
izak: VALORANT jest prawdziwym ratunkiem dla Counter-Strike’a
W testach VALORANT brał udział od fazy Alpha. Szybko stworzył jedną z najlepszych drużyn w Europie, w międzyczasie wygrywając m.in. rozgrywki Valorant Challenge spod szyldu LOTTO i fantasyexpo. Z Piotrem „izakiem” Skowyrskim szeroko omówiliśmy premierę najnowszej produkcji od Riot Games, zastanawiając się, czy ta ma esportowy potencjał. – Wielu graczy spierających się z podobnymi problemami dostało czystą kartę i może zacząć budowę kariery od zera. To ogromna szansa. Nie zapędzałbym się przez to z nazywaniem zawodników, którzy porzucili CS:GO, wyrzutkami czy przegranymi. Wielu graczy zdecydowało się na bardzo dojrzałe ruchy – mówi ekspert i komentator esportowy.
Ustalmy pewne fakty – aktualnie w sercu wygrawerowane większymi literami masz Emeritos Banditos czy Fordon Boars?
To trudne pytanie, ale wydaje mi się, że Emeritos Banditos. Counter-Strike ma specjalne miejsce w moim sercu, a eBanditos to super projekt, który złączył dobrych kolegów. Bardziej profesjonalnie podchodzę do Fordon Boars, lecz więcej sentymentu mam do inicjatywy skupionej wokół CS:GO.
To niesamowite, że wokół obu drużyn powstała narracja przyciągająca tłumy ludzi. Kibice śledzą was niczym zespoły z najwyższego poziomu.
Odczuwam to wsparcie, widząc, jak wielu ludzi komentuje nasze spotkania podczas transmisji czy na stronach internetowych. Ogromne zainteresowanie ma jednak też drugą stronę medalu. Za popularnością naszych meczów poszła możliwość obstawiania wyników u bukmacherów. Ewentualne porażki tworzą więc ogromną frustrację widzów, którzy nagle zaczynają obwiniać nas za to, że nie trenujemy.
Niesłychane…
I bardzo ciekawe. Powszechnie wiadomo przecież, że gramy z czystej przyjemności. Ludzie wymagają od nas jednak tego, że staniemy się profesjonalną drużyną walczącą z czołówką Polski. Oczywiście, każdy z nas wychował się na rywalizacji i chce wygrywać, ale skończyły się czasy, w których możemy poświęcać grze całe życie.
Spotkałem się z kilkoma profesjonalistami, którzy byli zdziwieni, a może wręcz oburzeni, że media relacjonują wasze spotkania.
Też trafiłem na komentarze, w których ludzie nie mogli zrozumieć powodów pisania o meczach z esportowej okręgówki jaką jest ESEA Open. Prawda jest jednak taka, że w skład Emeritos Banditos wchodzi pięciu influencerów zrzeszających wokół siebie ogrom kibiców. To tworzy duży potencjał zasięgowy nie tylko dla nas jako streamerów, ale również dla portali esportowych jako mediów. Nikt nie pisałby o zgrai bawiących się graczy, jeśli spotkałoby się to z małym zainteresowaniem. Trzeba wychodzić naprzeciw potrzebom czytelników.
Odchodząc jednak od tematu Emeritos Banditos w kierunku Fordon Boars. Pamiętasz tak szeroką ekscytację grą esportową – poza oczywiście Fortnitem – jak wytworzyła beta Valoranta?
Raczej nie. Na myśl przychodzi mi jeszcze Teamfight Tactics, wokół którego zbudowano zainteresowanie i turnieje skierowane do streamerów lub YouTuberów, ale mimo wszystko nie jest to skala porównywalna do Valoranta. Już w trakcie bety, podczas której Riot Games nie do końca znał jeszcze kierunek rozwoju gry, drużyny esportowe i firmy organizujące rozgrywki wykazały się ogromnym zaangażowaniem. Powstała masa zawodów. Jeśli ktoś chciał rywalizować na wyższym poziomie niż w zwykłej kolejce, mógł robić to praktycznie codziennie. Przy grze, która ma zbudowany tak mocny fundament CS-owy, było to jednak przewidywalne.
Szerokie zainteresowanie tytułem nie jest przypadkiem. Obserwując twoje poczynania, zauważyłem zresztą, że gra bardzo przypadła do gustu również tobie.
Valorant ma swoje niedociągnięcia, ale bez zająknięcia mogę powiedzieć, że bardzo mi się podoba. Tym, co najbardziej zachęciło mnie do poświęcania czasu na tytuł Riot Games, jest możliwość ponownego rywalizowania na wysokim poziomie. Od dawna brakowało mi emocji, jakie pamiętałem ze starych czasów. Treningi, gry sparingowe, przygotowywanie nowych taktyk, wymyślanie kolejnych rozwiązań, wyciąganie wniosków z błędów. To wspomnienia dawnych lat, których gra w Emeritos Banditos nie była w stanie wywołać ze względu na wiele czynników. Podczas testów Valoranta stworzyliśmy z kolei jedną z najlepszych drużyn w Europie, rywalizując z najbardziej utalentowanymi graczami regionu. Mega mnie to rajcuje.
Pytanie to może abstrakcyjne, bo masz masę obowiązków, ale nie przemknęło ci przez myśl, by dłużej pograć w Valoranta na nieco wyższym poziomie? Nowy produkt pozwala wszystkim wystartować na równych warunkach.
Beta temu sprzyja. Po premierze również będę starał się utrzymać wysoki poziom, bo faktycznie początkowa dysproporcja nie będzie ogromna. Zdaję sobie jednak sprawę, że jestem za stary i na dłuższą metę nie zdołam nawiązywać do najlepszych. Jestem utalentowanym graczem i z łatwością przychodzi mi nauka nowych gier. Łącząc regularne ćwiczenia z predyspozycjami, byłbym w stanie zostać jednym z najlepszych graczy w Valoranta. W tym roku będę miał jednak trzydzieści trzy lata. To stwarza wiele barier. Młodzi mogą popisać się nie tylko lepszym refleksem, ale też większą łatwością w utrzymaniu koncentracji. To bardzo istotne.
Masz jednak komfort pozwalający ci na spędzanie czasu z Valorantem, nawet jeśli nie jesteś profesjonalnym graczem.
W dalszej perspektywie skupię się więc na grze casualowej i – kto wie – być może komentowaniu turniejów Riot Games. Jeśli pojawiłyby się Worldsy w Valoranta, chciałbym znaleźć się wśród ludzi relacjonujących rozgrywki. W przypadku profesjonalnej gry – zostawię miejsce młodym. Razem z SAJEM budujemy już solidny fundament pod dobry zespół. Jestem przekonany, że otaczamy się najlepszymi zawodnikami w Polsce. Patitek, NEEX czy phr grają fantastycznie.
Wspomniany Patitek podkreślał, że wraz z SAJEM trzymacie poziom i aktualnie nie widać różnicy umiejętności. To dużo znacząca deklaracja, biorąc pod uwagę to, że wspomniany tercet faktycznie tworzą jedni z najlepszych w Polsce.
Pokazujemy, że na razie nie odstajemy. Udowadniamy chłopakom, że w wielu sytuacjach mogą na nas liczyć. To świetna cecha naszej drużyny, której brakowało mi przez lata. Lojalność w trakcie gry i świadomość wsparcia kierowanego ze wszystkich stron są w esporcie bezcenne. Wreszcie przyjdzie jednak czas, w którym poczujemy, że młodsi mogliby zaoferować więcej od nas.
Mam wrażenie, że Valorant odkrył w tobie pokłady uśpionych wcześniej emocji. Przeważnie jesteś opanowany i stonowany, a tymczasem zacząłeś się denerwować bardziej i częściej niż przy CS-ie, który sam w sobie jest frustrujący.
Jestem bardzo ambitny i rywalizacja wyzwala we mnie ogromne emocje. Poza tym określiłbym siebie jako perfekcjonistę. Błędy, szczególnie te popełniane przez mnie, potrafią wyprowadzić mnie z równowagi. Podczas gry drużynowej na wyższym poziomie zależy mi na tym, żeby w każdym meczu walczyć o zwycięstwo. Wściekam się więc, gdy gra nie idzie po mojej myśli.
Nerwy często są wynikiem dużych ambicji.
Dokładnie. Podczas gry w CS-a byłem jednak bardziej opanowany. Podejrzewam więc, że czynnik zmęczenia jest kolejnym aspektem, który wpływa na zwiększoną frustrację. Odkąd w moim życiu pojawiło się dziecko, wzrosła odpowiedzialność i idące za tym wyczerpanie. Od dawna nie przespałem w nocy ośmiu godzin z rzędu. Odkryłem, że kiedy człowiek przez długie miesiące się nie wysypia, pokłady cierpliwości się wyczerpują. W końcu zrozumiałem, dlaczego esportowcy, którzy zostają rodzicami, wypadają niejako z obiegu. Czystość umysłu jest dla gracza bardzo ważna.
Mimo wszystko fakt, że znów mogłeś poczuć ekscytację płynącą z gry o stawkę, jest niezwykle inspirujący. W wieku trzydziestu trzech lat poczułeś to, co napędzało cię jako młodego chłopaka.
Od małego współzawodnictwo odgrywało w moim życiu istotną rolę, bo na korcie czy boisku piłkarskim zostawiałem kawał serducha. Każdy mecz – niezależnie od dyscypliny – sprawiał mi masę satysfakcji. Żałowałem, że rodzice nie posłali mnie do żadnej szkółki czy klubu, bo zawsze wydawało mi się, że przy odpowiednim szlifie byłby ze mnie niezły piłkarz. Nigdy nie miałem więc szansy na to, żeby zostać profesjonalnym sportowcem. Pomocną dłoń wyciągnął do mnie Counter-Strike, który dał mi to, czego potrzebowałem. Przestrzeń do rywalizowania, rozwijania indywidualnych umiejętności i znalezienia drużynowej wspólnoty. Valorant pozwolił mi to odkryć na nowo. Dlatego też – kiedy zwycięstwa uciekają – wkurzam się nieco bardziej i czasem zdarzy mi się przekląć pod wąsem.
W czym dopatrujesz się więc największych atutów Valoranta?
Czuję, że w grze nie ma przegranych rund. O ile w przypadku Counter-Strike’a jesteś w stanie stwierdzić, że z niektórych sytuacji właściwie nie da się wyjść obronną ręką, o tyle umiejętności w Valorancie pozwalają czynić cuda. Do ostatniej chwili – nawet w najgorszych momentach – wierzę, że może wydarzyć się coś niesamowitego. I często jestem świadkiem tych niesamowitości. Mnogość wariantów taktycznych związany z kompozycją postaci jest bardzo interesujący.
Szalenie interesujące będzie to, w jaką stronę pójdzie Riot Games podczas planowania rozbudowy puli agentów. Profesjonaliści będą musieli znaleźć złoty środek w doskonaleniu poszczególnych bohaterów.
Profesjonalny zawodnik powinien znać każdą postać na poziomie przynajmniej dobrym. Widząc wrogiego agenta, trzeba przecież zdawać sobie sprawę ze wszystkich możliwości, jakie posiada rywal. Dwie czy nawet trzy postacie doszlifowane do perfekcji nie wystarczą. Rotacja bohaterami i elementy zaskoczenia odegrają na najwyższym poziomie kluczową rolę. W Valorancie trzeba będzie więc szlifować pulę map, ale dodatkowo również – pulę agentów.
Już po testach Alpha mówiłeś, że jeśli szukać tytułu, któremu Valorant może zagrozić, najłatwiej wskazać CS-a.
Inspiracja Counter-Strike’em jest sporym atutem. Wbrew porównaniom do Overwatcha, Valorantowi bliżej do tytułu ze stajni Valve. Nadało to nowej produkcji Riot Games bardzo przyjemnego feelingu. Nie bez powodu przecież CS-a pokochały miliony. Mam też poczucie, że twórcy będą stale pracować nad swoim dziełem. Każda dodatkowa mapa czy nowa postać będą odświeżały grę. Nie spodziewam się nudy.
Riot Games stworzy realną konkurencje Valve nie tylko w świecie MMORPG?
Powstanie Valoranta jest prawdziwym ratunkiem dla Counter-Strike’a. Valve przez dwadzieścia lat nie miało na rynku taktyczno-ekonomicznych FPS-ów właściwie żadnej konkurencji. Ekipa Gabe’a Newella bardzo się przez to rozleniwiła, popadając w stagnację. Wsparcie Doty 2 w porównaniu do szlifowania CS:GO jest przecież nieporównywalnie większe. W dużej mierze wynika to z istnienia League of Legends.
Widać zresztą, że twórcy CS-a wreszcie poczuli na karku oddech konkurencji.
Spięli przez to poślady, wypuszczając szereg aktualizacji. Coraz częściej słyszy się też o wprowadzeniu silnika Source 2, co wydaje się nieuniknione, jeśli Valve nie chce pozostać w tyle. Nie jest więc tak, że Valorant zdetronizuje Counter-Strike’a. Żeby do tego doprowadzić – a wcale tak być nie musi – potrzeba długich lat pracy. Obie produkcje mogą współegzystować i wymieniać się graczami.
Esport czekają wyjątkowe czasy.
Riot Games jest wielką firmą zatrudniającą świetnych pracowników. To baza kreatywnych pomysłów, dzięki której powstają niesamowite zjawiska. Obserwacja rozwoju Valoranta będzie bardzo satysfakcjonująca, a jego ewentualna bitwa z CS-em zapowiada się fascynująco.

Piotr „izak” Skowyrski – ekspert i komentator esportowy, jeden z największych ambasadorów CS:GO w Polsce. Wziął aktywny udział w testach VALORANT. Fot. fantasyexpo / Maciej Kołek
Obserwując podejście graczy, doszedłem do wniosku, że społeczność z jednej strony darzy Riot Games ogromnym zaufaniem, ale z drugiej – idą za tym wielkie oczekiwania. Do beta wersji gry wielu podchodziło jak do finalnego produktu. Jak zmieniło się twoje postrzeganie Valoranta od testów Alpha?
Przeskok dostrzec można przede wszystkim w wizualnych aspektach gry. Jeśli chodzi o mechanikę – poza wyeliminowaniem szeregu błędów – wiele się nie zmieniło. Spory zwrot zauważyć można jednak w podejściu graczy. Na samym początku, kiedy mało kto rozumiał Valoranta, na mapie panował po prostu chaos. Zawodnicy biegali i wymieniali się headami. Dziś podejście do gry taktycznej i zarządzania umiejętnościami zmienił model rozgrywki o sto osiemdziesiąt stopni.
Riot Games dobrze przeszedł przez etap testów? Wydaje się, że ekipa odpowiedzialna za Valoranta szybko reagowała na sygnały społeczności.
Na tyle szybko, że niektórych błędów, które Riot Games eliminował, nie zdążyłem nawet zauważyć. Proces beta testów oceniam bardzo pozytywnie. Już na etapie rozdawania kluczy ekipa odpowiedzialna za Valoranta pokazała, że zna się na rzeczy. Dzięki odpowiedniemu dawkowaniu dostępu mogła skutecznie kontrolować liczbę graczy. Uniknęło to wielkich problemów z serwerami. Mimo wszystko jestem ciekawy, co musiało się stać, że tak szybko udało im się uwinąć z premierą. Wakacje są przecież długie.
Co sądzisz o czasie przed rozpoczęciem rund? Spora część społeczności domaga się jego skrócenia.
Podczas testów Alpha sam uważałem, że gracze muszą czekać zbyt długo. Kiedy jednak zacząłem grać drużynowo, zdałem sobie sprawę, że momentami czasu może nawet zabraknąć. Podczas analizy błędów i planowania ruchów na kolejną rundę każda sekunda jest na wagę złota. Czas między rundami można świetnie wykorzystać na zaskoczenie rywali, przemieszczenie się na mapie, wymyślenie nowych pozycji. Trzeba jednak podejść do niego świadomie.
Jeśli miałbyś doradzić twórcom ewentualne poprawki, jaką przestrzeń byś wskazał?
Pracownicy Riot Games chwalili się przed premierą tym, że rozpracowali problem związany z przewagą wychylającego. Beta pokazała jednak coś zupełnie innego. To poważny kłopot – szczególnie gdy rywal posiada większy ping – bo przecież wiele cech gry miało premiować pozycje graczy ustawionych defensywnie. Zastanowiłbym się też nad wzbogaceniem dużej kamizelki o dodatkowe atuty. Jeśli stoisz wcelowany z pełnym ekwipunkiem, ale z zaskoczenia dostaniesz kulą nawet z najgorszego pistoletu, twój celownik zostaje znacznie podbity.
A co z agentami – który przypadł ci najbardziej do gustu?
Kiedy na początku skupiałem się na indywidualnych zagrywkach, bardzo lubiłem Raze. To postać, którą można kręcić najlepsze wyniki w tabeli. Gdy większą rolę zaczęły odgrywać jednak czynniki drużynowe, bardzo polubiłem agentów wspierających. Zacząłem tworzyć okazje do zdobywania pozycji i ułatwianiu gry kompanom. Świetnie odnajduję się, grając Brimstonem, który dzięki granatom dymnym kreuje to, jak wygląda mapa. Super jest też Breach.
Jak ekscytacja związana ze sposobem promocji produktu – a w tym rozdawanie kluczy – wpłynęła na rozwój twojego kanału?
Riot Games rewelacyjnie wymyślił całą akcję. Spotkałem się z masą zarzutów o to, że streamerzy grający w Valoranta zostali opłaceni przez twórców. To bzdura. Nie znam żadnego przypadku twórcy na Twitchu w Polsce czy zagranicą, który otrzymałby za to pieniądze. Każdy szanujący się streamer chciał uczestniczyć w promocji gry, bo premiera Valoranta była w środowisku ogromnym wydarzeniem. Bycie blisko niej od samego początku, czyli pokazów w Dublinie lub Los Angeles, jest wyróżnieniem.
A pieniądze i tak zarabiałeś, bo wokół twojego kanału zebrała się rzesza osób liczących na dostęp umożliwiający testowanie gry.
Dokładnie. Możliwość transmisji Valoranta i tworzenia wokół niego treści stała się świetną bazą do rozwoju kanału. Dzięki temu Riot Games nie musiał bezpośrednio płacić za oddolną promocję. Dzięki wielkiemu zainteresowaniu i akcji z kluczami pośrednio robił to Twitch. W pierwszych dniach mogłem pochwalić się czterdziestoma tysiącami widzów. To co najmniej dziesięciokrotny rozwój względem tego, co było wcześniej.
Wzrost był stały?
Było tak, jak się spodziewałem. Początek był świetny, bo ludzie byli ciekawi tego, jak wygląda nowa gra, albo – główna część widowni – czekali na dostęp do beta testów. Zdawałem sobie sprawę z tego, że na dłuższą metę dla kanału nie będzie to zdrowy system. Niektórym widzom Valorant mógł nie przypaść do gustu, albo po prostu się znudzić. Po czasie kanał nieco ucierpiał, a liczby wyraźnie więc spadły. Podejrzewam jednak, że po oficjalnej premierze wszystko wróci do normy.
Mimo wszystko liczba śledzących twój kanał wzrosła ogromnie.
W tydzień zyskałem dziesięć procent z grona obserwujących, których zebrałem wokół kanału przez siedem lat. To niesamowity skok wynikający z tego, że przyciągnąłem ludzi wcześniej nie korzystających w ogóle z Twitcha.
Masz niespełna 1,5 miliona followersów. Okazuje się, że gdyby Krzysztof Gonciarz grał w Valoranta, milion subskrypcji przyszedłby mu zdecydowanie szybciej.
Riot Games stworzył wielu streamerom rewelacyjną opcję rozwoju. Zgromadził wokół ich kanałów tysiące widzów. Przypomniały mi się czasy świetności Counter-Strike’a i Virtus.pro, w których tuż po odpaleniu transmisji zwykłego matchmakingu codziennie potrafiłem zebrać na kanale kilkanaście tysięcy widzów. Nie trzeba było się specjalnie napracować. Po latach zainteresowanie CS-em, Virtusami, a co za tym idzie również mną wyraźnie jednak spadło. Dobrze było wrócić do złotych czasów.
Nic dziwnego, że tylu twórców treści całkowicie poświęciło się Valorantowi. Uważasz jednak, że profesjonalni CS-owcy podejmują dobrą decyzję, przenosząc się całkowicie na platformę Riot Games?
Wszystko zależy od tego, o jakim graczu mówimy. Dzięki temu, że wszyscy zaczynają od zera, zawodnicy, którzy nie osiągnęli dotychczas wystarczających sukcesów, albo usunęli się w cień, znów mogą zabłysnąć. Środowisko CS-owe – szczególnie jeśli chodzi o rywalizację międzynarodową – jest bardzo hermetyczne. Trudno wspiąć się na najwyższy poziom. Valorant stworzył możliwość zarobienia na profesjonalnej grze dużych pieniędzy. A pule nagród w turniejach stale będą rosły.
Wielu esportowców przy CS:GO wciąż trzymają marzenia o byciu najlepszym i występach na Majorach. Zawodników stawiających na Valoranta określano nawet wyrzutkami.
Poniekąd tak jest. Czas jednak pokaże, kto podjął lepszą decyzję. Prawda jest taka, że zawodnicy pokroju Patitka otrzymali drugie życie. Wielu graczy spierających się z podobnymi problemami dostało czystą kartę i może zacząć budowę kariery od zera. To ogromna szansa. Nie zapędzałbym się przez to z nazywaniem zawodników, którzy porzucili CS:GO dla Valoranta, wyrzutkami czy przegranymi. Wielu graczy zdecydowało się na bardzo dojrzałe ruchy.
Rozmawialiśmy o Valorancie z perspektywy gracza i streamera. Co natomiast ze spojrzeniem gościa stojącego za jedną z największych organizacji esportowych w Polsce?
Inwestycja w drużynę Valoranta jest ciekawą opcją dla organizacji esportowych i w kontekście Izako Boars na pewno rozważymy wszystkie plusy i minusy. Aktualnie jest jednak nieco za wcześnie, by mówić o wielkich planach. Musimy zobaczyć, jak rozwinie się produkcja, a przede wszystkim esportowa scena. Jedno jest pewne – Polacy mają potencjał na to, by rywalizować na bardzo wysokim poziomie. Fordon Boars to w końcu czołówka Europy!
***
A jeśli jesteście zainteresowani innymi materiałami, koniecznie odwiedźcie naszą zakładkę VALORANT. Polecamy między innymi:
- Poradnik dla początkujących
- Rozmowę z naszymi gośćmi po premierze
Fot. fantasyexpo / Maciej Kołek
No z tym Gonciarzem to dowaliliście 😀
Valorant dead game po jednym dniu KEKW
Rozjebany jesteś.
Ciekawe ile izak dostaje za promowanie tej gównianej gry
-1