Wiecie co, AGO i K1CK? Będziemy tęsknic…
Choć w wielu przypadkach czekamy na oficjalne informacje, sprawa jest już właściwie przesądzona. Nadszedł czas pożegnań słodko-gorzkich. Cholera, panowie z AGO ROGUE i K1CK Neosurf – będziemy tęsknić. Tak po ludzku.
To jak posłanie w świat najlepszego kumpla chcącego realizować ambicje poza zabitą dechami pipidówą. Albo rozstanie z dziewczyną, którą kochasz, tylko po to, aby mogła rozwinąć skrzydła w nieskrępowanych zobowiązaniami warunkach. Niby zdajesz sobie sprawę z tego, że trwanie w miejscu strawi ich od środka, ale mimo wszystko moc sentymentu wierci ci w brzuchu dziurę. Tyle w końcu razem przeszliście…
Uprzedzamy – to nie wstęp taniego harlekina. Obrazujemy po prostu klimat panujący właśnie na polskiej scenie League of Legends. Za nami piękny rok pełen ekscytacji, wzruszających opowieści, historycznych sukcesów. Dwanaście miesięcy przedstawienia, w którym główne role zagrali członkowie AGO ROGUE i K1CK Neosurf. Seansu tak wciągającego, że chciałoby się kontynuować go bez końca.
Do tej pory żyliśmy historycznym sukcesem Shusheia czy Roccat. Z łezką w oku wspominaliśmy Frag eXecutors i Meet Your Makers. Trzymaliśmy kciuki za Jankosa, ale i Vandera, Selfmade’a, Kikisa czy Jactrolla. W kontekście lokalnym, rdzennie nadwiślańskim, z zacięciem socjopaty nieustannie wracaliśmy jednak do kultowego składu Illuminar Gaming i ich pojedynku z Pompa Teamem.
Wspomnienia to rzecz jasna wspaniałe. Prawda jest jednak taka, że rywalizacja na krajowym szczycie nigdy wcześniej nie była aż tak zacięta, jak w okresie lockdownu. A jeśli do niej pretendowała – nie przenosiło się to bezpośrednio na pozycję w rozgrywkach międzynarodowych. Już wymiana trofeami w Ultralidze zagęściła atmosferę nad Wisłą. To, co stało się jednak w European Masters, na dobre zapisze się na kartach esportowej historii w Polsce. Dwa finały z rzędu z udziałem polskich drużyn. Najpierw srebrne medale, pół roku później mistrzowski tytuł.
Cholera, to się nie działo…. A jednak, panie i panowie, nie musicie wzajemnie się cucić. To nie sen. AGO ROGUE i K1CK Neosurf wyrosły nie tylko na dominatorów rodzimego podwórka. Konsekwentną pracą sprawiły przede wszystkim, że o polskiej scenie zaczęto mówić jak o najlepszej, a przynajmniej jednej z najlepszych lig regionalnych. Żaden szanujący się scout nie zignoruje już Ultraligi.
Dodajmy do tego historię Łukasza “puki style” Zygmunciaka, która obiegła cały świat. Podkręćmy zaproszeniem graczy K1CK do HEJT PARKU w Kanale Sportowym. Przyprawmy szeregiem narracji serwowanych przez komentatorów i działaczy esportowych. Za wisienkę na torcie uznajmy finał Trinity Fource Pucharu Polski w stylu szalonego Last Dance.
Tym najzwyczajniej w świecie chciało się żyć. I za to wszystko – bo tak wypada na końcu wspaniałej historii – powinniśmy podziękować zamaszystym ukłonem i gromkimi brawami. A tęsknotę przekuć w szeroki uśmiech i złamane od ściskania kciuków palce. Koniec może stać się przecież początkiem czegoś jeszcze piękniejszego.
Trymbi awansował już do głównego składu Rogue. Zanzarah stoi na ostatniej prostej drogi do Astralis. W Czekoladzie wszyscy chcielibyśmy widzieć gwiazdę TSM… choć w zasadzie LEC brzmi nawet lepiej. Szygenda prawdopodobnie zagra w Vitality. Część graczy zapukała już do bram innych zespołów międzynarodowych. Niektórzy być może udadzą się na emeryturę lub śladem delorda zmienią rolę. Nadszedł koniec pewnej ery. Obserwowaliśmy rozwój talenciaków, którzy zasłużyli na to, by zebrać żniwa ciężkiej pracy.
I jeśli wrócą na polską scenę, oby zrobili to niczym Inspired. Gościnnie, z udziałem na mistrzostwach świata w CV i dowodami na rozwój poczyniony w najlepszej lidze kontynentu. Jak stary kumpel, który odwiedza rodzinną miejscowość od święta i z marszu staje się gwiazdą lokalnego pubu.