
fanatyk: Jeśli nie osiądę na laurach, mogę dogonić każdego
– Zawsze chciałem być częścią najlepszej drużyny w kraju i będę do tego dążył z całych sił. Czasem wyobrażam sobie siebie jako najlepszego gracza w Polsce. Nie jest to jednak marzenie. To cel. Jeśli przepracujemy odpowiednio nadchodzące tygodnie, możemy stanąć na szczycie. Stworzyliśmy bardzo mocny zespół – mówi nam Dominik „fanatyk” Barkiet, nowa twarz w Wiśle All in! Games Kraków.
Pamiętasz, co robiłeś, kiedy otrzymałeś zaproszenie na testy w Wiśle All in! Games Kraków?
Wiadomość przyszła do mnie w trakcie meczu w Pasha Gaming School. Żeby było zabawniej – chwilę wcześniej śmiałem się wraz z kolegami, że nadchodzi moja kolej i niedługo będę mógł pokazać się w czołówce. Nie sądziłem jednak, że po chwili żarty przeistoczą się w deklaracje. No bo jak to – ludzie z Wisły Kraków zgłosili się do mnie sami? Radość była ogromna, bo plan, który zacząłem realizować, zdawał się procentować. Przechodząc przez kwalifikacje do PGS Pro, głównym celem było pokazanie się ludziom ze szczytu. Chciałem w końcu znaleźć drużynę, która pomoże mi wspiąć się wyżej.
Doszły mnie słuchy, że dołączenie do Wisły Kraków pozwoliło ci rzucić pracę.
Pracowałem w rodzinnej firmie hydraulicznej. Bliscy wiedzieli jednak, że od pewnego czasu robię wszystko, żeby zostać profesjonalnym zawodnikiem. Starałem się ich przygotowywać na to, że taki moment w końcu nadejdzie. A jeśli nadejdzie – będę musiał rzucić pracę. Początkowo spotykałem się wyłącznie ze śmiechem i niedowierzaniem. Z biegiem czasu esport stał się jednak bardziej medialny, a wraz z tym zrozumiały.
Wychodzi na to, że kontrakt w drużynie nie był spontanicznym zbiegiem okoliczności. Do tego, by zdobyć angaż w poważnej drużynie, faktycznie dążyłeś.
Na początku przygody z Counter-Strike każdy gra wyłącznie dla zabawy. Podobnie było w moim przypadku. Z biegiem czasu priorytety się jednak zmieniają. Zauważyłem, że bardzo szybko się rozwijam i zapragnąłem sprawdzić się na najwyższym poziomie. Ekspresowo osiągnąłem range Global Elite i dziesiąty poziom FACEIT, a w głowie pojawiły się pierwsze myśli o karierze profesjonalnego esportowca. Krok po kroku zacząłem więc dążyć do spełnienia marzeń: najpierw pierwsze turnieje LAN-owe, okres Digital Killers, kontrakty z Łomżą 0,0% by Cyberwolves, a teraz – cóż, jestem w Wiśle.
To duża sprawa. Tym bardziej że byłeś jednym z wielu testowanych zawodników. Wierzyłeś, że to właśnie ty zostaniesz wciągnięty do zespołu?
Nie będę tego ukrywał, ale byłem bardzo pesymistycznie nastawiony do tego, jak zaprezentuję się na testach. Widziałem przecież ksywki zawodników, którzy ubiegali się o angaż na tej samej pozycji. Z tyłu głowy migało mi też to, że jestem zupełnie niedoświadczony. Dzięki temu zacząłem jednak więcej trenować. Sama wiadomość od chłopaków i zaproszenie na treningi były dla mnie zresztą ogromnym kopem motywacyjnym. Kiedy wracałem z pracy, rzucałem wszystko i długie godziny poświęcałem na rozwój indywidualny.
Powiedziałeś o swoim braku doświadczenia. To spory eufemizm. W CS:GO na dobrą sprawę grasz przecież niecałe trzy lata. Patrząc na to, jak w kontekście wielu graczy wygląda droga po pierwsze kontrakty – to wynik wręcz zawrotny.
Dwa i pół roku temu zdobyłem komputer, na którym CS:GO chodzi płynnie. Od tego momentu poważnie mogłem poświęcić się grze. Moja esportowa przygoda faktycznie rozwija się bardzo szybko, ale nic nie dzieje się przez przypadek. To efekt ciężkiej pracy i tego, że każdą godzinę spędzoną przed komputerem starałem się wykorzystać bardzo produktywnie. To czas porządnie przepracowany.
Odczułeś, że będąc młodym zawodnikiem nieznanym szerszej publiczności, trudno przykuć uwagę graczy z czołówki?
Zdecydowanie. Kiedy grałem w Łomży 0,0% by Cyberwolevs, nie uczestniczyłem w żadnych projektach pokroju Pasha Gaming School. Na scenie nie znałem przez to dosłownie nikogo. Przez rok byłem związany wyłącznie z jedną drużyną, a przez to nie spotykałem na swojej drodze innych graczy. Jedyną nadzieją dla młodych jest więc poznawanie nowych ludzi i budowanie książki kontaktów. Ligi, w których można rozwijać się indywidualnie, bardzo w tym pomagają.
Od lat powtarza się, że polska scena jest hermetycznie zamknięta i niedostępna dla nowych twarzy.
Wielu młodych to odczuwa. Uczucie ekskluzywności środowiska potęgowały w dodatku wszystkie wywiady, w których jak mantrę powtarzano hasła o „znajomościach” na polskiej scenie. W głowie pojawiały się więc myśli o tym, że przebicie się będzie zadaniem bardzo trudnym, a może wręcz niemożliwym.
Podzielasz przy tym zdanie społeczności, że polskie zespoły zbyt rzadko sięgają po młodych zawodników?
Tylko po części. To prawda, że scenie przydałoby się pewne odświeżenie, ale młodzi niekoniecznie są lekarstwem, którego potrzebują dziś polskie zespoły. Nowi, często utalentowani gracze nie są wcale tak świetni, jak próbuje się ich kreować. Różnica doświadczenia, która dzieli starych wyjadaczy od świeżaków, jest naprawdę znacząca. A taki przeskok często nie pozwoli dostatecznie szybko zrealizować drużynie celów, które zostały przed nią postawione. Po sobie wiem, że początki są naprawdę trudne. Nie chodzi oczywiście o umiejętności indywidualne. Braki dostrzegam głównie w aspektach komunikacyjnych i decyzyjnych.
Ostatnio często wspominają o tym zawodnicy przebudowujący składy w czołówce. Podkreślają, że młodzi gracze często są świetni mechanicznie, ale wrzuceni na głęboką wodę zaczynają się po prostu topić.
Dostosowanie się do gry na wysokim poziomie nie jest kwestią tygodnia czy dwóch. Do adaptacji, wyuczenia pewnych schematów i oswojenia się z nowym systemem potrzebny jest dłuższy okres. Cieszę się więc, że pojawiają się zespoły, które mają na to czas i chcą inwestować w nieznane nikomu nazwiska. Bo gdzie młodzi mają zdobywać doświadczenie, jeśli nie u boku najlepszych?
Odczuwasz w gronie świeżaków wyścig o splendor, uwagę kibiców, kontrakty, czy jednak wielu zawodników wciąż jest zbyt ospała?
Widzę grono graczy, które chce osiągnąć sukces i wkłada w CS-a kawał serca, by w końcu przekroczyć pułap profesjonalizmu. Za każdego z nich trzymam kciuki. Wielu zawodników kończy jednak tylko na mówieniu o tym, że chce wejść wyżej. Po rzuceniu kilku pustych słów wraca natomiast do obijania się lub grania w inne gry. To błąd. Bez poważnego podejścia do treningu, nie osiągną sukcesu. Esport wymaga wyczerpującej i regularnej pracy nad sobą.
Wisła wybrała cię z grona wielu innych zawodników – często dużo bardziej doświadczonych. Czym wyróżniłeś się na ich tle?
Trudno mówić mi o sobie w tym kontekście, ale jeśli wierzyć słowom Loorda – wyróżnia mnie zaangażowanie. Jestem typem zawodnika, który najzwyczajniej w świecie żyje grą i daje z siebie sto procent na różnych etapach przygotowania. Podejrzewam, że zespół zauważył, że dużo pracuję. Docenił mój wkład w rozwój indywidualny i postanowił dać mi szansę.
SZPERO w kuluarach powiedział mi wręcz, że masz bardzo sportowy charakter i żeby osiągnąć sukces będziesz najzwyczajniej w świecie zapieprzać po swoje.
Od zawsze taki byłem. W młodości bardzo aktywnie grałem w piłkę nożną, co mocno rozwinęło we mnie żądzę wygrywania. Sport uświadomił mi ponadto, jak ważne są treningi i stawianie sobie ambitnych celów. Dziś przenoszę to na esport, bo dostałem nieprawdopodobną szansę. Gram dużo krócej od konkurencji i dopiero zbieram doświadczenie, przez co muszę wkładać w przygotowania dużo więcej serca.
Wiązałeś z piłką przyszłość?
Profesjonalna gra w piłkę była moim marzeniem. Pragnąłem uprawiać sport zawodowo, więc od małego grałem w klubach. Jak to w sporcie – na drodze stanęła mi jednak kontuzja. Problemy z kolanami zaczęły narastać, aż w końcu zerwałem więzadła i wyłamałem rzepkę. Po rehabilitacji – na przekór zaleceniom lekarzy – próbowałem co prawda kontynuować grę w piłkę, ale problemy powracały. Do tego stopnia, że przeszedłem operację i dziś kolano trzymają mi w ryzach metalowe śruby.
Na ratunek przyszedł ci Counter-Strike, który stał się substytutem piłkarskich emocji.
Counter-Strike pod wieloma względami nie różni się bardzo do sportu. „Boisko” jest oczywiście inne, ale część mechanizmów pozostaje niezmienna. Chodzi o możliwość rozwijania indywidualnych umiejętności, konieczność gry drużynowej, ekscytację i adrenalinę wynikającą z rywalizacji. Esport pod tym względem pomógł utrzymać mi się na powierzchni.
Ostatecznie trafiłeś też do esportowej sekcji piłkarskiego klubu, co choć w małym stopniu rekompensuje to, że nie biegasz dziś po murawie. Jako warszawiak prawdopodobnie nie byłeś jednak kibicem Wisły.
W stolicy pod względem kibicowskim zawsze było specyficznie. Jesteśmy jednak dorośli. Esport traktuję jak pracę i bardzo cieszę się, że Wisła Kraków dała mi szansę. Reprezentowanie klubu z taką historią to zaszczyt.
Nowe obowiązki traktujesz jak pracę, ale czy kontraktowe zapisy pozwalają ci się utrzymać z gry w Counter-Strike’a?
Jeśli nie mieszkałbym z rodzicami, prawdopodobnie nie grałbym w Counter-Strike’a. Musiałbym po prostu zarabiać więcej. Aktualnie rodzina jednak bardzo we mnie wierzy i daje przestrzeń do rozwoju, więc nie mam z tym najmniejszego problemu. Kontrakt z Wisłą pozwala mi jednak zrezygnować z pracy i skupić się w pełni na grze, a to wiele mówi o naszej umowie.
Podejrzewam jednak, że kiedy już się usamodzielnisz, nadal będziesz chciał realizować się jako profesjonalny esportowiec.
W esporcie widzę ogromny potencjał i wiem, że jeśli będę ciężko pracować, udowodnię niedowiarkom, że będę mógł z Counter-Strike’a godnie żyć. Dziś dążę właśnie do tego. Pieniądze nie są oczywiście najważniejsze, ale zawsze starałem się doprowadzić życie do momentu, w którym zacznę zarabiać dzięki temu, co mnie kręci. A CS jest jedną z tych rzeczy.
Najtrudniejsze jednak dopiero przed tobą. Kibice są głodni gry nowych zawodników, a co za tym idzie – skupią na tobie swoją uwagę. Będą analizować każdy krok i wytykać wpadki dużo skrupulatniej niż potknięcia innych. Jesteś na to gotowy?
Trudno powiedzieć. Nie pociesza to, jak społeczność komentowała poczynania fr3nda i pitera w Illuminar Gaming. Jej reakcje nie były wtedy uskrzydlające. Wszystko zależy więc od tego, jak zaprezentujemy się jako drużyna. Jeśli nie zdążę nadrobić wszystkich braków i na przykład przegramy pierwsze mecze oficjalne, widzowie być może spojrzą na mnie krytycznie. Jeżeli jednak damy kibicom powody do radości – nie będę musiał się o nic martwić.
Podoba mi się to, że znów wspomniałeś o nadrabianiu braków. Ich świadomość jest pierwszym krokiem do sukcesu.
Trzeba wyciągać wnioski. Zdaję sobie sprawę z tego, że muszę popracować nad swoją decyzyjnością, wyczuciem i pewnością siebie. Mam pod tym względem ogromne zaległości. Do ich nadrobienia konieczne są jednak oficjalne mecze. Muszę wejść w tryb automatycznego podejmowania odpowiednich decyzji w najróżniejszych sytuacjach. Żeby to doszlifować, należy po prostu przepracować dane schematy po kilkadziesiąt razy. Znów pojawia się więc kwestia czasu.
Trudno o to, żeby dłoń czasem nie zadrżała, jeśli nagle w rywali wcielają się gracze o renomie dużo większej od ciebie.
Dokładnie. Podczas sparingów staję naprzeciw znanych zawodników, których do tej pory oglądałem wyłącznie podczas transmisji. Mówię o tak mocnych drużynach, że czasem świadomość ich obecności na serwerze jest paraliżująca. Z tyłu głowy pojawia mi się wtedy myśl, że nie warto wychylać się na pojedynek, bo najzwyczajniej w świecie nie dam rady. Wiem jednak, że to po prostu kwestia ogrania na tym poziomie.
Podejrzewam jednak, że to też czynnik bardzo motywujący. Na serwerze spotykasz swoich ulubieńców.
Mimo pewnego stresu to świetne uczucie. Nawet w zespole mam przecież ludzi, których wcześniej mogłem śledzić wyłącznie podczas niedostępnych dla mnie rozgrywek. Trudno traktować mi więc graczy jak kolegów z drużyny. To poniekąd moi idole. Od zawsze bardzo podziwiałem SZPERA, oglądałem jego vlogi, śledziłem streamy, a dziś… gram w jego zespole. To dla mnie niepojęte.
Starsi koledzy są dla ciebie autorytetem, co jest poniekąd pocieszające. Okazujesz im szacunek, który wielu młodym, niepokornym i bezczelnym graczom jest obcy.
Mówisz o bardzo powszechnym problemie, który ostatnio wybrzmiał nawet w FPL-u. Spora grupa młodych zawodników faktycznie nie szanuje esportowców przez lata osiągających znacznie większe sukcesy od nich. Sam ten respekt okazuję, bo osoby tworzące Wisłę po prostu szanuję. W związku z tym biorę sobie do serca wszystkie uwagi SZPERA czy Loorda i na podstawie ich słów wyciągam odpowiednie wnioski. Wiele z ich rad nawet zapisuję.
Doświadczeni zawodnicy często wspominają, że największym błędem młodych jest ucieczka od tworzenia zespołów. Jak ważny na twojej drodze do Wisły był okres w Digital Killers, a później Łomży 0,0% by Cyberwolves?
Czas w obu drużynach bardzo mnie rozwinął. We wspomnianych zespołach też byłem przecież najmniej doświadczonym, a dzięki temu przetarciu wyrobiłem podstawowe nawyki drużynowe. Zgodzę się zresztą z tym, że większość młodych zbyt rzadko gra zespołowo. Miksy sklejone na dzień przed kwalifikacjami nie umywają się do tego, czego można nauczyć się w pięcioosobowej ekipie regularnie ze sobą trenującej.
Do Wisły trafiłeś razem z hadesem – młodym graczem, który zdążył już pokazać się polskiej społeczności. Na dobrą sprawę będziesz teraz najnowszą twarzą w krajowej czołówce. Wiąże się z tym presja?
Gdyby powiedział, że nie – skłamałbym. Wiem, jak reaguje esportowa społeczność i zdaję sobie sprawę z tego, że muszę pokazać się z rewelacyjnej strony. Chcę przekonać do siebie kibiców i sprawić, że transferowe ruchy Wisły uznają za opłacalne.
Do tej pory jako nadzieję polskiej sceny uznawano kylara, KEia, mhLa czy hadesa. Myślisz, że dołączysz do tego grona, albo – kto wie – przegonisz wspomnianych zawodników?
Ciężką pracą jestem w stanie nadrobić wszystkie braki i dojść naprawdę daleko. Chcę czerpać garściami z doświadczenia SZPERA czy Loorda i wykorzystać to w swoim rozwoju. Jeśli nie osiądę na laurach, mogę dogonić każdego.
Do tej pory wygrywałeś mniejsze turnieje LAN-owe. Wisła celuje jednak w wydarzenia dużo większe. Wizualizujesz siebie na prestiżowych scenach?
Zbliżają się ESL Mistrzostwa Polski, które bardzo, ale to bardzo chciałbym wygrać. Zawsze chciałem być częścią najlepszej drużyny w kraju i będę do tego dążył z całych sił. Czasem wyobrażam sobie siebie jako najlepszego gracza w Polsce. Nie jest to jednak marzenie. To cel. Jeśli przepracujemy odpowiednio nadchodzące tygodnie, możemy stanąć na szczycie. Stworzyliśmy bardzo mocny zespół. Wiem, że dziwnie zabrzmi to z moich ust, bo stawiam dopiero pierwsze kroki w czołówce, ale mamy szansę na to, by być mistrzami kraju. To słowa odważne, ale podszyte jednocześnie zaangażowaniem i świadomością tego, jak dużo wysiłku wkładamy w treningi.
Odnoszę wrażenie, że opowiedziałeś historię w stylu od pucybuta do milionera. Jesteś gościem, który ma pewien plan, a głównym narzędziem jego realizacji stała się ciężka praca.
Poprzeczkę należy stawiać sobie wysoko tak, aby motywacja utrzymywała się na odpowiednim poziomie. Dzięki temu zrealizowałem wiele moich ambicji: podpisałem kontrakt z Wisłą, mogę profesjonalnie grać w CS-a, a nawet – co może niektórych rozbawić – zobaczyłem swój profil na HLTV. W pewnym sensie zapisałem się dzięki temu w historii.
Fot. Łomża 0,0% by Cyberwolves