iBo: Musiałem znowu pokazać, kto tutaj rządzi
– Udowodniłem niedowiarkom, że na górnej alei wciąż jestem poważnym rywalem. Przez dwa lata byłem uważany za najlepszego gracza w Polsce, jeśli chodzi o toplanerów. Nagle te głosy ucichły, choć nie sądzę, żebym kiedykolwiek stracił formę – mówi nam Marcin “iBo” Lebuda w rozmowie o sukcesach K1CK Neosurf, ale także nieoczywistym w jego karierze roku 2019.
Mamy dopiero czerwiec, więc na podsumowania pewnych etapów przyjdzie czas. Zastanawiam się jednak, czy wracasz jeszcze myślami do 2019 roku?
Zostawiłem ten rok za sobą i staram się o nim nie myśleć. Okres w Movistar Riders mógłbym na dobrą sprawę wykreślić z pamięci, bo drużynie poszło najzwyczajniej w świecie słabo. Druga połowa roku nie była co prawda już taka zła i epizod w Rogue Esports Club wspominam z uśmiechem, ale mimo wszystko liczyłem na więcej. Jestem jednak człowiekiem, który nie zanurza się bardzo w przeszłości. W esportowej karierze działo się dużo i – nie będę kłamać – o połowie rzeczy już nie pamiętam.
To ciekawe. Kiedy rozmawiałem ostatnio z Tabasko, ten wydawał się pamiętać niemal każdy moment wszystkich rozegranych meczów.
Zdaję sobie z tego sprawę i czasami zastanawiam się nad tym, czy można mnie już nazwać sklerotykiem. Taki jednak jestem – nie przytoczę ci świetnych zagrań, a nawet wyników meczów sprzed np. roku. Pewne urywki i piękne chwile oczywiście zapisują się w pamięci, ale w stosunku do ilości rozegranych turniejów, jest ich naprawdę niewiele.
Pytam o to nie bez powodu. Jesteś gościem ambitnym i utalentowanym. Plujesz sobie w brodę przez to, że okres Movistar Riders skończył się tak kiepsko? Zagraniczna przygoda miała wywindować cię na poziom wyżej, a skończyła się fiaskiem.
Ten etap miał doprowadzić mnie w zupełnie inne miejsce, ale od początku przewidywałem wiele możliwości. W głowie układałem sobie nawet scenariusz ostatniej lokaty, do której zresztą nie było nam daleko. Przed podpisaniem kontraktu znałem skład i ten średnio mi się podobał. Chciałem jednak zaryzykować, więc zaufałem zawodnikom. Początkowo wszystko szło nawet w dobrą stronę, w połowie splitu byliśmy przecież liderami, ale nagle pewna formuła się wyczerpała. Mimo wszystko nie pluję sobie w brodę. W tamtym okresie nie znalazłbym lepszego zespołu zagranicznego, a szukałem możliwości wypłynięcia poza Polskę. Czułem, że muszę to zrobić wbrew kadrowym wątpliwościom.
Movistar Riders to marka, która ma na europejskiej scenie League of Legends ugruntowaną pozycję. Podejrzewam, że gracze już przed dołączeniem do tej organizacji, błądzą myślami po European Masters.
Organizacja oferuje świetne warunki, które zresztą doprowadzały ją wcześniej do niezłych wyników. Nie ukrywam, że miałem większe oczekiwania. Na pewno wyższe niż brak awansu do play-offów i dość szybka ewakuacja z Hiszpanii.
Na dobrą sprawę niewiele mówiło się o zmianie twojej ksywki, a to właśnie w tym czasie IceBeasto zmienił się w iBo. Z jednej strony wspomniałeś, że to raczej po prostu zabieg stylistyczny. Z drugiej jednak można doszukać się w tym pewnego odcięcia kreską od przeszłości.
Właściwie nie wziąłem tego pod uwagę. Nie próbowałem stworzyć nowego wizerunku, którym przyćmię nieudany split. Chciałem najzwyczajniej w świecie ułatwić komunikację. iBo można wymówić zdecydowanie szybciej niż IceBeasto.
Marcin „iBo” Lebuda z K1CK Neosurf.
Mówi się o tym, że nawet jeśli w Ultralidze powinie się noga, to European Masters jest najważniejsze. Jako K1CK Neosurf faktycznie przegraliście w finale polskiej ligi, ale w EU Masters zaszliście dalej niż zwycięzcy. To satysfakcjonujący wynik?
Zdecydowanie. Czuję, że z chłopakami osiągnęliśmy coś dużego, ale nie ukrywam, że odczuwam – i pewnie reszta graczy również – pewien niedosyt. Mogę jednak powiedzieć, że dołączając do K1CK, widziałem nas w czołowej ósemce European Masters. Chcąc spojrzeć na sprawę realistycznie, wyżej raczej nie mierzyłem. A ostatecznie dotarliśmy do finału, co naprawdę napawa mnie dumą. Tak, jak powiedziałeś, dostałem dowód na to, że nawet po potknięciu można osiągnąć coś wielkiego.
Jesteś dumny z siebie i zespołu, dumna jest z was cała Polska. Podejrzewam jednak, że głód ambicji musi cię mimo wszystko konkretnie zjadać. Dwa razy finał EU Masters – dwa razy srebrne medale.
Skłamałbym, gdybym powiedział, że jest inaczej. Dzień przed meczem przeciwko LDLC czułem, że pierwsze miejsce jest w zasięgu i tym razem mogę sięgnąć po puchar. Wyszło jednak, jak wyszło… czyli nie wyszło.
Szum medialny, który zrodził się wokół Puki Style’a, dodał wam wiatru w skrzydła, czy może wręcz przeciwnie – zrodził zbyt dużą presję?
Presja trochę wzrosła, a nocy przed finałem praktycznie nie przespałem. Trudno było się odciąć od zamieszania, które powstało w mediach społecznościowych. Zobaczyłem nagle, że zawieszona przed nami poprzeczka wisi znacznie wyżej. A to lekko się na mnie odbiło. Ucierpiały nieco przedmeczowe rytuały, przez co w trakcie pojedynku nie czułem pełnej swobody. Chcę jednak jasno zaznaczyć, że nie zwalam na to winy. Przeciwnicy podeszli do meczu z pozycji underdoga i po prostu zagrali lepiej.
Każdy wspierał Łukasza, bo ten jest świetnym graczem, rewelacyjnym człowiekiem, ma za sobą kawał wspaniałej historii. Nie odnosisz jednak wrażenia, że przez puki manię kibice niesłusznie przeoczyli wpływ reszty zawodników na ówczesny sukces K1CK Neosurf?
Na pierwszy rzut oka ktoś mógłby tak stwierdzić, ale świadomy kibic zdaje sobie sprawę z tego, że za sukcesem zespołu nie stoi jeden zawodnik. To, co osiągnęliśmy, dokonaliśmy całym składem. Nie odczułem zresztą braku wsparcia. Szum wokół pukiego napędził fanów do kibicowania całemu K1CK. Zyskał na tym każdy z nas.
Z jakim nastawieniem weszliście więc w kolejny sezon? Wokół zespołu powstała przecież niesamowita aura.
Największą różnicą względem poprzedniego splitu jest świadomość. Świadomość tego, że trudno będzie pobić wcześniejsze sukcesy i zajść dalej niż przed kilkoma tygodniami. Wspomniana wcześniej poprzeczka jest cholernie wysoko zawieszona i byłbym nierozsądny, mówiąc, że na sto procent uda nam się ją przeskoczyć. Podczas European Masters zaprezentowaliśmy się naprawdę dobrze nie tylko ze względu na umiejętności, ale również pewnego rodzaju szczęście. Summoner’s Rift się do nas uśmiechało.
Musicie więc udowodnić, że szczęście, owszem, pomaga, ale wyłącznie wtedy, gdy zespół zbuduje odpowiednią bazę umiejętności.
Musimy. A ludzie będą się nam przyglądać, bo – umówmy się – tym razem od początku splitu patrzą na nas, jak na drużynę kompletną.
Otrzymałeś jakieś propozycje po – jak już ustaliliśmy – niezłym sezonie?
O ile mnie pamięć nie myli, zgłosiło się do mnie pięć w miarę poważnych zespołów. Mowa o drużynach z Hiszpanii, Niemiec, Turcji czy Rosji. Szybko stwierdziłem jednak, że żaden skład nie dorastał do pięt temu, co stworzyliśmy w K1CK. Na oferty z egzotycznych regionów patrzę zresztą bardzo ostrożnie. To, że jestem otwarty na propozycje, ogłosiłem z czystej ciekawości.
Tym różni się scena League of Legends od Counter-Strike’a. W środowisku CS-a podobne działania często brane są za brak lojalności.
W świecie League of Legends jest to z kolei naturalny ruch, który nie zawsze musi kończyć się transferem. Zespół wiedział, że nie podjąłbym pochopnej decyzji. Gracze szukający ewentualnej możliwości rozwoju też nie zgadzają się na zmiany w ciemno. Żebym odszedł z K1CK, potencjalna propozycja musiałaby pewnie przebić aktualną dwukrotnie pod każdym aspektem.
Jedno to zmiany ze względu na transfer żądany przez zawodnika, a drugie – wewnętrzne roszady. Nagle od składu odsunęliście Raxxo. Choć ludzie mówią w kuluarach o powodach, nikt oficjalnie ich nie zdradził.
Trudno mówić mi o zmianie, bo nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, co się kroi. W skrócie – choć Raxxo i Mystiques mogą cechować się podobnymi umiejętnościami, Patryk posiada doświadczenie, którego potrzebowaliśmy.
Krótko mówiąc, chcieliście zwiększyć możliwości drużyny.
Tak. To co prawda ryzykowne podejście, ale tego właśnie potrzebowaliśmy.
Wpłynęło to na osobiste relacje z Oskarem?
Raxxo to wspaniały kolega, z którym nadal utrzymujemy dobry kontakt. Wszyscy dogadywaliśmy się z nim świetnie, więc zmiana nie była łatwym posunięciem. Właściwie każda roszada w pewnym sensie byłaby bolesna.
Jesteś w stanie powiedzieć, że z Mystiquesem tworzycie teraz lepszą drużynę?
Powiem wprost. Nie uważam, że mówimy o zmianie, która nagle sprawi, że trafimy do LEC. Dostrzegamy raczej małe rzeczy, które – jeśli tylko dobrze wykorzystamy potencjał Mystiquesa – mogą popchnąć nas do rozwoju. Aktualnie jednak trudno ocenić to, jaką formacją będziemy w szczycie naszych możliwości. Do play-offów Ultraligi i European Masters jeszcze sporo czasu.
Wydaje się, że wystartowaliście z pewną zadyszką. O ile przegraną z AGO ROGUE nie była wielce szokująca, o tyle porażka z 7more7 Pompa Teamem wzbudza pewne wątpliwości. Co się stało?
Sam dokładnie nie wiem. Pewne jest tylko to, że oba mecze były bardzo wyrównane. Gry z AGO ROGUE właściwie zawsze są zresztą cholernie zacięte i często o ostatecznym sukcesie decyduje pojedynczy błąd. Co do Pompa Teamu – chłopaki po prostu świetnie zagrali. Nie chodzi nawet o makro, bo ogrywali nas mechanicznie. Mieli rewelacyjny dzień.
Należy zadać więc pytanie o to, co będzie dalej. Polska otrzymała trzy miejsca w European Masters, przez co więcej zawodników otrzyma szansę pokazania się zagranicznej publice. Kto obok AGO ROGUE i K1CK Neosurf zasługuje na ostatni bilet?
Z całych sił trzymam kciuki właśnie za graczy Pompa Teamu, których chciałbym zobaczyć w akcji przeciwko zagranicznym składom. Podejrzewam, że to właśnie oni zajmą trzecie miejsce, a – kto wie – może nawet awansują do finału. Zdziwiłbym się, gdyby do European Masters dostały się inne zespoły.
Marcin „iBo” Lebuda z K1CK Neosurf podczas obozu szkoleniowego.
Powiedziałeś przed chwilą, że transfer Mystiquesa nie zaprowadzi was od razu do LEC. Pamiętam twoje słowa sprzed dwóch lat. Byłeś wówczas na fali sukcesów z iHG i LCS stał się twoim głównym celem. Szacowałeś, że znajdziesz się w nim za rok, może dwa. Nie udało się.
Chciałbym oczywiście, żeby było inaczej, ale nie nakładam na siebie niepotrzebnej presji. Znam swoje możliwości. Wiem, że jeszcze przez kilka lat będę grać na wysokim poziomie, wobec czego wszystko jest jeszcze przede mną. To, że dobry gracz awansuje od razu do LEC, nie jest wcale zero-jedynkowe. Nie wszystko przychodzi łatwo i fakt, że nie udało mi się rok czy dwa lata temu, gdy byłem w szczycie formy, nie przekreśla moich szans. Nie nastawiam się jednak na to, że na pewnym etapie kariery na pewno będę członkiem zespołu z najwyższej półki, bo nie chcę się zawieść. Staram się mimo to z całych sił i będę do tego dążyć.
Czujesz, że mogłeś lepiej wykorzystać świetny okres iHG i fakt, że przez lata nazywano cię najlepszym toplanerem z Polski?
Z perspektywy czasu mogłoby się wydawać, że na pewnym etapie kariery podjąłem złe decyzje, ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że nie mam sobie nic do zarzucenia. Trudno powiedzieć, co by się stało, gdybym inaczej pokierował swoim drużynowym losem.
Mam wrażenie, że do esportowej rzeczywistości podchodzisz bardzo dojrzale. Jesteś pogodzony z tym, co przeżyłeś, przeżywasz i być może będziesz przeżywać.
To cecha, którą powinien charakteryzować się każdy esportowiec. Trzeba być ambitnym, podwyższać sobie poprzeczkę i nieustannie próbować ją przeskoczyć, ale w przypadku niepowodzenia nie można się załamywać. Porażki się zdarzają, a życie toczy się dalej.
Swego czasu powiedziałeś, że masz dużo do udowodnienia po kiepskim 2019 roku. Minęło już siedem miesięcy. Jesteś na dobrej drodze do realizacji swojego celu?
Jestem bardzo usatysfakcjonowany tym, co jako drużyna osiągnęliśmy w poprzednim splicie. Czuję też, że indywidualnie zaliczyłem ogromny skok względem poprzedniego roku, więc nie mógłbym narzekać. Udowodniłem niedowiarkom, że na górnej alei wciąż jestem poważnym rywalem. Przez dwa lata byłem uznawany za najlepszego gracza w Polsce, jeśli chodzi o toplanerów. Nagle te głosy ucichły, choć nie sądzę, żebym kiedykolwiek stracił formę.
Zabolało cię to?
Oczywiście, że tak, ale był to też motywacyjny kopniak. Zależało mi na tym, żeby zaprezentować się z dobrej strony. Musiałem znowu pokazać, kto tutaj rządzi.
I co, to właśnie iBo rządzi w polskiej lidze?
Dziś jeszcze tego nie wiadomo, ale pół żartem, pół serio można powiedzieć, że w poprzednim splicie rządziłem niemal w całej Europie, wykluczając oczywiście LEC. Wstrzymam się jednak z deklaracjami. Wolę, żeby moją grę definiowały wyniki.
Fot. K1CK Neosurf