Dziesięć lat minęło, ale historia dopiero nabiera rumieńców
Z zawodu jest inżynierem budownictwa. Choć ciężko pracuje, ba – ma aż cztery źródła dochodu – nie zrezygnowała z dalszej nauki. W morzu obowiązków znajduje ponadto czas na esportową pasję. Pasję, która po latach wyrzeczeń zaprowadziła ją zresztą do zawodniczego kontraktu i wzniesienia pierwszego pucharu. Paula „POLIN” Wasilewicz w Counter-Strike’a gra od ponad dekady, ale dopiero w 2019 roku poczuła, że tysiące poświęconych na granie godzin zaczynają zbierać owoce.
Aparat pokryty kurzem
Kto wie, jak potoczyłoby się jej życie, gdyby ponad dziesięć lat temu nie pojawiła się w mieszkaniu znajomych. Do tej pory młoda Paula każdą wolną chwilę spędzała z aparatem w ręku. To fotografowanie – wszystkiego i wszystkich – sprawiało jej najwięcej frajdy. Zmieniło się to, gdy na komputerze kolegi pierwszy raz zetknęła się z grą ze stajni Valve.
– Pamiętam to, jak dziś. Syn przyjaciół rodziców włączył Counter-Strike’a i przed oczami zaświeciło mi de_rats. Gra zrobiła na mnie tak wielkie wrażenie, że szczęka dosłownie opadła mi na ziemię. Po chwili przenieśliśmy się na de_nuke i wtedy zakochałam się w tym doszczętnie. Tak pięknej gry nie mogłam odpuścić – wspomina POLIN. Miłość, nie dość że od pierwszego wejrzenia, okazała się długotrwała. Żaden inny tytuł w życiu Wasilewicz nie odcisnął już takiego piętna.
Teraz trzeba było tylko zorganizować sobie CS-a w domu. W tym pomógł niezawodny brat, który wyprosił u rodziców oryginalną wersję gry. Przez pierwszy okres Paula dzieliła z nim konto, ale nie musiała długo czekać na “usamodzielnienie”. Początki nie były jednak łatwe: – Pewnego dnia zostałam sama w domu, więc musiałam radzić sobie w pojedynkę. Jako antyterrorystka stałam na de_dust, miałam przed sobą pikającą bombę i totalnie nie wiedziałam, co robić. Nerwowo chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do brata, żeby wyjaśnił mi, którym guzikiem rozbraja się pakę. Oczywiście nie zdążyłam – śmieje się dwudziestoczterolatka.
Choć POLIN poświęcała maksimum wolnego czasu na rozwój indywidualnych umiejętności, nie mogła przed komputerem przesiadywać nieustannie. Na warcie nieustannie stali bowiem rodzice. – W pewnym momencie zaczęłam przeznaczać na grę bardzo dużo czasu. Mam wrażenie, że gdyby nie ich interwencja, mogłabym się w tym zatracić – przyznaje. – Dziękuję im za to, że w odpowiedniej chwili powiedzieli mi dość – komentuje. Młoda Paula mimo to nigdy nie dostała permanentnego zakazu. Miała po prostu realizować się w szkole, myśleć o swojej przyszłości i dopiero po spełnieniu obowiązków oddawać się przyjemnościom. Dziś jest im za to dozgonnie wdzięczna.
Młodość rządzi się jednak własnymi prawami, a nastoletnia wówczas zawodniczka jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy: – W nerwach powiedziałam im, że jeszcze kiedyś o mnie usłyszą. Nie wiedziałam, że droga do tego potrwa tyle lat, ale w końcu mi się udało! Dziś, już po pierwszych sukcesach, wiem, że są ze mnie dumni.
Siostry, których nigdy nie miała
I choć Wasilewicz z czasem próbowała swoich sił w różnych drużynach, na zespół z krwi i kości czekała lata. Przez większość czasu CS był dla niej czystą zabawą, która pozwalała oderwać się trochę od rzeczywistości. Jeśli była głodna esportowych emocji, kibicowała po prostu dziewczynom jeżdżącym wówczas na międzynarodowe turnieje. – Trzymałam kciuki za Elizę „powerkę” Szczepaniak i spółkę, ale nigdy nie sądziłam, że w przyszłości będę z nią rywalizować, a nawet ją ogrywać! – opowiada.
Dopiero w 2017 roku powstał projekt, o którym POLIN mogła z czystym sumieniem powiedzieć – „przełomowy”. Narodziło się bowiem Unity Female. Stoi za tym zresztą niespodziewana historia. Do Pauli z propozycją stworzenia składu napisała przecież Angelika „Angieee” Kumorkiewicz – największa esportowa przeciwniczka, z którą rywalizacja nie ograniczała się wyłącznie do spraw czysto skillowych.
– Darzyłyśmy się czystą nienawiścią. Mecze wyglądały tak, że darłyśmy ze sobą koty na czacie. Padały naprawdę nieładne słowa. Pewnego dnia dostałam jednak wiadomość na STEAM-ie. Spotkałyśmy się na TeamSpeaku, wytłumaczyłyśmy sobie pewne sprawy, rozwiązałyśmy konflikt i nagle z największych wrogów stałyśmy się przyjaciółkami – wspomina POLIN.
To właśnie przyjaźń wybija dziś rytm zespołu. Kompletując drużynę, dziewczyny zaczęły budować przecież swój esportowy dom. – Tworząc skład, nie zakładałyśmy niczego oprócz tego, że chcemy być najlepsze. Nikt nigdy nie powiedział, że mamy trzymać się razem ze względu na wszystko. Mimo to dobrze się rozumiemy, wzajemnie wspieramy, a pojawiające się problemy rozwiązujemy rozmową. Ta szczerość, regularne dyskusje i wykładanie kawy na ławę jest kluczem do naszego sukcesu. Dziś wszystkie mamy najzwyczajniej w świecie do siebie stuprocentowe zaufanie. Jesteśmy prawdziwymi przyjaciółkami – słyszę.
– Dziewczyny stały się moimi siostrami, których nigdy nie miałam. Jestem najstarsza, a mimo to czuję, że w trudnych chwilach na każdą z nich mogę liczyć – dodaje drżącym głosem zawodniczka.
Faktycznie, obserwując dziewczyny w akcji, trudno nie zauważyć, że w ekipie panują bardzo siostrzane relacje. Siostrzane, ale do POLIN i tak przywarła łatka „drużynowej matki”. – Jestem nią, bo w gorszych chwilach nie boję się czegoś powiedzieć, czy o coś zapytać. Trzymam rękę na pulsie, a zespół w ryzach – śmieje się, wspominając o rozwiązywaniu konfliktów, które właściwie nie występują.
Potwierdzeniem powyższych słów niech będzie staż ekipy. Jako jedyna drużyna kobiet w Polsce i jeden z niewielu składów w ogóle dziewczyny z Unity stronią od zmian kadrowych. Choć brakowało im wsparcia klubu czy motywacji w postaci organizowanych turniejów, pozostawały sobie lojalne. Przez ponad dwa lata wprowadziły wyłącznie jedną roszadę podyktowaną zresztą prywatnym decyzjami zawodniczki.
Mówcie im Avezki
Unity było pierwszą i jedyną drużyną, w którą POLIN włożyła tyle serca. Dziś bez wahania mówi zresztą, że stworzony z Angieee skład jest największym sukcesem w jej karierze. Nawet najtrwalsza przyjaźń nie jest jednak w stanie przeskoczyć problemów logistycznych. Gdy w 2019 roku zaczęto organizować pierwsze kobiece LAN-y w CS:GO, zawodniczki – często uczące się jeszcze w szkołach – z powodów finansowych nie były w stanie w rozgrywkach tych uczestniczyć. Trzy pierwsze turnieje Unity najzwyczajniej w świecie więc ominęło.
Niespodziewanie jednak zadzwonił telefon. Do zespołu zgłosił się Adam „destru” Gil i zdał dziewczynom proste pytanie: – Czy chcecie zasilić szeregi AVEZ Esport? Odpowiedź była natychmiastowa i rzecz jasna pozytywna, a zawodniczki po jakimś czasie odwiedziły warszawską siedzibę organizacji. Podpisały wymarzone umowy. – Odczułyśmy przede wszystkim ulgę. Tak długo na to czekałyśmy – podkreśla.
Okazało się, że stabilność, dojrzałość i determinacja zespołu zostały dostrzeżone przez jedną z czołowych marek esportowych w Polsce. Formacja Unity jako jedna z pierwszych kobiecych sekcji nad Wisłą otrzymała wsparcie, o jakim do tej pory pomarzyć może większość Polek grających w CS:GO. Pomoc finansowa i logistyczna pozwoliła POLIN i spółce nie tylko trenować w warszawskim biurowcu, ale przede wszystkim uczestniczyć w zawodach organizowanych w różnych zakątkach Polski.
Efekty przyszły bardzo szybko, a Avezki – podczas pierwszego kobiecego turnieju i drugiego w całej karierze – sięgnęły po puchar. Puchar zresztą wyjątkowy, bo wywalczony w Białce Tatrzańskiej na Mistrzostwach Polski Kobiet w E-sporcie. Nie minął tydzień, a zawodniczki osiągnęły kolejny sukces, zdobywając brązowe medale międzynarodowych zmagań eLadies w Poznaniu. – Chodzi o to, żeby się nie poddawać i iść przed siebie mimo kłód, które rzucane są pod nogi. My musiałyśmy na szansę czekać aż dwa lata. Dziewczyny, walczcie o swoje! – apeluje Paula do reszty dziewczyn.
Od TeamSpeaka do narzeczeństwa
Esport dał Wasilewicz jednak coś znacznie cenniejszego niż zawodniczy kontrakt czy przywiezione z turnieju trofeum. Pozwolił jej poznać miłość życia. Nie jest bowiem tajemnicą, że POLIN związana jest z jednym z czołowych graczy CS:GO w Polsce – Oskarem „oskarishem” Stenborowskim reprezentującym dziś Illuminar Gaming. Trafili na siebie sześć lat temu na TeamSpeaku, dla relaksu grając w League of Legends. On nie rozkręcił jeszcze profesjonalnej kariery, ona nie myślała poważnie o stworzeniu zespołu. Dziś są natomiast narzeczeństwem z powodzeniem realizującym esportowe ambicje.
– Niedługo planujemy wziąć ślub. Jestem ogromnie wdzięczna CS-owi za miejsce, w którym się znajduję. To najpiękniejsza rzecz, jaka spotkała mnie w życiu – mówi. – Zaczynaliśmy od zera budować swoje kariery. Kiedy pierwszy raz rozmawialiśmy, nie wiedziałam nawet, że Oskar gra w CS-a. Dopiero podczas meczu „zapoznawczego” zorientowałam się, jak świetnym jest zawodnikiem – wspomina.
Ciężka praca popłaca
Paula czekała na swoją szansę niemal dekadę, ale jak sama przyznaje – nigdy nie chciała podporządkowywać życia grze. Dopiero gdy poznała dziewczyny, a ich zespołem zainteresowało się AVEZ Esport, zaczęła myśleć o tym, by zrezygnować z niektórych obowiązków na rzecz formacji. Dziś bowiem po dwunastu godzinach pracy wraca do domu i od razu rozpoczyna treningi.
Przemawia przez nią życiowa dojrzałość, niezależność, ambicje i – niezmiennie przez lata – pasja do gry. Pasja, która w końcu może przerodzić się w coś więcej niż niezobowiązujące sparingi. – Bardzo chciałabym, żeby moja przygoda z CS-em rozwinęła się do czegoś dużego. Zawsze będę bowiem do gry przywiązana. Można odejść od niej na jakiś czas, ale zajawka wróci do ciebie jak bumerang. Przerabiałam to – zaznacza.
Sama zresztą dopiero się rozpędzam. Wszystkie turnieje, podczas których się pojawiłyśmy, były tylko rozgrzewką – kończy z ogromną pewnością siebie.
Fot. eLadies / Michał Konkol