
Carmac: Zamknął się jeden z piękniejszych rozdziałów w historii polskiego esportu
Czy Virtus.pro ma w jego sercu specjalne miejsce? Jak zareagował na dzisiejsze wieści o rozstaniu z Polakami? Jak wspomina zwycięstwo Virtusów w Spodku? Dlaczego wnoszenie przez Pashę pucharu na scenę Intel Extreme Masters to jedna z najbardziej wzruszających chwil? Na te i inne pytania odpowiedział nam Michał “Carmac” Blicharz, wiceprezes ESL ds. pro gamingu i szef cyklu Intel Extreme Masters.
Informacja o rozstaniu Virtus.pro z polskim składem wzbudziła u ciebie jakieś większe emocje?
Zamknął się pewien rozdział. Jeden z piękniejszych rozdziałów w historii polskiego esportu. Nie jest to tylko rozdział pod nazwą Virtus.pro, bo ta historia zaczęła się znacznie wcześniej od pierwszych składów odnoszących sukcesy w Counter-Strike’u. Virtus.pro było tylko spadkobiercą spuścizny „Złotej Piątki”. Zamknęła się nawet pewna książka. Jako fan polskiego esportu zdecydowanie byłem tym wszystkim zasmucony, ale nie zaskoczony.
Przez słabe wyniki i pojawiające się plotki reakcje na rozstanie Virtus.pro z polskim składem nie były aż tak poruszające.
Z wieloma zawodnikami Virtus.pro znam się od dawna i bardzo ich szanuję, ale wyniki od dłuższego czasu nie sugerowały, że drużyna o takich ambicjach będzie zadowolona prezentowanymi rezultatami. Przez to nie wiem ile osób tak naprawdę było zaskoczonych dzisiejszą informację.
U ciebie w sercu Virtus.pro ma szczególne miejsce?
Na stopie profesjonalnej zdecydowanie nie, bo do każdy zespół traktuję tak samo – nieważne czy to Virtus.pro, Astralis, TYLOO czy jeszcze ktoś inny. Natomiast nie ukrywam, że z wieloma polskimi zawodnikami wchodziłem w interakcje, nie tylko z Virtus.pro, ale z nimi szczególnie, bo było po prostu najwięcej okazji. Znam się ze starą „Złotą Piątką” bardzo dobrze i życzę im jak najlepiej, ale szkoda było patrzeć jak to wszystko się rozeszło. Jak śpiewał zespół Perfect: Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść. Niepokonanym. Tutaj niestety historia potoczyła się dłużej i trochę zaburzyła historię drużyny, która odnosiła sukcesy w CS:GO.
Czyli organizacja powinna się rozstać z zawodnikami nieco wcześniej?
Zależy z jakiej perspektywy się na to patrzy. Virtus.pro zbudowało wspaniałą więź z polskimi fanami, było mocno kojarzone z polskim CS-em i może przez to przez tak długi czas dawało sobie czas na odbudowanie składu. Wydaje mi się, że mało która organizacja pozwoliła sobie na coś podobnego. Z tego powodu VP należy się szacunek. Jednak kiedy pojawiła się okazja z zawodnikami AVANGAR, którzy wciąż mają aspirację na stałą obecność w top 10 rankingu, dla Virtus.pro to był krok korzystny.
Jednym z największych sukcesów Polaków w barwach Virtus.pro było zwycięstwo w Katowicach. Jak wspominasz te chwile?
Jeśli pracujesz dla organizatora turnieju, zdajesz sobie sprawię, że do powstania magii potrzebujesz sprzyjających okoliczności. I nie da się znaleźć lepszych okoliczności niż te, które spotkały nas w 2014 roku w Spodku. Wytworzyła się niesamowita atmosfera, która niewątpliwie zaraziła wiele osób bakcylem do esportu i przyniosła sporo nowych fanów Counter-Strike’a. Ta niepohamowania radość 10 tysięcy osób na trybunach to coś, o czym trudno zapomnieć. Kiedy kilka lat później Polacy nie grali już na głównej scenie i podczas finału z udziałem innych ekip kibice zaczęli krzyczeć „Virtus.pro, Virtus.pro”, zrobiło się tak głośno i przyjemnie. Zwycięstwo z 2014 roku to niezapomniane chwile, piękne chwile, legendarne chwile. Jedna z najpiękniejszych kart zapisanych w historii polskiego esportu. Jeden z najfajniejszych momentów w historii Counter-Strike’a, więc wydaje mi się, że większość osób myśli właśnie o tej chwili, gdy słyszy okładkę uderzającą o ostatnią stronę książki pt. „Polski skład w Virtus.pro”.
Ten sukces bez wątpienia miał ogromny wpływ na rozwój polskiego esportu, ale tak samo można powiedzieć o imprezie w Katowicach? Po tamtym zwycięstwie IEM zmienił się na dobre?
W dużym stopniu tak. Nigdy nie powiem, że my sami jesteśmy odpowiedzialni za nasz własny sukces. My tylko tworzymy warunki, by stało się coś magicznego, a czy do tego dojdzie, zależy też od publiki i graczy. Tam stało się coś magicznego i zawsze, gdy czytałem komentarze o Katowicach, pojawiały się pytania czy polska drużyna zagra w Spodku. Ludzie po prostu pamiętają moment, gdy nasi grali na scenie.
Patrząc na grę polskich zespołów, można wierzyć, że któryś z nich w najbliższych latach pojawi się w Spodku?
Gdy teraz zwolniło się pięciu potencjalnie topowych zawodników, jest możliwość, by wspomnieć inną z czołowych drużyn. Być może ktoś się przebije. Tajemnica słabego okresu polskiego Counter-Strike’a to coś, czego nawet tęższe głowy od mojej nie były w stanie rozwiązać, więc ja tym bardziej nie będę podejmował się diagnozy.
Dla ciebie Pasha wnoszących puchar na scenę Intel Extreme Masters to jedna z najbardziej wzruszających chwil w historii tej imprezy w Katowicach?
Tworzenie takiego produktu jak Intel Extreme Masters nie zależy tylko ode mnie. To trochę jak z wychowaniem dziecka – jesteś w stanie nauczyć je paru rzeczy, wdrożyć pewne zasady i wartości, ale później już nie masz pełnego wpływu na to, co się wydarzy. Tak samo jesteś w stanie zbudować produkt według pewnych wartości i liczyć, że urośnie z tego coś pozytywnego. Nigdy jednak nie masz pewności. Natomiast gdy Pasha wnosił puchar z nazwą swojej byłej drużyny, w Spodku wytworzyły się emocje, na które miałem nadzieję. To ile dla publiczności i zawodników warte są wspomnienia, które ten puchar symbolizuje, złożyło się w całość, dzięki której każdy wiedział o co chodzi i był wzruszony. To jeden z takich momentów, które w mojej osobistej podróży przez esport na pewno zapadnie w pamięć, bo właśnie o to w 100% nam chodziło przy tworzeniu Intel Extreme Masters.
Fot. ESL