
Retro poniedziałek: Gdy striptiz nie odciągnął graczy od celu
Rosja. Kraj osobliwości. Ojczyzna sprzeczności i kontrastów. Miejsce, w którym absurd goni absurd. Lub po prostu – idąc za Peterem Pomerantsevem – jądro dziwności. I wiecie co? Esport nie uchronił się od wpływu cudacznej mateczki. No bo żeby rozgrywać mecz najlepszych drużyn narodowych w towarzystwie striptizerek?
Moskwa, koniec października 2009 rok. W jednej ze stołecznych kafejek internetowych „Click-Net” odbywa się właśnie pojedynek pokazowy w Counter-Strike’a 1.6. Na miejscu widzimy dwie z wiodących wówczas sekcji esportowych Europy Wschodniej. Oto Virtus.pro – totalni dominatorzy rosyjskich serwerów – raz jeszcze stawiają czoła graczom forZe.
Początkowo nic nie wskazuje na wyjątkowość wydarzenia. Dziesięciu gości znów zbiera się w klubie dla graczy, siadając przed opasłymi monitorami CRT. Podłączony sprzęt, rozgrzewka, trzy restarty, „gl&hf” na czacie. Rozpoczyna się batalia z udziałem niewielkiej publiczności. Dzień jak co dzień, LAN jak każdy inny.
Do czasu.
Nagle na sali rozbrzmiewa głośna muzyka, a bas wprowadza biurka esportowców w mikrodrgania. Jednocześnie z tłumu wyłania się grupa kobiet, zaskakując nieświadomych niczego kibiców. I nie, nie są to hostessy rozrzucające darmowe smyczki grupie rozwrzeszczanych dzieciaków. W rytm kolejnych rund tajemnicze dziewczyny pozbywają się bowiem swoich ubrań. Przed komputerami rozkręca się striptiz z prawdziwego zdarzenia.
Tancerki szybko dostrzegają swoje ofiary – otaczają stanowiska graczy. Nie przebierają zresztą w środkach, próbując odciągnąć ich uwagę od monitorów. Soft dance z gwiazdkami cenzurującymi piersi rodem z GTA Vice City? Nie tym razem. Rosjanki idą na całość. Stoły, krzesła, sprzęt komputerowy – za rekwizyty służy wszystko w zasięgu ich wzroku. Nie wierzycie? W centrum akcji stoi fotoreporter, który serią zdjęć uwiecznia wymyślne wydarzenie.
Esportowcy mimo to okazują się nieugięci. Kolejne eliminacje i taktyczne zagrania prowadzą nieustannie do końca meczu, by wreszcie wyłonić zwycięzcę. To reprezentanci forZe – choć w normalnych warunkach za faworytów uznawalibyśmy wtedy Virtusów – zapisują na swoim koncie triumf. Od stanowisk wstają z czystym sumieniem.
Po co to wszystko?
Po czasie okazało się, że pokręconej akcji nie zorganizowano ot tak – dla przykładu z powodu widzimisię naftowego oligarchy. Promotorzy potraktowali pojedynek CS-owców niczym platformę do przeprowadzenia szalonego eksperymentu socjologicznego, czyniąc z nieświadomych niczego graczy jednostki laboratoryjne. Chcieli przekonać się, jak obnażające się przed zawodnikami kobiety wpłyną na ich koncentrację i skupienie na meczu. Przy okazji nagrania całości miały posłużyć do realizacji drugiej części rosyjskiej wersji filmu „Gracze”.
– Nie można było odciągnąć uwagi tych hiper-skupionych mężczyzn. Mecz był zacięty, a panie wylewały z siebie siódme poty, by rozproszyć drużyny. Oczy zaciekłych graczy były jednak nieustannie przyklejone do ekranów – relacjonował po zakończeniu spotkania organizator.
Wydarzenie wzbudziło na świecie spore zainteresowanie. Pisano o nim nie tylko w Rosji, ale też we Francji, USA czy Polsce. Obok tematu obojętnie nie przeszli choćby redaktorzy krajowego Frag eXecutors czy nawet Thorin współtworzący wówczas serwis SK-Gaming. Akcja w dużej mierze stała się jednak zapalnikiem nerwowego chichotu i nieśmiesznych żartów. No bo wiecie – niezainteresowany gołą piersią gracz i ręka na myszce. Boki zrywać.
A dziś? Dziś trudno uwierzyć, że podobne wydarzenie miało w ogóle miejsce. Mówimy jednak o Rosji – krainie, która nieustannie podrzuca tematy odbierane poza granicami kraju niczym opowieści surrealistów. Pomerantsev, łap materiał na karty kolejnej książki.
Fot. LiveJournal / Nikolay Ganaylyuk
Fotorelację z wydarzenia znajdziecie na archiwalnej stronie fotografa. Uwaga – zdjęcia pozbawione są cenzury, wobec czego przeznaczone są wyłącznie dla czytelników pełnoletnich.