innocent: Ściągnięcie Snaxa i reszty uratowało nam tyłek. Wpadliśmy na to w ostatniej chwili

07.04.2020, 14:32:51

Pojawiały się myśli o tym, żeby rzucić to wszystko w cholerę . Miałem ogromny mętlik w głowie. Nie pomogły przy tym dwie zagraniczne oferty, które otrzymałem. Stanąłem przed niełatwym dylematem. Podtrzymywałem rozmowy, z jedną formacją zagrałem nawet trening czy dwa,  a wszystko to w obawie przed tym, że w iHG nam jednak nie wyjdzie – mówi nam Paweł „innocent” Mocek o długotrwałym i wyczerpującym procesie przebudowy Illuminar Gaming. Zastanawiacie się, jak wyglądała droga składu do ostatecznego ukształtowania? Zapraszamy na podróż przez wszystkie pomysły iHG.

Patrzę na Illuminar Gaming, przyglądam się też innym składom i trudno mi się w tym wszystkim połapać. Masz wrażenie, że to najdziwniejszy okres polskiej sceny od bardzo dawna? 

Może tak być. Gracze wreszcie zrozumieli, że trzeba wziąć się w garść i zmienić podejście do wielu spraw. Drużyny zaczęły w końcu z większą starannością budować składy. Próbują wdrażać nowych zawodników, testują wiele kompozycji, nie chcą bez namysłu podpisywać kontraktów. Widać w tym wszystkim duże zaangażowanie i chęć wyjścia z letargu. Potrzebowaliśmy trzęsienia ziemi. Stąd ta karuzela.

Odczułeś, że faktycznie zespoły wyciągnęły wnioski i zmieniły podejście do dobierania się w piątki, czy znów wróciły do punktu wyjścia? 

Mówi się, że w Polsce mamy słabe zespoły. Stworzenie kilku ekip, w których wszystko będzie działać tak, jak należy, nie jest jednak tak łatwe, jak niektórym się to wydaje. To skomplikowany proces. Dzisiaj cudem byłoby ukształtowanie jednej piątki w stu procentach wykorzystującej swój potencjał. Gracze wreszcie zaczęli budować drużyny w taki sposób, żeby czuć odpowiednią chemię. Przyglądam się innym ekipom i widzę, że ich ruchy kadrowe mają ręce i nogi. W czystej teorii formacje, które powstają, będą lepsze niż wcześniej.

O tym, że drużyny świetnie prezentują się na papierze, mówimy właściwie od zawsze. Po każdej kolejnej szufli widzimy pretendentów do wyjścia z błędnego koła, a ostatecznie niekorzystny schemat regularnie się powtarza.

Od dawna nie widziałem na polskiej scenie „dream teamu”, który mógł odnieść realny sukces. Świetne nicki nie zawsze są gwarancją sukcesu, jeśli zawodnicy nie tworzą skutecznej kompozycji. Gadanie o tym, że w teorii dana ekipa powinna pozamiatać, często jest najzwyczajniej w świecie przesadą. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to Illuminar Gaming sprzed roku było najlepiej złożoną drużyną pod względem typów graczy od lat. Teraz reszta polskich ekip idzie podobnym tropem.

Co w takim razie wyczerpało się w iHG, skoro – jak sam powtarzasz – był to najlepszy zespół pod względem dobrania ról, a także atmosfery?

Trudno wskazać jedną przyczynę. Graliśmy razem prawie rok. Na warunki polskiego, ale i europejskiego CS-a to naprawdę niezły wynik. Po blisko dwunastu miesiącach błądzenia między trzecim a drugim tierem musieliśmy w końcu wyciągnąć wnioski. Poświęciliśmy masę czasu na rozwój, włożyliśmy w drużynę ogrom pracy, a ostatecznie nie zdołaliśmy przebić się wyżej.  Pomysł na zmiany w iHG pojawił się zresztą już po DreamHacku w Atlancie, ale zdecydowanie się temu sprzeciwiłem. Chciałem pewne problemy rozwiązać rozmową. Wreszcie zaczęły wychodzić jednak sprawy związane z zaangażowaniem. Krótko mówiąc – niektórzy chcieli pracować mniej niż reszta.

I znowu to samo… Brak ambicji, zaangażowania, pracy. 

Polska scena jest daleko za plecami światowej czołówki. Bardzo daleko. Powinniśmy więc wkładać trzy razy więcej pracy w rozwój niż zespoły, które gonimy. Z jednej strony to oczywiste, ale z drugiej – nie wszyscy to rozumieją. To, że nie każdy był w stanie całkowicie poświęcić się grze, było największym zapalnikiem zmian w iHG. Nawet jeśli pewne osoby przychodziły na trening, czuć było, że robią to wbrew sobie. Zaciskały zęby.

Trudno mi jednak uwierzyć, że oskarish nie przykładał się odpowiednio do gry. W wywiadzie tuż po wszystkim przyznał zresztą, że nie ma sobie nic do zarzucenia i waszą decyzję uważa za niezrozumiałą. 

Kwestie, o których wspomniałem, zdecydowanie nie dotyczą Oskara. Sam byłem bardzo zadowolony z tego, jak przykłada się do gry. Kiedy dołączałem do zespołu, nie spodziewałem się aż takiego zacięcia od reszty zawodników. Przez cały okres przykładałem bardzo dużą wagę do rozwoju drużynowego i indywidualnego, a oskarish ani razu nie odstąpił mnie na krok. Poświęcił się temu projektowi. Nie można odmówić mu motywacji i zacięcia.

Skąd więc jego odsunięcie od składu?

Oberwał rykoszetem. Chwilę przed zmianami mono przejął od oskarisha rolę prowadzącego. Chcieliśmy go odciążyć, tak by mógł w pełni wykorzystać swoje wysokie umiejętności indywidualne. Okazało się jednak, że nie odnalazł się na pozycjach przejętych od Michała. Jedna zmiana pociągnęła za sobą myśli o kolejnych, bo nagle pojawił się szereg nowych problemów. A nie mogliśmy znowu wrócić do punktu wyjścia. 

Wychodzi na to, że nie po drodze było wam tylko ze STOMP-em.

Dlatego też po wszystkim zaproponowaliśmy oskarishowi ponowne miejsce w składzie, w którym znalazłby się też hades. Tak, jak miało się to wydarzyć pierwotnie. Nie miałem problemu, żeby przyznać się do błędu. Było jednak za późno i doskonale rozumiem, dlaczego Oskar nie zdecydował się na powrót. Ostatecznie wszystko skończyło się dobrze, bo dostał ofertę od x-kom AGO, a my stworzyliśmy nowy skład. Nikt nie płacze nad rozlanym mlekiem.

Nikt nie spodziewał się, że po odsunięciu STOMP-a i oskarisha w zespole zapanuje aż taki chaos. Czemu rallen i snatchie nie zostali w iHG na dłużej?

Szybko, bo już od pierwszego treningu, na jaw wyszło to, że gra totalnie nam się nie klei. mono nie poradził sobie ze stylem prowadzenia, który odpowiadałby rallenowi i snatchiemu. Sam też zauważyłem, że jeżeli nie wychodzą nam indywidualne zagrywki, wszystko nam się sypie.

Pamiętam mecze, w których lataliście z rallenem po mapie, zgarniając kolejne fragi. Wyglądało to tak, jakbyście grali z przedszkolakami. Kiedy jednak brakowało błysków indywidualnych, nie przychodziły zwycięstwa.

Taka jest prawda. Początkowo bardzo chcieliśmy, żeby dołączył do nas sam rallen. Karol chciał jednak wciągnąć do składu snatchiego, więc zaryzykowaliśmy i… ryzyko nie popłaciło. Nie mogliśmy dojść do porozumienia w kwestii prowadzenia i podziału pozycji. Po długich treningach w końcu pewnie uporządkowalibyśmy wszystkie sprawy, bo ciężką pracą wszystko da się osiągnąć, ale nie każdy był tak cierpliwy. 

Kto zadecydował o ostatecznym rozstaniu – iHG czy duet rallen i sntachie?

Po rozmowach w gronie drużyny wiedzieliśmy, że może być trudno, ale chcieliśmy dać temu pomysłowi szansę. Problemem stały się jednak kwestie kontraktowe snatchiego, więc Karol i Michał szybko zrezygnowali. Długo nad tym jednak nie ubolewaliśmy. Wzięliśmy się po prostu za budowanie składu od podstaw.

Początek procesu zmian w iHG z daleka wyglądał na bardzo spontaniczny ruch. „Patrzcie, rallen i snatchie są wolni. Bierzemy ich”. Jeśli wspomnianej dwójki nie byłoby na rynku, też doszłoby do przebudowy?

Gdyby rallen i snatchie nie byliby wolni, przeprowadzilibyśmy tylko jedną roszadę. Najprawdopodobniej wysłalibyśmy propozycję do hadesa, odsuwając jednocześnie STOMP-a. Zmiana snajpera wisiała w powietrzu od dłuższego czasu. W zespole mówił o tym niemal każdy. Ostatecznie stało się inaczej i szkoda, że oskarish musiał na tym ucierpieć. Decyzję trzeba było jednak podjąć. Nie ukrywam, że była gwałtowna, ale wzięliśmy za nią odpowiedzialność. Potrzebowaliśmy tego.

Nie uważasz mimo wszystko, że pospieszyliście się z tym ruchem? Na horyzoncie widniało jeszcze kilka turniejów kwalifikacyjnych. 

Można na to patrzeć z dwóch perspektyw. Z jednej strony – pospieszyliśmy się, bo dysponowaliśmy przecież stabilnym składem i dopiero po ewentualnym niepowodzeniu we wszystkich rozgrywkach mogliśmy podjąć odpowiednie decyzje. Wybraliśmy jednak drugą opcję, bo doskonale wiedzieliśmy, że w składzie nie dzieje się dobrze. Jeśli gralibyśmy tak, jak w ostatniej fazie kadry z oskarishem i STOMP-em, nie mielibyśmy szans na awanse.  Umówmy się, w eliminacjach do Minora przegrywaliśmy przez okropne błędy i to przelało czarę goryczy. Jako najlepsza drużyna w Polsce nie mogliśmy pozwolić sobie na porażki w pierwszej rundzie drabinki przeciwko losowemu miksowi. Nie chcieliśmy przespać kwalifikacji. Postawiliśmy więc wszystko na jedną kartę.

Od momentu wyrzucenia oskarisha i STOMPA do ogłoszenia nowej trójki minęły prawie trzy miesiące. To kupa czasu. Działo się dużo i mam wrażenie, że sami czasem nie mogliście połapać się, co dzieje się w składzie.

To prawda. Cały proces zajął bardzo dużo czasu i nie ominęliśmy przy tym trudnych chwil. Kadrowe zamieszanie odbiło się na naszej indywidualnej formie. Testowaliśmy graczy, więc automatycznie oddawaliśmy im przestrzeń na mapie, przejmując niewygodne pozycje. Chcieliśmy wyciągnąć maksymalny potencjał z każdego nowego zawodnika. Straciliśmy przez to masę energii i w pewnym momencie zaczęliśmy wątpić w możliwość złożenia odpowiedniego składu.

Pojawiły się myśli o tym, żeby rzucić wszystko w cholerę?

Pewnie, że się pojawiały. Miałem ogromny mętlik w głowie. Nie pomogły przy tym dwie zagraniczne oferty, które otrzymałem. Stanąłem przed niełatwym dylematem. Podtrzymywałem rozmowy, z jedną formacją zagrałem nawet trening czy dwa,  a wszystko to w obawie przed tym, że w iHG nam jednak nie wyjdzie.

O jakich drużynach mówisz?

Wspomniane zespoły nie zrobiły jeszcze zmian, więc nie chciałbym rzucać ich nazwami, żeby któryś graczy nie poczuł się zagrożony. Mogę powiedzieć, że jedna z formacji była bardzo blisko, żeby pójść dalej w procesie kwalifikacyjnym do Majora.

Od miesięcy zespołowi idzie kiepsko, a w dodatku proces przekształcania składu nie nastraja pozytywnie. Co zaważyło więc, że ostatecznie nie opuściłeś iHG?

Bardzo wierzę w to, że razem z reatzem i imd jesteśmy w stanie zbudować świetną drużynę. Wyciągnęliśmy wszystko, co się dało z poprzedniego składu, a teraz nadszedł czas, żeby drużynę popchnąć jeszcze dalej. Pojawiły się w końcu możliwości zmian, które uważamy za duży krok w przód, więc nie chciałem porzucać projektu. Mamy jeszcze sporo do udowodnienia.

Wyjątkiem byłaby oferta nie do odrzucenia. Jeśli reatz dostałby przykładowo propozycję od zespołu, który regularnie uczestniczy w światowych turniejach, sam zachęcałbym go do odejścia. 

innocent

Często powtarzałeś, że nie za wszystkie ruchy odpowiadają gracze. W iHG pojawił się konflikt na linii drużyna-zarząd? 

Nie, nie, nie. Z wielu stron dochodziły do mnie po prostu komunikaty, że to ja odpowiadam za zmiany, choć wcale tak nie jest. Jestem graczem i po prostu gram. Roszady nie polegają na tym, że jeden zawodnik mówi o tym, że nie chce tworzyć ekipy z tym czy z tamtym i nagle zespół zostaje przebudowany. Chciałem to podkreślić. 

Skromność skromnością, ale w iHG jesteś osobą z ugruntowaną pozycją i twój głos ma na pewno spory wpływ na to, jak wygląda zespół.

Na pewno ma. Nie mówię o tym, że w zespole nie mam nic do gadania. Chciałbym myśleć jednak, że głos każdego członka drużyny ma jednakową moc. Tak powinny zresztą działać zdrowe zespoły. Pewną ewentualnością jest oddanie większej swobody dowodzącym. 

Jeśli mielibyśmy przejść przez kolejne etapy tworzenia składu, następnym przystankiem byłby wariant młodych zawodników. Już SZPERO powiedział otwarcie, że w przypadku formowania Wisły Kraków był to twardy orzech do zgryzienia. U was też nie wyglądało to najlepiej.

To bardzo trudne. Niewielu mamy w Polsce młodych i wyróżniających się graczy, których do zespołu można zaprosić w ciemno. Nie ma pewności, że ten czy tamten gość po trzech miesiącach drużynowych treningów będzie robił to, co do niego należy. W tym momencie widzę na polskiej scenie tylko dwóch takich zawodników. Mowa o KEiu i Kylarze, którym przyglądałem się z czystej ciekawości. Chętnie zainwestowałbym w nich swój czas. Miejsca w drużynie im jednak nie proponowaliśmy, bo fajnie rozwijają się w AVEZ Esport. Nie chciałbym mieszać młodym chłopakom w głowie, tym bardziej że wtedy mieli szansę na udział we FLASHPOINT.

Zwróciliście więc uwagę na inne ksywki. 

Stawianie na zawodników spoza wspomnianej dwójki jest czystym hazardem. Albo się uda, albo będzie klapa. Przeczesywaliśmy różnie miejsca: od akademii KubiKa, przez tabelę ESEA Open, na FPL Challengerze kończąc. Wyszukaliśmy kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt osób, by ostatecznie najwięcej przestrzeni dać fr3ndowi i p1terowi. Jak się to skończyło – sam doskonale wiesz. Oczywiście, nie zaoferowaliśmy im dużo czasu, ale tego przecież sami mieliśmy bardzo  mało. Jako drużyna, która przed chwilą była zdecydowanym liderem kraju, nie mogliśmy pozwolić sobie na zbyt długie czekanie. Inni się wzmocnili, a my w tym przypadku wyraźnie się osłabiliśmy. Nie zmienia to faktu, że obaj gracze zrobili na mnie wrażenie, bo mają dużą wiedzę o CS-ie i regularnie ją poszerzają. Teraz teorię trzeba przekuć tylko w praktykę. Chłopaki muszą ograć się na niższym poziomie.

W Polsce – mimo inicjatyw pokroju Dywizji Profesjonalnej – brakuje niższej ligi z krwi i kości.

A przez to wciąż powtarzamy, że w naszym kraju jest niedostatek talentu. Nie wierzę w to. Mamy w kraju bardzo wielu świetnych zawodników, ale żaden z nich nie daje tego po sobie poznać. Brakuje kultury tworzenia zespołów jak w Danii, Szwecji czy we Francji i wspinania się po szczeblach drabinek. W Polsce widzę masę graczy w PGS-ach, PPL-ach, a nawet kwalifikacjach do turniejów. Nawet w eliminacjach grają jednak zespoły pokroju „Brudnych Skarpetek”. To miksy pięciu gości dobrane na chwilę przed startem rozgrywek. Niewiele w tym drużynowego zapału.

Z perspektywy czasu najbardziej kontrowersyjnym ruchem kadrowym w Illuminar Gaming jest jednak ściągnięcie jedqra z Wisły All in! Games Kraków. W kuluarach mówi się o kwocie wykupnego oscylującej wokół 50 tysięcy złotych. Za gościa, który siedzi dziś na ławce, to naprawdę spora suma.

Jeśli to ja miałbym decydować o transferach, nie postawiłbym na takie rozwiązanie. Miałem inny pomysł – wolałem szukać sprawdzonych graczy, których nie wiążą żadne kontrakty. Był to jednak jedyny czas, żeby ściągnąć do zespołu gościa mocno wyróżniając się na tle innych zawodników. Znów zaryzykowaliśmy. I znów okazało się, że coś nie zaiskrzyło. Nie złapaliśmy wspólnego języka. To, czym jedqr imponował nam w Wiśle, zupełnie zniknęło w naszym składzie. Być może nasz styl gry mu nie pasował. Transfer został dokonany, to fakt, ale nie chcieliśmy tylko ze względu na to męczyć się w danej piątce. Nie zyskałoby na tym ani iHG, ani jedqr.

Z tyłu głowy musieliście mieć jednak to, że kasa została wyłożona. Odczuliście pretensje zarządu?

Powiedzenie osobom odpowiedzialnym za organizację, że wykupiony gracz nie pasuje do zespołu, nie jest łatwe. Lepiej jednak jest zakomunikować o tym od razu, niż bezskutecznie próbować szukać rozwiązania przez kilka miesięcy. Efekty gry w takim zestawieniu byłyby najpewniej bardzo złe: kiepskie wyniki, ogólne rozgoryczenie, fala krytyki. To kontrowersyjny temat, ale mam nadzieję, że jedqr znajdzie miejsce w innej drużynie tak, by nie stracił na tym ani on, ani iHG.

Pojawił się też pomysł ze ściągnięciem SZPERA lub mynia. Łapaliście się wszystkiego.

Uznaliśmy, że potrzebujemy IGL-a z krwi i kości. Osobę, która nie będzie prowadziła z doskoku, tylko poświęci się dowodzeniu w całości. We wcześniejszym składzie ten ciężar wziął na siebie oskarish, który zdecydowanie lepiej sprawowałby się w innej roli. Rozmawiałem więc ze SZPEREM o tym, czy byłby w stanie zostać naszym prowadzącym, oddając tym samym snajperkę fr3ndowi. Całość uzupełnialibyśmy z reatzem i jedqrem. Mówimy jednak o luźnych pomysłach i rozwiązaniach, którym było daleko do finalizacji. Pomysłów była masa. Zawsze przyświecało nam jednak to, by stworzyć zgraną kompozycję, a nie wrzucić do jednego wora pięciu dobrze strzelających zawodników.

A mono, który choć nie do końca sprawdził się w roli prowadzącego, nie pasowałby do kompozycji jako support rzucajacy granaty z zamkniętymi oczami?

Wiele planów uwzględniało wciągnięcie do składu mono. To człowiek z potencjałem na – i nie boję się o tym powiedzieć – bycie najlepszym zawodnikiem w Polsce. Jeśli chodzi o wszystkie aspekty indywidualne Michał stoi w rankingu bardzo wysoko. Nikt na polskiej scenie nie zaskoczył mnie tak pozytywnie, jak on. Zobaczycie, jeszcze będzie o nim głośno. Jego największą wadą jest jednak nadmierna pasywność. Szczypta agresji wywindowałaby go na jeszcze wyższy poziom. W składzie musielibyśmy postawić go na pozycji typowego supporta, a od pewnego czasu wychodziliśmy z założenia, że nie potrzebujemy takiej roli. Snax czy ja bierzemy na siebie obowiązki wspomagającego.

innocent

Po miesiącach prób i błędów w końcu możecie pochwalić się piątką. Jak narodził się w ogóle pomysł na to, żeby to Snax, Vegi i mouz dołączyli do składu?

Zakontraktowanie Snaxa, Vegiego i mouza uratowało nam tyłek. Nie pomagało nam polskie piekło kontraktowe i ogromne kwoty wykupu wielu zawodników. Na pomysł wpadliśmy w momencie, w którym zwątpienie było tak duże, że przyszłość projektu wisiała na włosku. Nie wiem, jak to się stało, ale przez wiele tygodni nawet przez myśl nie przeszły nam trzy wspomniane ksywki. Tak bardzo skupiliśmy się na szukaniu świeżych rozwiązań, że umknęła nam możliwość wciągnięcia trzech sprawdzonych w boju graczy.

To kontrowersyjna piątka.

Być może. Ludzie piszą oczywiście, że to odgrzewany kotlet z tych samych twarzy, ale prawda jest taka, że w podobnej konfiguracji nigdy nie graliśmy. Zebraliśmy świeży skład, który jest jeszcze lepiej zbalansowany niż poprzednie iHG – a więc najlepiej zaprojektowany zespół od wielu lat. Jeśli chodzi o sam model drużyny, wszystko jest dopięte na ostatni guzik.

Mam na myśli inny wymiar kontrowersji. Kiedy wracałeś na polską scenę, mówiłeś mi, że najważniejszym dla ciebie jest posiadanie w składzie gości, który maksymalnie poświęcą się grze. Dziś to zresztą podkreśliłeś. W kontekście tego, co działo się w Virtus.pro, dużo mówiło się z kolei o tym, że Snax czy Vegi mogli blokować rozwój zespołu.

Przemknęło mi to przez myśl, bo nie dało ominąć się opinii, które zalały Internet. Na wszystkie komentarze patrzę jednak z przymrużeniem oka. Każdy konflikt ma dwie strony medalu. Argumenty o tym, że ktoś nie przykładał się do gry można łatwo skontrować tekstami obciążającymi drugą stronę. Ludzie nie znają zdania Snaxa, bo ten nie chce walczyć w mediach i nie odbija piłeczki. Wyszedłem więc z założenia, że dopóki nie sprawdzę na własnej skórze, jak gra się w takim zestawieniu, nie będę kierować się wypowiedziami innych. Janusz na pozycji prowadzącego pasuje do naszego składu lepiej niż ktokolwiek inny. Jestem zachwycony tym, jak układam nam się gra.

Snax stanie się liderem, jeśli chodzi o prowadzenie, ale to też charyzmatyczny gość o silnej osobowości. Nie obawiasz się – w kontekście równości głosu, o której mówiłeś wcześniej – że przyćmi tym innych graczy?

O to, żeby stawiać każdego gracza na równi, musimy zadbać od samego początku. Janusz to bardzo charyzmatyczny gość, to prawda, ale nie poczujesz tego w codziennej rozmowie. Snax wcale nie kreuje się na osobę, która wszystko wie najlepiej. Kiedy coś nam nie wychodzi, denerwuje się jak każdy zawodnik. To jednak oznaka zaangażowania i chęci bycia najlepszym. Nie widzę możliwości, żeby nie zależało mu na powrocie do czołówki. W historii polskiego CS:GO nie było lepszego zawodnika niż on.

Wrócimy jeszcze do czasów, kiedy będzie pisać o nim jak o Ronaldinho CS-a?

Życzę tego zarówno mu, jak i sobie, bo bardzo fajnie byłoby obok Ronaldinho grać. Wolałbym jednak, żebyśmy stopniowo dochodzili do sukcesów, szukając stabilności drużynowej, a nie liczyli na indywidualne przebłyski. Czeka nas trudny okres, dużo trudniejszy niż na początku x-kom teamu i Illuminar Gaming. Wszystko przez to, że nie możemy w stanie ruszyć z kopyta od pierwszego dnia. Pandemia pokrzyżowała nasze plany związane z bootcampami.

Co sądzisz z kolei o Vegim, o którym jeszcze jakiś czas temu mówiło się jak o największym talencie w Polsce?

Vegi od zawsze był dla mnie tajemnicą. Nie znam go jako gracza i kojarzę głównie z czasów PPL-a, kiedy wszystkich nas boleśnie klepał. To jeden z talentów, który szybko został zauważony i wrzucony na głęboką wodę. Widać zresztą, że rozumie grę i doświadczenie z Virtus.pro procentuje. 

MICHU przyznał, że sam chciałby strzelać i poruszać się tak, jak Vegi. Powiedział jednak, że wyraźnie brakuje mu autorytetu. Być może twoją rolą będzie więc odpowiednie pokierowanie jego karierą.

I bardzo chętnie to zrobię. Zauważyłem już, że mimo młodego wieku z dużym zrozumieniem przyjmuje krytyczne komentarze. Chce słuchać i wyciągać wnioski z błędów. To bardzo ważne. Wierzę, że dzięki tej otwartości nie tylko będę w stanie go czegoś nauczyć, ale sam nauczę się wiele od niego.

Ciekawe jest to, że kiedy po LOTTO Pucharze Zdobywców Pucharów zapytałem cię o najbardziej niedocenionego gracza w Polsce, wskazałeś mouza. Dziś znów tworzysz z nim zespół.

Nawet nie pamiętałem tej rozmowy. Dobrze jednak, że ją przypomniałeś, bo ludzie dzięki temu są w stanie zweryfikować nasze ruchy. Dobraliśmy osoby, które szczerze uważamy za świetnych graczy. Mikołaj nigdy nie był wygadany, rzadko udzielał wywiadów i nie uzewnętrzniał się w mediach społecznościowych. Nie kreował się też na gwiazdę zespołów, grając raczej z boku. Zawodników jego pokroju docenia się zdecydowanie za rzadko. Cieszę się, że jest z nami.

Brak bootcampów i przesunięte turnieje to jedno. W kontekście branży sportowej, czy nawet w przypadku Astralis Group, mówi się jednak o dużo większych kompromisach związanych z pandemią koronawirusa. W iHG też rozważaliście cięcia pensji czy wstrzymanie wypłat?

Na zespołach spoza ścisłej czołówki sytuacja na razie nie odbije się aż tak dramatycznie, bo nie mówimy tu o aż tak wielkich kwotach. Drużyny pokroju Astralis nie mogły pozwolić sobie jednak na pobieranie gigantycznych pensji za siedzenie w domu i rozgrywanie wyłącznie internetowych turniejów. Esportowa śmietanka naturalnie ucierpi, ale jest to cierpienie, które zaprocentuje w przyszłości. Trzeba poświęcić się dla dobra organizacji, by za kilka miesięcy, gdy – miejmy nadzieję – sytuacja już się uspokoi, kluby mogły dalej funkcjonować.

Co z waszą współpracą z Maciejem Cypryjańskim? Jako członek sztabu szkoleniowego sprawdzał się przecież znakomicie.

Być może zakończenie współpracy z Maćkiem jest właśnie efektem pandemii, bo przecież na co dzień nie może przyglądać się naszej grze. Przez Internet jego praca nie byłaby dostatecznie efektywna. Nie chciałbym jednak, żeby wszystko zakończyło się to na tym etapie. Będę nalegać na to, żeby – jeśli pojawi się do tego przestrzeń – wznowić z nim współpracę. Maciek pomógł mi zrozumieć wiele aspektów i nie powiem o nim złego słowa. Pierwszy raz poczułem, że osoba na tym stanowisku wdraża dobre metody i mówi z ogromnym sensem.

Wcześniej współpracowaliście z Urszulą Klimczak. Nie byliście zadowoleni?

Dołączyłem do zespołu, kiedy współpraca już trwała. Słyszałem, że chłopaki nie są ze wszystkiego zadowoleni, wraz z reatzem też nie poczuliśmy wielkiego wpływu Uli, więc ostatecznie zastąpił ją Maciek. I nagle wiele barier, które mieliśmy w głowach, zaczęło znikać

Skoro mowa o barierach. Jak to jest po roku spędzonym w iHG i bardzo wielu etapach kariery budować wszystko od zera?

Bardzo trudno. Ostatni raz w podobnej sytuacji byłem w czasach PENTA Sports. Poronionego epizodu w Tempo Storm nie liczę. Wtedy od początku ruszyliśmy z procesem bootcampów, więc cały proces był jednak łatwiejszy. Dziś musimy pogodzić trzy wypracowane przez ostatni rok style: Illuminar Gaming, Viruts.pro i Aristocracy. Z jednej strony połączenie tego nie będzie łatwe, bo nasze systemy znacząco się od siebie różnią, ale z drugiej praca może zaowocować czymś naprawdę rewolucyjnym.

Spinając wszystko w całość, co ma nowy skład Illuminar Gaming, czym nie mógł pochwalić się zespół z oskarishem, STOMPEM i mono?

Przede wszystkim ma ludzi, którzy będą swobodnie czuć się na przypisanych im pozycjach. Żaden z graczy nie czuje się do niczego zmuszony, przez co nie musieliśmy iść na kompromisy. Snax przejął środek mapy jako snajper i prowadzący, więc wszystko złożyło się idealnie. Nie mieliśmy problemów z dostosowaniem lurkera, bo z mouzem świetnie odnajdujemy się na skrajach mapy, a Vegi z reatzem na pozycjach otwierających akcje czują się jak ryby w wodzie. Ostatni z aspektów jest chyba najważniejszy. W poprzedniej odsłonie składu mieliśmy duże problemy z entryfragami. W obronie wszystko też funkcjonuje bardzo dobrze, z tym że za decyzje w CT nadal odpowiedzialny będę ja. 

W normalnych warunkach pytanie to byłoby bardzo oklepane. Dziś ma jednak spore znaczenie. Trudno powiedzieć, co będzie dalej ze sceną CS-a w najbliższych miesiącach. Jak wobec tego są wasze plany na kolejne tygodnie?

Nie wiemy, jak będzie wyglądał harmonogram turniejów, więc chcemy wykorzystać wolny czas na wzmożone treningi. Nie przyjęliśmy większości zaproszeń do internetowych turniejów, zagramy tylko LOOT.BET. To będzie nasze wejście w oficjalne mecze. Chcemy rzecz jasna wygrać, ale nie obieramy sobie konkretnego celu. Czeka nas okres, w którym musimy zbudować kompletny zespół mogący rywalizować na pełnych obrotach, gdy zamieszanie z koronawirusem dobiegnie końca. Najbliższe miesiące to trening, trening i jeszcze raz trening. Wiemy, że turnieje pokroju Games Clash Masters, WESG czy ESL Mistrzostw Polski nam nie uciekną. Motywujemy się tym, żeby dobrze się na nich zaprezentować po powrocie do normalności.

Pół żartem, pół serio – traktujecie to, co dzieje się dziś na polskiej scenie, jak swego rodzaju wyścig? Zespoły z czołówki po zmianach zaczynają dziś na równych warunkach.

Nie traktuję tego jak żaden wyścig. Cieszę się, że poprzedni rok zakończyliśmy jako najlepsza drużyna w Polsce, ale dało nam to tyle, że dwa razy nie wyszliśmy z grupy DreamHacka. To czy jesteśmy najlepsi w kraju nie ma wielkiej wartości, jeżeli nie znaczymy wiele na świecie. Trzeba to sobie uświadomić.

Fot. Games Clash Masters / Michał Konkol

Tagi:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze