Czy coś jest w stanie uratować PLE?
Lata wyrabiania marki, gigantyczne inwestycje, niezapomniane wrażenia i to wszystko jak krew w piach? Niekoniecznie. Polska Liga Esportowa w swojej historii ma równie dużo wzlotów co upadków. Sukcesów co porażek. Pozytywnych zaskoczeń co wpadek. Teraz PLE powraca z drugim życiem, jednak jak wielką cenę zapłaci za błędy przeszłości? Czy będzie w stanie konkurować z największymi ligowymi rywalami na różnych scenach? Co musi się zmienić, aby do tego doszło?
Co nie grało?
*Głęboki wdech* Od czego by tu zacząć?
Po pierwsze – komunikacja.
Jako wierny i oddany kibic krajowych formacji ubolewałem nad tym, że szukanie informacji na temat ich wystąpień w PLE należało do zadań oznaczonych gwiazdką. Zadań na szóstkę. Takich, które niekoniecznie da się wykonać. Komunikacja pomiędzy organizatorami a społecznością powinna świecić przykładem. Przykładem jak takiej komunikacji nie prowadzić.
Bo my jako kibice z oficjalnej strony rozgrywek nie dowiadywaliśmy się kompletnie nic. Nieczytelna, niezrozumiała, nieaktualizowana – od naprawy tej strony i regularne prace nad nią wypadałoby rozpocząć. Nie zachwycała również komunikacja w mediach społecznościowych, choć to z czasem uległo poprawie i dzięki Bogu wiedzieliśmy kto z kim i o której zagra.
Nie tylko komunikacja ze społecznością kulała. Ognisko płonęło wewnątrz spółki, a o problemach mówiła nam blisko dwa lata temu Agnieszka Bała:
– Głównym powodem był przepływ informacji i brak komunikacji. Od kilku miesięcy czekałam na informacje, dostawałam tylko odpowiedzi „zadzwonię do ciebie w sobotę”, „zadzwonię do ciebie w poniedziałek”, „wyślę ci maila”, „już piszę do ciebie maila”. Ten mail nigdy nie docierał.
Brakowało też komunikacji pomiędzy organizatorem a uczestnikami rozgrywek. Bo chyba każdy pamięta słynny konflikt z udziałem innocenta i byali’ego. Ówcześni członkowie Mikstury byli związani kontraktami z poprzednimi organizacjami, przez co nie mogli wystąpić w PLE. Wszystko wydaje się proste, ale…
- byali ostatecznie wystąpił w lidze, a innocent nie.
- Większość zawodników o takim punkcie regulaminu dowiedziała się dwa dni przed startem rozgrywek.
- Niektórzy z nich otrzymali taką informację dzień przed inauguracją.
- Zapis ten nie obowiązywał w poprzednich odsłonach ligi.
Sytuacja co najmniej kuriozalna, ale zakładam, że wtedy nikomu nie było do śmiechu.
Po drugie – szaro, smutno i ponuro.
Kolorowy krajobraz rodzimego podwórka urozmaicał szereg innowacji. Jedni szli do przodu, inni starali się o postęp, ale niektórzy stali z nogą w bagnie i nie mogli pójść naprzód. Polska Liga Esportowa przez długi czas utrzymywała prestiż i przyciągała największe ryby ze stawu, jednak z czasem pieniądze przestały wystarczać.
Organizacje, drużyny i sami gracze przy wyborze najbardziej odpowiednich dla siebie rozgrywek skupiali się również na tym, czy te oferują im coś poza przelewem na konto. Jakimś występie w europejskim pucharze o puchar sołtysa, z którego można byłoby jednak pójść dalej. Albo turnieju, w którym udział wezmę choć trochę znaczące drużyny. Cokolwiek, co mogłoby zagwarantować dalszy rozwój. No bo powiedzmy sobie szczerze – zostajesz mistrzem PLE, i co? Co z tego?
Ostateczny triumf nie dawał nic i z czasem zaczęło to przeszkadzać również uczestnikom. Z tego też powodu w najświeższej edycji PLE nie oglądaliśmy tych największych, przez co spadło zainteresowanie. A gdy nie ma zainteresowania, to nie ma tak naprawdę nic, bo to społeczność w dużym stopniu nakręca ten biznes.
– Ostatnie PLE odbywało się jak zwykle równolegle z zasadniczym sezonem Mistrzostw Polski, więc nie dziwie się, że większość topowych drużyn postanowiła skupić się na dobrym starcie w MP. Brak topowych drużyn sprawił, że ten sezon stracił na wartości – mówi nam reprezentant AVEZ Esport Piotr “nawrot” Nawrocki.
Po trzecie – śladami AMD, czyli więcej dywizji.
Sam pomysł o utworzeniu drugiej dywizji ligi nie był zły. Na pomyśle jednak się zaczyna, a do niego trzeba dołożyć wiele innych czynników, aby projekt finalnie wypalił. A sam spotykałem się z dziesiątkami osób, które albo nie miały pojęcia o istnieniu więcej niż jednej dywizji PLE, albo nie wiedziały, która drużyna gra w niższej, a która w wyższej lidze.
Wszystko to spowodowało chaos, a osoby pragnące poznać więcej szczegółów musiały sporo się nagorączkować, aby takie odnaleźć. A i to, co znalazły, zapewne nie zaspokajało pełni oczekiwań. Najważniejsze jednak jest to, aby nie patrzeć na czubek własnego nosa i dostrzegać problemy. Teraz już tylko proces naprawczy.
– Zdaję sobie sprawę, że komunikacyjnie mogliśmy do organizacji turniejów podejść nieco lepiej. Zwróciliśmy na to uwagę i musimy włożyć dużo pracy w to, żeby ludzie nie byli tak zero-jedynkowi w ocenie naszych poczynań – mówił nam na początku marca Krzysztof Stypułkowski, współzałożyciel i członek zarządu fantasyexpo.
Po czwarte – GIANTS i inne drobnostki.
– Wydaje mi się, że w projekcie PLE jest wiele niedociągnięć i wyraźnych braków bądź też dziwnych decyzji, chociażby obecność GIANTS na finałach – serio? Drużyna, która od finałów PLE dotąd rozegrała 14 spotkań według HLTV, aktualnie 114 miejsce, wtedy 58. Czy jest to rzeczywiście formacja, która miała przyciągnąć grono fanów do Rzeszowa albo chociażby na transmisję w internecie? Ktoś się w tym wszystkim mocno zagalopował – mówi nam PRAWUS.
No i trudno się z tymi słowami sprzeciwiać. Wydawało się, że Giants zostało zwerbowane w ostatniej chwili po tym, jak ktoś bardziej znany w ostatniej chwili się wycofał. Chcielibyśmy, aby tak było. Portugalska ekipa nie poradziła sobie nawet z krajowymi średniakami i z kretesem wypadła z zawodów.
***
– W momencie rozgrywania pojedynków na LAN-ie na brakowało jakiegoś czynnika, który wpłynąłby pozytywnie na podwyższenie statusu całego wydarzenia. Szczerze mówiąc, razem z drużyną CLEANTmix miałem deja vu i wydawało mi się, że chyba znowu jesteśmy na inauguracjach PLE podczas PGA, bo wszystko wyglądało bardzo podobnie. Nie odczuwałem tego, że jesteśmy na wielkich finałach PLE, tylko turnieju jednym z wielu – ta sama scena, te same problemy – zaznaczał Ganczewski.
Nowe rozdanie
– W tym roku planujemy dość sporą restrukturyzację ligi. Skończył się 3-letni okres, który sobie założyliśmy, zweryfikowaliśmy to, co się udało, a czego nie udało się zrealizować i będziemy wprowadzać zmiany. Chwilowo daliśmy odetchnąć rynkowi, ale obiecuję, że to bardzo szybko się zmieni. Wręcz na dniach zaczną pojawiać się pierwsze informacje dotyczące tego, co planujemy. Na pewno będziemy szli z tym projektem do przodu, zobaczymy jak to ocenicie – informował nieco ponad dwa miesiące temu Stypułkowski.
Na tę chwilę wiemy tyle, że Fantasyexpo powołało osobną spółkę pod nazwą Polska Liga Esportowa Spółka Akcyjna. Nikt nie zabroni nam jednak zgadywać czy doradzać. Co mogłoby się zmienić i co powinno się zmienić, aby PLE urosło do wagi najważniejszych krajowych rozgrywek?
Żaden ze mnie Nostradamus, ale przeczuwam, że romans Fantasyexpo z BLASTEM może zrodzić coś naprawdę ciekawego. BLAST Rising – mówi wam to coś? Rozgrywki zorganizowane dla drużyn z niższego szczebla, jednak dające szanse na bycie zauważonym szerszej publice niż tej wyłącznie krajowej. Zwycięzca PLE zgarnia bilecik na takie zawody? Brzmi kusząco. Nie tylko dla mnie, ale zapewne też dla najlepszych krajowych drużyn, które takim wyróżnieniem by nie pogardziły.
Problem w tym, że na tę chwilę BLAST Rising poza paroma godzinami na wizji i pokaźną sumą dla najlepszych nie oferuje niczego. I problem ten zauważa Nawrocki.
– Wydaje mi się, że współpraca ESL/ESEA i połączenie Mistrzostw Polski z fajnymi europejskimi turniejami jak np. EPEC, MDL, który otwiera drogę do ESL Pro League, jest dla PLE nie do przeskoczenia i nie sądzę, żeby wydarzyło się coś, co zaoferuje najlepszym polskim drużynom lepszą nagrodę niż wyżej wymienione ligi/turnieje.
Wypadałoby również zmienić format, który w ostatniej odsłonie postawił szereg znaków zapytania. Tak naprawdę do dziś nie jestem pewien, o co dokładnie w nim chodziło.
– Fantasyexpo powinno wrócić do starego, a zarazem najlepszego systemu, który jest obecnie w MP i był kiedyś w PLE – zaznacza nawrot.
– Stworzenie ciekawego, elastycznego i przyjemnego dla drużyn systemu rozgrywek, który nie zajmie im całego miesiąca grania i wprowadzenie nagrody wartej udziału mogą pomóc przynieść sukces – dodał.
***
– Ostatni kiepski sezon wynika z tego, że przygotowywaliśmy się na rok 2020. Zmienialiśmy zespół zarządzający projektem, podeszliśmy do całości bardziej strukturalnie, zainwestowaliśmy w nowych ludzi – również tych pochodzących spoza branży esportowej. Wiedzieliśmy, że na początku restrukturyzacji możemy wpaść w małe turbulencje, ale przygotowaliśmy grunt pod kolejne działania – tłumaczył Stypułkowski.
O tym, czy to słowa rzucone na wiatr, czy faktyczny stan rzeczy, przekonamy się, gdy Polska Liga Esportowa powróci na salony i znów (miejmy nadzieję) będzie cieszyć się wielkim zainteresowaniem.
Fot. Aleksandra Dorociak