Dużo hałasu o nic
Ludzie reagują na niektóre rzeczy w nieprzemyślany sposób. Niby mało odkrywcze stwierdzenie, ale jakże kluczowe dla ogólnego sensu tekstu, który za moment przeczytacie. Po ogłoszeniu Cloud9 dotyczącym rozstania z dotychczasowym trenerem składu CS:GO – Aleksandarem „kassadem” Trifunovićem – w sieci pojawiła się lawina komentarzy, które w zadziwiającym stopniu wydawały wyroki czy to na Serba, czy na menadżerów sekcji, a nawet na kapitana zespołu – Alexa „ALEXA” McMeekina. Moja propozycja jest w tym miejscu banalnie prosta: Usiądźmy głęboko w fotelach, obalmy parę mitów i sięgnijmy przeszłością do historii.
Pierwszy absurdalny wpis, na który się natknąłem, mówił o tym, że to absurd, by wywalać trenera, bo ten nie może znaleźć wspólnego języka z Alexem „ALEXEM” McMeekinem, co w rezultacie prowadzi do tego, że filozofia obu Panów jedzie po przeciwległych pasach autostrady. Według komentującego wina leży w tym wypadku po stronie Brytyjczyka, który najwidoczniej ma wybujałe ego i nie potrafi zaakceptować tego, że ktoś się z nim nie zgadza.
I wiecie co? Warto czasem pamiętać, że CS:GO, LoL czy VALORANT to nie piłka nożna lub koszykówka. Wartość trenerów w esporcie jest nie do opisania, ale wszystko obraca się w tym świecie wokół innych mechanizmów niż w większości tradycyjnych sportów. Luka Modric może być kapitanem, ale nie oznacza to, że przez 90 minut lata od jednego chłopa do drugiego i mówi im, co mają robić w danym momencie meczu. Mózgiem operacji jest w istocie szkoleniowiec, który widzi wszystko przekrojowo i nikt go na czas spotkania nie wycisza. Co działa na
Estadio Santiago Bernabéu czy innym Old Trafford niekoniecznie przekłada się jednak na Mirage’a i Overpassa.
To ALEX w trakcie meczu jest odpowiedzialny za decyzyjność i obierane przez Cloud9 warianty. Ktoś mógłby stwierdzić, że na pewno dało się pogodzić styl Brytyjczyka z filozofią kassada, ale to nieprawda. Gra wbrew własnym przekonaniom często wychodziła wielu prowadzącym bokiem i prowadziła nieraz do upadku całych ekip. Dodatkowo jeśli powierzasz danemu kapitanowi misję budowy czegoś od podstaw, a dodatkowo oferujesz mu za to kilka baniek, to jest to manifest zaufania. Wymuszanie na kimś takim zmiany podejścia po zaledwie kilku tygodniach byłoby jasnym sygnałem, że zaufanie dawno poszło się chędożyć.
Czy ALEX na kredyt zaufania zasługuje? Wydaje mi się, że jak najbardziej. Niektórzy umniejszają dokonaniom Brytyjczyka i fałszywie zacierają fakty dennymi stwierdzeniami typu „Gdyby nie ZywOo, to Vitality z ALEXEM na czele nic by nie wygrało”. Żaden prawdziwy koneser CS:GO nie może jednak przymknąć oka na wszystko, co pozwolił francuskiej formacji wypracować McMeekin. Ułożenie systemu pod największą gwiazdę danej formacji wcale nie jest tak łatwym zadaniem, jak niektórym mogłoby się wydawać. Mało tego – sam ALEX był niejednokrotnie drugim najcięższym po ZywOo działem w ekipie „Pszczółek”. Umiejętności indywidualne i zmysł taktyczny naszego kolegi z (już spoza) Europy są niebanalne i myślę, że są organizacje, które byłyby w stanie zabić, żeby mieć kogoś takiego u siebie.
W porządku, ale czy w takim razie prawdziwe są komentarze głoszące niewybredne hasło „kassad był po prostu gównianym trenerem”? Również nie. Trifunović to chyba po prostu specyficzny koleś, który przy odpowiednim otoczeniu potrafi wyciskać dobre rezultaty, ale nie przekłada się to na markę osobistą. To zresztą nie pierwszy raz, gdy Serb ma kłopoty z tym, aby dogadać się z jednym ze swoich podopiecznych. Przypomina się chociażby krótki epizod w mousesports, gdzie różnice w podejściu były naprawdę spore, co doprowadziło do żenujących rezultatów i rychłego pożegnania poczciwego chłopa z Bałkanów.
Kiedy kilka tygodni temu ocenialiśmy jak wygląda nowy roster Cloud9 na papierze, kassad wydawał się zresztą najbardziej wątpliwym elementem układanki. Nikt nie zabierze mu tego, że jest to świetny mówca motywacyjny, duży autorytet i człowiek z głową na karku. Biorąc jednak pod uwagę dotychczasowe CV Serba, można wywnioskować, że wypracowanie naturalnej chemii z zawodnikami zajmuje mu trochę czasu, a on sam nie jest tak elastyczny, jak by mógł. I warto tutaj powtórzyć, że to wcale nie musi być coś złego. Gdyby Trifunović w istocie był „gównianym trenerem”, to zostałby odstrzelony z 100 Thieves w pierwszej chwili, gdy pojawiły się słabsze wyniki.
Różnice między trenerem a kapitanem, które prowadzą do odejścia jednego z nich, to zresztą wcale niebezprecedensowy przypadek. Przypomina się tutaj przede wszystkim sytuacja z udziałem stanislawa oraz zewsa. Kanadyjczyk z polskimi korzeniami nie krył, że w czasach wspólnych występów pod banderą Teamu Liquid miał on zupełnie inne pomysły niż brazylijski szkoleniowiec, co w rezultacie musiało się zakończyć rozstaniem.
– Przez cały mój pobyt w Liquid czułem, że jestem jedyną osobą, która nie zgadza się z Zewsem co do jego pomysłów oraz systemu. Dziś czuję, że taki scenariusz był z góry spisany na straty. Sprowadzono mnie do TL, abym został liderem, ale moim zdaniem zespół miał już kapitana, którym był Zews – pisał wówczas Jarguz na swoim profilu na Twitterze.
Widzicie? Nie zgadzaliśmy się, więc poszliśmy w swoje strony. Dziecinnie proste. A już na pewno bardziej rozsądne niż ferowanie wyroków, kiedy nie ma się pojęcia o tym, co działo się wewnątrz zespołu.
Ale wiem, że czyjaś głowa musi spaść, dlatego najsłabszą linię obrony mam tutaj dla osób odpowiedzialnych za logistyczne działanie sekcji CS:GO w amerykańskiej organizacji. HenryG sypnął hajsem włodarzy i wszystko było zajebiście, szkoda tylko, że tak krótko. Przyznam szczerze, że z perspektywy czasu szokuje mnie trochę to, jak nierozważnie doświadczony Brytyjczyk podszedł do całego projektu. Sytuacji z kassadem i ALEXEM dało się wszak po prostu uniknąć.
Mam wrażenie (być może bardzo mylne), że składy League of Legends często są budowane na prostej zasadzie – wrzucamy kilku świetnych graczy z różnych światów do jednego wora i po dwóch miesiącach mamy poprawnie funkcjonującą ekipę. I wiecie co? W zatrważającej liczbie przypadków takie rozwiązanie po prostu działa. W CS:GO było jednak naprawdę niewiele tego typu kreacji i ma to swoje przyczyny. W FPS-ach różnice charakterów wychodzą po prostu znacznie szybciej.
Chciałbym, żebyście w duchu odpowiedzieli sobie teraz na jedno bardzo łatwe pytanie. Czy gdybyście wygrali w LOTTO i mieli do rozdysponowania naprawdę chory budżet, to czy serio popędzalibyście wszystkich i wszystko, by nowym składem zagrać dwa ostatnie turnieje w roku? Czy nie wolelibyście poświęcić tych kilku miesięcy na budowę czegoś pewnego? Czegoś, co nie wciągnie waszych milionów do niszczarki? Wystarczyłoby, że Cloud9 odpuściłoby sobie drugi sezon FLASHPOINT, na którym i tak niewiele ugrało, a różnice między kassadem i ALEXEM wyszłyby jeszcze w trakcie testów czy formowania wyjściowego rosteru.
Ale nie no, to esport, więc trzeba było przepalić kilkaset tysięcy dolarów, żeby walnąć kilka pompatycznych tweetów…
Na obronę Henrego i jego ziomków z managmentu C9 można powiedzieć tylko tyle, że dopiero się uczy czy też uczą. Każdy popełnia błędy. Obyśmy tylko w przyszłości widzieli ich już znacznie mniej, a miejsce kassada zajął koleś, który będzie nadawać na tych samych falach co ALEX.
Fot. EPICENTER