
Aby frustracja miała znaczenie. Co pokazała nam powtórka meczu Anonymo?
Tuż po meczu zamarłem w bezsilności i rozgoryczeniu. Siedziałem zmarnowany, wpatrując się bez życia w monitor. Zaatakował mnie dziwny rodzaj kaca, choć piwa w nocy przecież nie piłem. Wewnątrz mnie wojnę prowadziły różne emocje: od frustracji, przez irytację, na wkurwieniu nie kończąc. Wreszcie wszystko przerodziło się po prostu w smutek. Tak, to przygnębienie bezsprzecznie dominowało w tym kotle niesprawiedliwości. A jestem przecież tylko kibicem.
Pomyślcie więc, jak czuli się gracze Anonymo Esports, którzy w pewnym sensie z wcześniejszego zwycięstwa zostali obrabowani. I to po tak pięknej, zaciętej i ekscytującej walce. – Nie skłamię, jeśli powiem, że bariera mentalna była szalona i prawdopodobnie utrzyma się przez kilka dni – pisał tuż po meczu Paweł “innocent” Mocek, podsumowując niejako całe zamieszanie. Ale pewnych wydarzeń słowami opisać się nie da.
Zostaliśmy świadkami prawdopodobnie jednego z najsmutniejszych wydarzeń w historii polskiego Counter-Strike’a. Nie bez powodu ludzie z całego świata zaczęli otwarcie mówić o tym, że to nie biało-czerwoni przegrali. “Przegrał esport”. Mocne i wymowne, być może trochę histeryczne, ale całkowicie zrozumiałe. Liczę jednak na to, że o niesłusznej porażce Polaków będziemy mówić niedługo jak o wydarzeniu-symbolu. Sensacji, z której jesteśmy w stanie wyciągnąć coś więcej niż tylko świadomość „nierówności klasowej”. Szczerze na to liczę.
I nie mówię tylko o zmianach w regulaminach największych turniejów. To, by podobna sytuacja już nigdy nie miała miejsca, jest nad wyraz oczywiste.
Nie tak jasny był z kolei fakt, że polska społeczność Counter-Strike’a wciąż jest liczna i aktywna. Na co dzień skryta i niezaangażowana w momencie krytycznym daje o sobie znać, jak mało która. Ponad 111 tysięcy widzów zgromadziło się w jednym momencie na kanale Piotra “izaka” Skowyrskiego. Choć do czynienia mieliśmy z meczem BO1, niemal pobiliśmy rekord 138 tysięcy spotkania Virtus.pro w ćwierćfinale MLG Columbus w 2016 roku.
Przypomniały się najwspanialsze czasy polskiego Counter-Strike’a, a krajowi kibice – poza marginesem troglodytów nieznających granicy dobrego smaku – pokazali, że wciąż potrafią się zjednoczyć. Piętnujmy wylewanie karygodnej nienawiści, nie zapominając jednak o docenianiu pięknych gestów. Zazwyczaj nawalamy się wzajemnie po mordach, ale gdy ktoś pluje nam w twarz – podziały nagle znikają. I dzieje się magia wykraczająca daleko poza granice kraju.
Wystarczy wspomnieć, że w kilka zaledwie dni Anonymo Esports z – nomen omen – anonimowej dla świata marki przekształciło się w organizację z prawdziwego zdarzenia. Klubu, o którym warto mówić; którego losy warto śledzić; któremu w końcu warto kibicować. Włodarze zyskali ekspozycyjne paliwo napędzające rozwój struktur. Gracze – szacunek, sympatię i uwagę kibiców z całego świata. A to potrafi dać motywacyjnego kopa, o jakim my, nie-gracze prawdopodobnie nawet nie śnimy.
Poklask na globalnej scenie nie wziął się zresztą znikąd. Raz jeszcze rozegrany Mirage czarno na białym pokazał, że Anonymo Esports w żadnym wypadku nie jest od Ninjas in Pyjamas drużyną gorszą. Wynik 14:16 i nieustanna wymiana ciosów na równych warunkach stały się poniekąd dowodem na to, że powtórka nie miała prawa się wydarzyć. Być może to nie packet loss zepchnął NiP do drabinki przegranych. Być może…
Kiedy Skandynawowie skarżyli się na problemy techniczne, z ich słów między wierszami wyczytać mogliśmy zapowiedź zbliżającej dominacji. – Dajcie nam normalne serwery, a skopiemy wam tyłki tak, jak jeszcze tego nie zrobił nikt – wydawać by się mogło, że w skrojonym pod linijkę oświadczeniu, ale i pomeczowych wpisach graczy wybrzmiewał równie arogancki komunikat.
Cóż, musiały zdziwić się Nindże w Piżamach, gdy o zwycięstwo walczyły do ostatniej rundy, a Janusz “Snax” Pogorzelski raz za razem sprowadzał Szwedów i Duńczyka do parteru. Radość po zwycięstwie jest rzecz jasna sprawą naturalną. Po tak niejednoznacznej konfrontacji czasem warto jednak spuścić z tonu. Zamiast krzyków euforii zawodnicy NiP po meczu mogliby równie dobrze wykonać znak krzyża, dziękując opatrzności i prestiżowi marki za triumf otrzymany w gratisie.
Z pozycji widza stresowałem się każdą rundą, jakbym raz jeszcze podchodził do ustnej matury. Wiedziałem, że w głowach Polaków siedzą demony utrudniające rzeczy, które w normalnych warunkach prawdopodobnie przychodziłyby im z łatwością. Być może to stąd kilka wyraźnych błędów ostatecznie oddalających zawodników Anonymo od zwycięstwa. Nie zmienia to faktu, że w takich okolicznościach biało-czerwoni i tak utarli nosa NiP-owi.
Dlatego raz jeszcze podkreślam, by zdanie to odpowiednio wybrzmiało. W kajecie pojedynek z NiP-em oznaczony zostanie jako porażka, ale nikt o Anonymo Esports nie powie “przegrani”.
Rezultat 14:16 boli graczy zapewne bardziej niż łatwa porażka 3:16. Z drugiej strony jednak pokazuje, że Anonymo Esports jest gotowe na walkę z zespołami z czołowej piętnastki świata. A to dobry omen przed nadchodzącymi spotkaniami. Wczoraj dostaliśmy bowiem dowód na to, że zaskoczenie w inauguracyjnym, felernym spotkaniu nie było jednorazowym wybrykiem.
I na tym musimy się skupić, bo kolejny sprawdzian już dziś. Oby kibicowska energia i wiara we własne umiejętności zdominowały w głowach Polaków niesmak po wyrwanym im z rąk triumfie.
Na kanale Piotra “izaka” Skowryskiego meldujemy się wszyscy o godzinie 15:00. Czas pokazać HYENAS, co dokładnie znaczy “POLSKA GÓRĄ”!
Fot. SkillFactor / Patrycja Gawryszewska