń, aniżeli poszczególne LAN-y.
Półtora roku temu łudziliśmy się, że świat szybko poradzi sobie z pandemią. Po wprowadzeniu szczepionek wydawało się, że tym razem to musi być już to. Fakty są jednak takie, że podróże pomiędzy poszczególnymi państwami dalej generują sporo trudności. Organizacja LAN-ów nigdy nie była tania, a przez COVID jest to przedsięwzięcie, które wiąże się z jeszcze większymi wydatkami. Obostrzenia potrafią ulec zmianie z tygodnia na tydzień. Nie jest też wykluczone, że po zakończeniu lata liczba zakażeń znów drastycznie wzrośnie.
Do końca roku na pewno zobaczymy jeszcze kilka imprez offline. Dziś wysyłając jednak maila do jakiegokolwiek organizatora z zapytaniem o rokowania dostalibyśmy raczej jedynie puste informacje. Wszystko jest po prostu zbyt nieprzewidywalne. Cieszmy się, że dostaliśmy trochę LAN-owych emocji, ale starajmy się tym nie zachłysnąć. Produkcja, komentatorzy, gracze i dziennikarze na pewno zrobią wszystko, żeby mecze w internecie i tak dowiozły. Dlatego ważne, abyśmy my dowieźli jako kibice.
Fot. Radosław Makuch